Żyjemy w ciekawych czasach". Często słyszymy takie zdanie. Zazwyczaj odnosi się ono do tego, że ludzkość osiągnęła wysoki stopień cywilizacyjnego rozwoju, radząc sobie z rzeczami, z którymi nie radziła sobie przez stulecia (np. zapobieganie wielu epidemiom). Ponadto obecne środki komunikacji medialnej przyprawiają o zawrót głowy. Przykładów na życie w "ciekawych czasach" można by mnożyć bez liku.
Niemniej jednak są to czasy, przynajmniej w nam znanym krę-
gu kulturowym, gdzie chrześcijaństwo, w tym i Kościół katolicki, nie jest mile widziane przez tzw. elity.
Walczy się z nim mniej lub bardziej otwarcie. Nie jest dobrze postrzegany krzyż i jego przesłanie, że na nim dokonało się zbawienie świata. Media często kpią z religii, z Chrystusa, z ludzi wierzących. Za tym też idzie wręcz pogarda dla wartości mających swoje korzenie w Ewangelii, przechowywanych i krzewionych w kościelnej wspólnocie wiary i moralności. Dlatego wielu wierzących może zawołać za psalmistą, jak to słyszymy w dzisiejszej liturgii: "Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się, Panie, bo mamy już dosyć pogardy" (Ps 123). Nie wolno nam jednak upadać na duchu. Nie wolno poddawać się apatii. Nie wolno przestać być apostołem Chrystusa Pana. "A oni czy usłuchają, czy nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich" - takie świadectwo daje nam dziś ku rozwadze prorok Ezechiel w pierwszym mszalnym czytaniu. Św. Paweł Apostoł zaś cytuje w Drugim Liście do Koryntian słowa samego Pana: "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali".
To napawa wielkim optymizmem. I choć być może nasze świadectwo wiary niekoniecznie spotyka się z życzliwym przyjęciem, szczególnie wśród najbliższych, to jednak nie należy się zrażać. Wszak i Jezus niejako żali się dziś w Ewangelii według św. Marka: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony". Choć wypowiada te słowa, potem obchodzi okoliczne miejscowości i naucza.
"Chrześcijanie winni ukazywać światu Boga żywego, dawać o Nim świadectwo i do Niego prowadzić. Kiedy mówimy o tym naszym wspólnym obowiązku jako ochrzczonych, to nie po to, by się tym chlubić. Z radością i zarazem niepokojem pytamy: Czy jesteśmy naprawdę sanktuarium Boga w świecie i dla świata? Otwieramy ludziom dostęp do Boga czy raczej go zakrywamy? Czy my, lud Boży, nie staliśmy się może w wielkiej części ludem niedowiarstwa i oddalenia od Boga? Czyż nie jest prawdą, że Zachód, centralne kraje chrześcijaństwa znudziły się swą wiarą oraz własną historią i kulturą, nie chcą już znać wiary w Jezusa Chrystusa? Mamy powód, by wołać teraz do Boga:
Polecamy
Pomóż w rozwoju naszego portalu