Przeczytałem i - zdębiałem! 1 czerwca br. w „Rzeczpospolitej” ukazał się krótki artykuł pt. „Najwyższa dotacja dla Morgensterna”, omawiający zamiary dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszki Odorowicz na najbliższy okres; zamiary dla przyszłości filmu polskiego ważne, bowiem dotyczące wsparcia finansowego, bez którego nawet najpiękniejszy scenariusz zrealizowany być nie może. Jakież zatem ciekawe, ambitne projekty filmowe będzie sponsorować polski Instytut?
2,8 mln zł da na produkcję polsko-izraelską pt. „Wiosna 1941” dla Uri Barbasha, który opowie... o Holokauście. Milion zł pójdzie na film polsko-szwedzki „Dwa ognie” - o kłopotach Ukrainki w obozie uchodźców w Szwecji. Polsko-belgijsko-amerykański eksperyment - „próba ożywienia obrazu” słynnego malarza flamandzkiego Pietera Breughla - otrzyma 1,5 mln zł. Dwa razy więcej (i najwięcej w ogóle!) dostanie Janusz Morgenstern na film „o historii młodego człowieka, który nie cofając się przed oszustwem, zyskuje status uznanego literata”. 1,5 mln zł otrzyma reżyser, który przedstawi tragedię stratowania dziecka... Z pomocą 2 mln zł Instytutu powstanie film o panience z małego miasteczka, która ma szansę być polską Naomi Campbell. Chciwość i zawiść będą motywem filmu Janusza Kondratiuka (1 mln zł dotacji) o mieszkańcach domu na warszawskiej Pradze, w warunkach realnego kapitalizmu. Będzie też portret współczesnego blokersa w filmie wspartym kwotą 750 tys. zł.
W tych projektach uderza miałkość, gdy mowa o sprawach polskich, oraz - generalnie - niechęć do zajmowania się na serio problemami współczesnej Polski czy też jej najnowszej historii. Wątły optymizm może budzić jedynie zamiar Michała Rosy zmierzenia się z kwestią współpracy z SB (nie wiemy na razie, czyjej) i lustracji w filmie „Skaza”, na który otrzyma 1,8 mln zł, oraz pomysł filmu „Syberiada” - o deportacjach Polaków podczas II wojny światowej, jaki zamierza zrealizować Janusz Zaorski (2,5 mln zł dotacji).
Oby to były filmy udane, czyli politycznie niepoprawne! Ale w planach sponsorskich Agnieszki Odorowicz nie ma, niestety, ani jednego filmu z tych najbardziej istotnych dla odbudowania tożsamości współczesnego Polaka. W okresie 20-lecia międzywojennego polscy filmowcy o to dbali, powstały filmy - lepsze lub gorsze, lecz chętnie oglądane - o insurekcji kościuszkowskiej, o powstaniach listopadowym i styczniowym, o Legionach Polskich. To są tematy, do których powinno się wrócić teraz, wykorzystując bogactwo możliwości dzisiejszej techniki filmowej. A jeśli komuś pachnie to wszystko „martyrologią” (której podobno mamy dość), to niech sobie wyobrazi np. fabularny film o polskim zwycięstwie w 1920 r. w wojnie z bolszewikami; albo film o brawurowej ucieczce Józefa Piłsudskiego ze szpitala psychiatrycznego w Petersburgu; albo film o uwolnieniu 60 więźniów z hitlerowskiego więzienia w Jaśle w 1943 r. przez zaledwie kilkuosobowy oddział Armii Krajowej; albo film o zdobyciu Ankony przez II Korpus gen. Andersa. Albo...
Pomóż w rozwoju naszego portalu