Reklama

Nie wierzę lustracji

O ile zawsze wydawało mi się, że warunkiem „sine qua non” dla zaistnienia wolnej Polski jest dekomunizacja, nie ufałam pomysłowi lustracji. Rozwój wypadków nie zmniejszył mojej nieufności. Może za długo żyję...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Znam taką historię: Łączniczka dowódcy oddziału AK wpadła. Trzymano ją na Pawiaku. Opowiadała mi kiedyś, jak potwornie ją bili, m.in. krzesłem po głowie, jak walili jej głową o próg... Urwała, a ja nie nalegałam na kontynuowanie wspomnień, widząc, jak jej oczy utonęły w obrazach jakiejś dalekiej, dla mnie niewyobrażalnej przeszłości. Miałam wtedy dwadzieścia parę lat, ona - koło siedemdziesiątki.
Innym razem jej siostra opowiedziała mi nieco więcej z jej przeżyć. Wpadła, bili ją strasznie, a dowódcę ogarnęła panika. Bojąc się, że może go wydać, postanowił użyć struktur konspiracyjnych, by ją otruć. Gdy dowiedziała się o tym jej siostra, lekarka, użyła własnych kontaktów, żeby przenieść ją z celi do szpitala. Już nie wróciła do celi, ze szpitala przewieźli ją do obozu. Wyszła z niego po wyzwoleniu. Trzydzieści parę kilo ważyła kobieta, o której w wieku już podeszłym trzeba by powiedzieć „postawna”. Ona i jej dowódca utrzymywali kontakt do końca życia, podobnie jak obie rodziny, zaprzyjaźnione ze sobą od młodości, która przypadła na okres bliższy pierwszej wojny światowej niż drugiej.
Kiedyś córka tego dawnego dowódcy zaczęła opowiadać mi o tym, jak łączniczka sypała, jak „zdradziła”. Ucięłam krótko, że znam tę historię z innej strony. Chciała, bym opowiedziała, co wiem, ale odmówiłam. Nie wydawało mi się, że powinna usłyszeć o swoim ojcu to, czego ja się dowiedziałam. Powiedziałam jej tylko, że żadna z nas nie przeżyła tamtych czasów i żadna z nas nie może ich sądzić. Po prostu za mało o tym wiemy. Do dziś nie wiem, czy łączniczka - tak jak „wiedziała” córka dowódcy - sypała, czy - tak jak mówiła jej siostra - nie powiedziała niczego. Nie mam pewności, czy usłyszę o tym na Sądzie Ostatecznym, na pewno jednak nie dowiem się tego wcześniej, nawet jeśli to coś znaczyło, bo przecież przeżył i dowódca, i jego rodzina.
Pamiętam, jak w gorącym roku 1981 zwierzyłam się ze swoich więcej niż wątpliwości co do jednego z przywódców „Solidarności” osobie, która mogła mieć wpływ na przebieg zdarzeń, a którą darzę do dzisiaj pełnym zaufaniem. Usłyszałam, że wszystko jest w porządku, „mamy swoich zaufanych ludzi po tamtej stronie”, a „wtyką” jest jego zastępca. Nie uwierzyłam. Chociaż ufałam rozmówcy, nie zaufałam jego ocenie. Jakiś czas później okazało się, że to raczej ja miałam rację.
Mam w pamięci proces bp. Kaczmarka, który „przyznał się” do winy, widziałam taśmy z procesu „szesnastu” w Moskwie, którzy też „przyznawali się” na oczach świata. W uszach huczy mi wciąż wycie stadionów z zebranym na nich „światem pracy”, a po głowie błąkają się słowa oburzenia „spontanicznych” przechodniów zatrzymujących się przed kamerą, „wiernych”, „Polaków”, „literatów”, słowa kierowane w tę lub tamtą stronę, zależnie od czasu i potrzeby wskazanej przez „Trybunę”, i tak czule kiedyś nazywane „szklane okienko”.
Sama stałam na korytarzu szkolnym, kiedy przed szeregami uczniów i grupą nauczycieli dyrektor odczytywał rezolucję, w której w naszym imieniu potępiał biskupów po ich słynnym liście do biskupów niemieckich. Chciałam wyjść przed szereg i zaprotestować, powiedzieć, że się nie zgadzam, ale nie wyszłam. Stałam w miejscu nawet nie dlatego, że się bałam. Wówczas tego nie rozważałam, ale i dziś myślę, że nie groziło mi chyba wiele. Szkoła wtedy też była obowiązkowa, a ja byłam niezłą uczennicą, pewnie jakoś by to zatuszowano. Wtedy przede wszystkim wstydziłam się tak wyjść przed szereg w obliczu całej szkoły. Było mi wstyd, że się tak tchórzliwie wstydzę, ale nie wyszłam. Potem wstyd przyblakł, ale coś z niego zostało do dziś.
Może dlatego, że żyję dość długo i pamiętam wiele, niełatwo ufam rzeczom zbyt oczywistym. I rzadko wierzę w ich powierzchowny obraz. Dlatego, niestety, nie wierzę lustracji. Żałuję, bo chciałabym móc ufać, że oto jest sposób na to, by wszystko ułożyło mi się w należytym porządku, by było widać, kto stoi po prawicy, a kto po lewicy, co jest czarne, a co białe - jak w bajce. Kopciuszek dostałby księcia, siostry poszłyby szorować garnki. Żałuję, ale wiem już, że na tym świecie to mi się nie zdarzy.
Wiem przecież, że zaufanych ludzi, nawet jeśli znajdowali się po „tamtej stronie”, na pewno nie było łatwo odróżnić od takich, którzy właśnie stanowili najlepsze narzędzie do pozbycia się dla „tamtej strony” tych najgroźniejszych. Musieli przecież mieć coś w ręku, żeby przekonać tych, których zaufanie udało im się zdobyć. Choćby dlatego też nie wierzę, że „kwity” nie były fałszowane albo wręcz wytwarzane na konkretny użytek. Dziś to są dobre „oryginalne” dokumenty. Mam uwierzyć, że to one były palone w pierwszej kolejności?
Niestety, z tego i innych powodów wątpiłam nie tyle w celowość, co w możliwość przeprowadzenia prawdziwej i rzetelnej lustracji. Miałam wątpliwości w zasadzie od początku, od kiedy zaczęło się o tym mówić. Niestety, dzisiaj mam ich dużo więcej. Ostatnie tygodnie odebrały mi właściwie resztę nadziei na możność uporządkowania całego świata na wzór opowieści, w której dobro zwycięża, a zło odchodzi w pogardzie i wstydzie. Niestety, muszę pogodzić się z tym, że zawsze już będę skazana na siebie w ocenie zła i dobra - zarówno w stosunku do mnie samej, jak i do innych.
Nie chcę przez to powiedzieć, że wszystko jest niepewne, a tym bardziej relatywne. Wiem, że prawda jest i że jest jedna. Wiem też jednak, że można jej nie rozpoznać, stojąc z nią twarzą w twarz. I z wielkim aplauzem tłumu skazać ją na ukrzyżowanie.
Nie proponuję zalania akt IPN betonem ani wysadzenia w powietrze. To jest materiał do analiz historycznych nie na lata, ale na pokolenia. Nie spodziewam się jednak, żeby zmieniły one jakoś radykalnie mój obraz świata - tego, który pamiętam, i tego, który mam przed sobą. I tylko przypominają mi się słowa Prymasa Wyszyńskiego, który mówił, że dopóki o nim źle mówią, wie, że to, co robi, jest słuszne - zaczyna się martwić, kiedy słyszy, że go chwalą.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Najświętsza Maryja Panna Krzeszowska, Matka Łaski Bożej

Niedziela legnicka 4/2013, str. 7

[ TEMATY ]

sanktuarium

Krzeszów

Autorstwa Januszk57 - Praca własna, commons.wikimedia.org

Ikona Matki Bożej Łaskawej w Krzeszowie

Ikona Matki Bożej Łaskawej w Krzeszowie

Krzeszów to mała miejscowość w Kotlinie Kamiennogórskiej na Dolnym Śląsku, położona tuż przy czeskiej granicy. Jest znana nie tylko w swoim regionie, ale także w całej Polsce, a nawet w Europie i na świecie. Stało się to za przyczyną znajdującego się tu sanktuarium Matki Bożej Łaskawej oraz barokowego zespołu obiektów sakralnych tworzących kompleks zabytków klasy zerowej.

Cudowny obraz Bogarodzicy jest od wieków czczony w Krzeszowie. Ikona datowana jest na XIII wiek, co czyni ją najstarszym obrazem maryjnym w Polsce. Jest ona o ok. 200 lat starsza od ikony Matki Bożej Częstochowskiej. Została napisana na desce o wymiarach 60 na 37 cm i przedstawia Maryję z Dzieciątkiem na prawym ramieniu, które zwrócone jest twarzą do Matki. W dłoni trzyma Ono pergamin Bożej tajemnicy. Głowę i ramiona Bogarodzicy okrywa pofałdowana chusta w kolorze czerwonym. Ta najcieplejsza z barw, najsilniej wpływa na zmysły modlących się. Symbolizuje żarzące się światło i ogień, który zawsze był symbolem obecności Boga (krzew gorejący); posiada działanie oczyszczające i jest atrybutem świętości. Tak samo krzeszowska Bogarodzica, dzięki swemu wstawiennictwu u Boga, pomaga oczyścić grzeszników i prowadzić ich ku świętości. Maryja została przeniknięta Boskim ogniem, nie spala się od niego i nadal zachowuje swoją ludzką naturę, łącząc w sobie dwie sprzeczne cechy: dziewictwo i macierzyństwo. Tunika Matki Bożej jest zielona. Barwa ta oznacza świat roślinny i ludzki. Symbolizuje odrodzenie i nadzieję duchowej odnowy oraz życie wieczne. Ikona nie posiada światłocienia, gdyż wszystko na niej jest światłością zespoloną z barwą. Światłość symbolizowana jest przez złote tło, wyrażające niezniszczalność, wieczność i Boskość. Ikona przedstawia tzw. typ Hodigitria (gr. Przewodniczka, Wskazująca Drogę). Maryja swoją dłonią wskazuje na Dzieciątko i jednocześnie na swoje serce, jako źródło łaski. Taki typ ikonograficzny obrazuje dogmat wcielenia Syna Bożego w aspekcie jego Boskości. Łaciński tytuł ikony to Gratia Sanctae Mariae (Łaska Świętej Maryi). Jest on jednocześnie najstarszą (wymienioną w 1291 r.) nazwą opactwa krzeszowskiego.
CZYTAJ DALEJ

Kiedy należy schować figurę Zmartwychwstałego Chrystusa?

2025-06-01 19:07

[ TEMATY ]

zmartwychwstanie

Wielkanoc

Karol Porwich/Niedziela

Figura Chrystusa Zmartwychwstałego, Paschał oraz krzyż z czerwoną stułą pozostają przy ołtarzu do Uroczystości Zesłania Ducha Świętego włącznie! Nie należy chować wcześniej figury Chrystusa Zmartwychwstałego.

Zgodnie z zaleceniem umieszczonym w Ceremoniale liturgicznej posługi biskupów (CLPB, nr 393) dopiero w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego po ostatniej Mszy św. należy usunąć czerwoną stułę z krzyża procesyjnego, a także usunąć z prezbiterium figurę Chrystusa Zmartwychwstałego oraz Paschał. Paschał należy umieścić przy chrzcielnicy. Zapala się go przy każdym sprawowaniu sakramentu chrztu i od niego zapala się świece nowo ochrzczonych.
CZYTAJ DALEJ

Ewangelia nie jest dla ludzi kryształowych

2025-06-02 11:43

[ TEMATY ]

spotkanie

Kaplicówka

ks. Marek Studenski

mat. prasowy

Przykład z mitologii greckiej, przedstawiający Prokrustesa, pokazuje, jak ważne jest, aby nie dopasowywać rzeczywistości do własnych, wygodnych norm. „Sumienie to nie zbiór reguł. To waga, która waży całego człowieka.” Zapraszam Was w podróż do najgłębszych zakamarków serca – do wnętrza sumienia.

Zaczynamy od wspomnienia z dzieciństwa – o aptece mojej cioci, gdzie jako chłopiec zrozumiałem, jak niewielkie rozregulowanie wagi może kosztować ludzkie życie. Dziś – jako ksiądz z 30-letnim doświadczeniem – wiem, że jeszcze delikatniejszą wagą jest... nasze sumienie. W dzisiejszym świecie, gdzie informacje i wpływy zewnętrzne mogą rozmagnesować nasz moralny kompas, kluczowe jest, abyśmy dbali o swoje sumienie. To, czym karmimy nasze serca i umysły, wpływa na naszą zdolność do podejmowania etycznych decyzji. Dlatego ważne jest, aby być świadomym wpływu, jaki otaczający nas świat ma na nasze sumienie, i starać się nie zagłuszać jego głosu. „Ewangelii nie trzeba dopasowywać do życia. To życie trzeba podciągać do Ewangelii.”
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję