W pewnej chwili, kiedy mnie jakaś moc zaczęła naglić, abym
się starała o to święto i żeby był namalowany ten obraz, nie mogę
zaznać spokoju. Coś mnie na wskroś przenika, jednak jakiś lęk mnie
ogarnia, czy nie jestem w złudzeniu. Chociaż te niepewności zawsze
pochodziły od zewnątrz, bo w głębi duszy czułam, że Pan jest, który
przenika duszę moją. Spowiednik, przed którym się wtenczas spowiadałam,
mówił mi, że bywają złudzenia, i czułam, że kapłan ten jakby się
bał mnie spowiadać. To było dla mnie męczarnią. Kiedy spostrzegłam,
że niewiele mam pomocy od ludzi, tym więcej uciekałam się do Pana
Jezusa, do tego Mistrza najlepszego. W pewnej chwili, kiedy mnie
ogarnęła taka niepewność, czy głos, który przemawia do mnie, od Pana
jest - i w tej chwili rzekłam do Pana słowem wewnętrznym bez mówienia.
W jednej chwili jakaś moc przeniknęła duszę moją - powiedziałam:
Jeżeli Tyś prawdziwie Bogiem moim, który obcujesz ze mną i przemawiasz
do mnie, to proszę Cię, Panie, niech ta wychowanka dziś jeszcze pójdzie
do spowiedzi, a znak ten umocni mnie. W tej samej chwili dziewczyna
ta prosiła o spowiedź.
Matka klasy, zdziwiona jej nagłą zmianą, ale zaraz postarała
się o kapłana i ta osoba z wielką skruchą odbyła spowiedź. Wtem usłyszałam
głos w duszy taki: Czy teraz wierzysz mi? - I znowu dziwna moc przeniknęła
duszę moją i upewniła mnie, i umocniła tak, że się sama dziwiłam,
że mogłam się, choć na chwilę, poddać wątpliwości. Jednak wątpliwości
te zawsze pochodzą z zewnątrz i to mnie usposabiało do głębszego
zamknięcia się w sobie. Dusza moja, kiedy wyczuje niepewność kapłana
w spowiedzi świętej, wtenczas nie odsłaniam duszy swojej głębiej,
ale się tylko oskarżam z grzechów. Nie da duszy spokoju taki kapłan,
jeżeli sam go nie posiada.
O kapłani, wy świece jasne, które oświecacie dusze, niech
jasność wasza nigdy nie będzie przyćmiona. Zrozumiałam, że wtenczas
nie było woli Bożej, żebym swą duszę odsłoniła do głębi. Dał mi Bóg
tę łaskę później.
Jezu mój, kieruj umysłem moim, weź w zupełne posiadanie
moją całą istotę, zamknij mnie w głębi Serca swego i chroń od napaści
wroga. W Tobie jedyna moja nadzieja. Mów przez usta moje, kiedy będę
z możnymi i uczonymi, ja nędza największa, aby poznali, iż sprawa
ta Twoją jest i od Ciebie pochodzi.
Umysł mój dziwnie był przyćmiony, żadna prawda nie wydawała
mi się jasna. Kiedy mi mówiono o Bogu, serce moje było jak skała.
Nie mogłam wydobyć z serca ani jednego uczucia miłości ku Niemu.
Kiedy się starałam aktem woli trwać przy Bogu, doznawałam takich
udręk i zdawało mi się, że przez to pobudzam Boga do większego gniewu.
Rozmyślać zupełnie nie mogłam tak, jak rozmyślałam dawniej. Odczuwałam
wielką próżnię w duszy i niczym jej napełnić nie mogłam. Zaczęłam
cierpieć głód i tęsknotę za Bogiem, jednak widziałam całą bezsilność
swoją. Próbowałam czytać powoli, zdanie za zdaniem, i w ten sposób
rozmyślać, ale i to daremne. Nic nie rozumiałam, com przeczytała.
Była ustawicznie przed oczyma duszy mojej cała przepaść nędzy mojej.
Kiedy weszłam na jakie ćwiczenia do kaplicy, zawsze doznawałam większych
udręk i pokus. Nieraz całą Mszę św. walczyłam z myślami bluźnierczymi,
które się cisnęły na usta moje. Odczuwałam niechęć do sakramentów
św. Zdawało mi się, że nie odnoszę żadnych pożytków, jakie dają sakramenta
święte. Przystępowałam tylko z posłuszeństwa spowiednikowi i to ślepe
posłuszeństwo było dla mnie jedyną drogą, po której iść miałam, i
deską ratunku. Kiedy mi kapłan tłumaczył, że to są doświadczenia
Boże - w tym stanie, w jakim jesteś, nie tylko nie obrażasz Boga,
ale jesteś mu bardzo miła, to jest znak, że cię Bóg niezmiernie miłuje
i że ci bardzo ufa, że cię takimi doświadczeniami nawiedza. - Jednak
nic mnie te słowa nie pocieszały, zdawało mi się, że one wcale się
do mnie nie stosują. Jedna rzecz mnie dziwiła, że się nieraz zdarzało,
kiedy strasznie cierpiałam, to z chwilą, kiedy się zbliżyłam do spowiedzi
św., naraz ustępowały mi te straszne udręki; jednak jak się oddaliłam
od kratki, wszystkie te udręki uderzały na mnie jeszcze [z] większą
zaciekłością. Wtenczas padałam twarzą na ziemię przed Najświętszym
Sakramentem i powtarzałam te słowa: Chociażbyś mnie zabił, ja Ci
ufać będę. Zdawało mi się, że konam w tych boleściach. Jedna najstraszniejsza
dla mnie myśl - to była ta, że jestem od Boga odrzucona. A później
następowały inne myśli: Po cóż mam się starać o cnoty i dobre uczynki?
Po cóż się umartwiać i wyniszczać? Po cóż składać śluby? Po cóż się
modlić? Po cóż się poświęcać i wyniszczać? Po cóż czynić ofiarę z
siebie na każdym kroku? Po cóż - jeżeli jestem już przez Boga odrzucona?
Po cóż te wysiłki? - I tu jeden Bóg tylko wie, co się działo w sercu
moim.
Kiedy tak strasznie byłam ściśniona tymi cierpieniami,
weszłam do kaplicy i powiedziałam z głębi duszy te słowa: Czyń ze
mną, o Jezu, co Ci się podoba. Ja Ciebie wszędzie uwielbiać będę.
I niech się stanie wszystka wola Twoja we mnie, o Panie i Boże mój,
a ja wysławiać będę nieskończone miłosierdzie Twoje. Przez ten akt
poddania ustąpiły te straszne udręki. Wtem ujrzałam Jezusa, który
mi rzekł: Ja zawsze jestem w sercu twoim. Niepojęta radość przeniknęła
duszę moją i [napełniła] wielką miłością Bożą, którą zapaliło się
biedne serce moje. Widzę, że Bóg nigdy nie dopuści ponad to, co możemy
znieść. O, nie lękam się niczego, jeżeli zsyła na duszę udręczenia
wielkie, to jeszcze większą wspiera łaską, chociaż jej wcale nie
spostrzegamy. Jeden akt ufności w takich chwilach oddaje Bogu więcej
chwały niż wiele godzin przepędzonych na pociechach w modlitwie.
Widzę teraz, że jak Bóg chce duszę trzymać w ciemności, to nie oświeci
jej ani żadna książka, ani spowiednik.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu