Marian i Władysława Wojtyskowie w tym roku będą obchodzić 45
lat małżeństwa. Wychowali pięciu synów, z których czwarty - Sławomir
od dwunastu lat jest kapłanem. Mają trzynaścioro wnucząt i nie jest
to jeszcze lista zamknięta. Do Nagrody "Rodzice Roku" zostali zgłoszeni
przez duszpasterzy.
Dom Władysławy i Mariana Wojtysków znajduje się w sąsiedztwie
kościoła parafialnego w Łobodnie. W ten sposób Bóg wynagrodził im
lata chodzenia do kościoła parafialnego w Kłobucku, który był oddalony
6 kilometrów od centrum Łobodna. Właśnie w czasie tych niedzielnych
wędrówek do kościoła zrodziła się miłość Władysławy i Mariana.
Wizytę w domu rodziny Wojtysków zaplanowałem na niedzielę.
Dzięki temu mogłem poznać osobiście wszystkich pięciu synów, synowe
i dziesięcioro wnucząt. W obszernym przedpokoju wita mnie figura
Matki Bożej otoczona kwiatami. Właśnie przed tą figurą modli się
cała rodzina, a syn Sławomir podkreśla, że zawołanie "Przez Maryję
do Jezusa" jest również hasłem jego kapłańskiego posługiwania. Dzieciństwo
Władysławy z domu Heluszka i Mariana upłynęło na obcowaniu z biedą
lat okupacji i trudnych powojennych lat.
Z chwilą włączenia Łobodna do Rzeszy w 1940 r. zlikwidowano
szkołę i dlatego szczególnie dla Mariana, urodzonego w 1932 r., oznaczało
to utratę pięciu lat regularnej nauki w szkole podstawowej. Po wojnie
ukończył szkołę podstawową na przyspieszonych kursach i poszedł do
szkoły krawieckiej. Bezpośrednio po szkole poszedł na dwa lata do
wojska i dopiero po przyjściu z wojska, mógł zacząć pracować w wyuczonym
zawodzie w Chorzowie. Po ślubie zwolnił się z tej pracy i podjął
pracę w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remontowym przy Hucie Częstochowa.
Przepracował w nim 34 lata, do czasu przejścia na emeryturę w 1990
r.
Władysława, urodzona w 1937 r., po ukończeniu szkoły
podstawowej jako piętnastoletnia dziewczyna poszła do pracy w Sabinowie.
Pracowała przy budowie tamtejszego zakładu przeróbki rudy. Młodym
warto przypomnieć, że wówczas nie istniało pojęcie ochrony młodocianych
i dlatego Władysława nie miała żadnego kłopotu z przyjęciem do tej
ciężkiej pracy.
Marian Wojtysek przeniósł się do domu żony, a była to
chata kryta słomą, składającą się z jednej izby i kuchni. W tym domu
mieszkali z rodzicami Władysławy i jej młodszą siostrą. W tym domu
przychodziły na świat kolejni synowie: Ryszard, Jacek i Michał. By
móc rozwijać hodowlę, postawić trzeba było oborę i dlatego w 1956
r. zaczęło się wznoszenie budynku gospodarczego, budowa domu musiała
poczekać do 1959 r. Ponieważ Marian często musiał wyjeżdżać na budowy
do innych hut w kraju, w domu gospodarzyła Władysława z rodzicami.
Do 3,5 hektarów własnej ziemi doszła ziemia dzierżawiona. Władysława
w miarę dorastania synów również ich wprawiała do tej pracy. Równolegle
trzeba było pracować z murarzami, którzy przez kolejne 20 lat budowy
zagrody mieli zajęcie u Wojtysków. Stan błogosławiony nie zwalniał
z tej pracy. Gdy dzisiaj patrzę na obszerny dom (rozbudowywany na
raty) i zabudowania gospodarcze, wyczuwam ogrom tej pracy.
Syn Sławomir i najmłodszy Robert wychowywali się już
w nowym domu, choć i oni doświadczali łączenia nauki szkolnej z ciężką
pracą w gospodarstwie. By zwiększyć dochody, poza hodowlą krów, owiec,
świń uprawiano truskawki i wczesne ziemniaki. Dlatego synowie pamiętają
dzieciństwo jako czas trudny. Praktycznie nie znało się pojęcia wakacji,
a po przyjściu ze szkoły trzeba było iść do zaplanowanej pracy w
polu. W wieku 13-14 lat trzeba było się imać kosy. Zresztą, nie tylko,
by kosić trawę i zboża we własnym gospodarstwie, ale też zarobkowo
u sąsiadów. Po latach budowy przyszły lata kupowania maszyn do gospodarstwa.
Najstarsi synowie - Ryszard i Jacek po ukończeniu szkół
zawodowych poszli pracować w górnictwie. Ryszard przez 25 lat pracował
w kopalni rudy żelaza "Mieszko" we Wręczycy Małej. Jacek od kilku
lat pracuje w górnictwie na kontraktach na Węgrzech i ostatnio w
Czechach. Michał, który ukończył zawodową szkołę budowlaną, od pewnego
czasu jest bezrobotny. Budżet rodzinny ratuje żona prowadząca kiosk
z kwiatami. A wydatków nie brakuje, gdyż Michał z żoną wychowują
sześcioro dzieci. Rodzice właśnie Michałowi zapisali gospodarstwo.
Dzieci Michała u dziadków czują się jak u siebie w domu, a babcia
Władysława pomaga synowi w zajmowaniu się gromadką wnucząt (dwóch
chłopców i czterech dziewczynek). Zresztą, wszystkie wnuki lubią
zaglądać do dziadków.
Władysława wspomina, że gdy chodziła z czwartym dzieckiem,
pragnęła córki i przyrzekła Bogu, że gdy urodzi się syn, odda go
na służbę Bogu. Bóg wysłuchał jej prośby i Sławomir od małego wykazywał
zainteresowanie służbą Bogu. Jako ministrant nie zadowalał się służbą
do jednej Mszy św. i z pewnością ministrantura budowała w nim powołanie
do kapłaństwa. Dlatego po ukończeniu szkoły podstawowej proboszcz
ks. Leon Błasiak osobiście zawiózł go do Niższego Seminarium Duchownego
w Częstochowie. Ministrantami byli też najstarszy syn Ryszard i najmłodszy
Robert. Robert, który był ministrantem do dnia swojego ślubu, przez
szereg lat z polecenia proboszcza przygotowywał w parafii nowych
kandydatów na ministrantów. Dzisiaj przez swojego proboszcza w Mykanowie
powołany został do tamtejszej Rady Parafialnej. Robert ukończył technikum
gastronomiczne, obecnie prowadzi własną działalność gospodarczą w
Radostkowie, gdzie mieszka z żoną i dziećmi. Na ojcowiznie Mariana
mieszka dziś w Łobodnie syn Jacek z rodziną. Ma troje dzieci (córkę
i dwóch synów).
Najstarszy wnuczek ma 20 lat i studiuje w Częstochowie.
Rodzinne spotkania w domu rodziców należą do tradycji. Od lat spotykają
się na wieczerzy wigiliinej i wówczas przy stole zasiada ponad 20
osób. Władysława i Marian cieszą się, że chłopcy po katolicku chowają
swoje dzieci i że rodzina trzyma się razem. Od 14 lat mają w sąsiedztwie
kościół parafialny pw. Matki Bożej Częstochowskiej, w którym od 20
lat proboszczem jest ks. Kazimierz Karoń. Marianowi i Władysławie
Wojtyskom trudno jest sprecyzować odpowiedź na pytanie: co trzeba
robić, by dobrze wychować dzieci? Jednak wspólna modlitwa rodzinna
i wspólna praca wybija się na pierwszy plan, a do tego dochodzi rodzicielska
miłość, która jest niezbywalnym posagiem na całe życie dzieci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu