Reklama

W wolnej chwili

Kto wozi drzewo do lasu?

I znowu europejski show-biznes pokazał nam miejsce, w którym aktualnie znajduje się nasza muzyka popularna.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Kiedy myślę o niedawnym finale, w mojej głowie przecina się kilka wektorów, każdy prowadzący myśli w innym kierunku. Oczywiście, jest ten zbudowany na patriotyzmie, który nakazuje wierzyć, że tym razem jedziemy podbić świat, pokazać muzykę rozrywkową przez duże R. Bardzo szybko do głosu dochodzi jednak ta część mojego ja, która mówi: daj spokój, z drzewem do lasu? No właśnie, rzecz w tym, że od strony wizualnej Gaja Justyny Steczkowskiej była efektowna, o czym najlepiej świadczy ocena telewidzów nieszczędzących SMS-ów, którymi głosowali za piosenką reprezentującą polskiego telewizyjnego nadawcę narodowego. Co tu ukrywać, opinie telewidzów były skrajnie różne od oceny jurorów z poszczególnych państw uczestników. To szybko uruchomiło lawinę domysłów, teorii spiskowych – królowała ta, która mówiła, że nas najzwyczajniej nie lubią. A ja mam swoją teorię. Co więcej, ugruntowaną na doświadczeniu bycia przewodniczącym polskiego jury Eurowizji w 2017 r. Nie kryję, to nie jest zabawa, wszystko objęte jest licznymi klauzulami poufności, skrupulatnie zapisywane i archiwizowane. Organizatorzy stawiają również ważny wymóg profesjonalizmu. Profesjonalizm nie wyklucza jednak sympatii. Wiadomo, kraje bałkańskie wspierają swoich, niemieckojęzyczne, podobnie jak skandynawskie, mają swoich faworytów „bliższych ciału”. Tak zwana wielka piątka również sobie wzajemnie nie robi krzywdy. Ale, co zauważam, nie pierwszy raz dysproporcja między oceną jury a publiczności co do polskiego artysty czy artystki jest tak spektakularna. Długo się zastanawiałem, co jest tego powodem. Nie chcę być tutaj adwokatem, ale odnoszę wrażenie, że jury ocenia bardziej jakość samej piosenki, stosując bardzo sztywne oceny (melodyjność, festiwalowość, chwytliwość, to, czy wpada w ucho, itp.), podczas gdy publiczność ocenia widowiskowość, to, czy show zapiera dech w piersiach, czy nie.

Pisząc pierwsze pokonkursowe refleksje, pozwoliłem sobie na uwagę, że począwszy od Verdiego, Pucciniego, Rossiniego czy Mozarta, oni wszyscy wiedzieli, że gdy widz opuszcza teatr po operowym spektaklu, dobrze, aby miał co nucić. Zróbmy więc jak w reklamie płynu do mycia naczyń: prawdziwy test. Proszę zanucić nawet króciutki fragment którejś z festiwalowych piosenek. Bez szans. Odnoszę wrażenie, że zaczyna królować przerost formy nad treścią. Owszem, Islandczycy zaproponowali coś skocznego, tzw. bridge w piosence ukraińskiej wywołał u mnie uśmiech i refleksję: a jednak można. Było kilka piosenek festiwalowych, ale żadnego przeboju! Czarę goryczy przelewa natomiast to, że Polacy siedzą w zagranicznych ekipach i wspierają tamtejszych artystów. Jednym z najpiękniejszych momentów Eurowizji było przypomnienie sukcesu Céline Dion. Czy wiedzą Państwo, że za instrumentacją tej kompozycji (przepięknej) stał Polak – Wojciech Kostrzewa? Ten sam, który przed rokiem wspierał Szwajcarów w drodze po tryumf i powtórzył ten sukces w tym roku jako producent utworu zwycięskiego JJ; miał swój udział także w piosence reprezentantki Szwajcarii. Jak widać – mamy speców. Ale najwidoczniej trudniej jest być prorokiem we własnym kraju.

Cóż, za nami 69. edycja konkursu. Za rok – jubileuszowa. Czy mam pomysł, aby coś zmienić? Chyba nie. Spokojnie mogą mnie Państwo strofować: Iwicki, nie mądrz się. Czy jest jakieś lekarstwo? Może jedynie bardziej być sobą, postawić na melodyjną piosenkę bez oglądania się na jakieś obce wzorce, nawet te wpisane w światowy krwiobieg muzyki rozrywkowej. Edyta Górniak, choć zajęła „tylko” drugie miejsce, wygrała naturalnością, pięknem i talentem. W konkursie piosenki postawiła na... piosenkę. Prawda, jakie to przewrotne? Ale żarty na bok. Konkurs Eurowizji to mimo wszystko zabawa. Może więc dajmy sobie spokój z nadmuchiwaniem balonu do granic możliwości. Nie można wszystkiego zwalić na podstolikowe zagrywki, bo de facto reprezentanta TVP wybrali telewidzowie. A może czternaste miejsce to faktycznie nasza dzisiejsza pozycja w eurowizyjnym show-biznesie? Ani z przodu, ani z tyłu. Jak mawiał dobry wojak Szwejk – w zasadzie najlepsza, bo nigdy nie wiadomo, czy i kiedy zarządzą odwrót.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2025-05-27 14:43

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Muzyka w czasie liturgii sakramentu małżeństwa (1)

Któż z nas nie uczestniczył w uroczystości zawarcia sakramentu małżeństwa? Jest to zawsze, niezależnie od stopnia zaangażowania czy też pokrewieństwa z rodziną państwa młodych, szczególne przeżycie. Dla tych dwojga to jeden jedyny i najważniejszy dzień w życiu, dzień, który już nigdy się nie powtórzy, na który czekali często bardzo długo. Zatem zrozumiałe jest, że narzeczeni i ich rodziny chcieliby, aby wszystko podczas ceremonii w kościele i podczas wesela „grało” jak najlepiej. I jak najbardziej trzeba im to umożliwić, lecz od pewnego czasu pojawiają się niepokojące tendencje przenoszenia muzyki z życia codziennego do świętej liturgii w kościele.
CZYTAJ DALEJ

W Barcelonie beatyfikacja Lycariona Maya. Chciał być bratem wszystkich

2025-07-11 17:18

[ TEMATY ]

beatyfikacja

Barcelona

Vatican Media

Brat Lycarion May, marysta

Brat Lycarion May, marysta

Kardynał Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, będzie przewodniczył jutro, 12 lipca, Mszy Świętej, podczas której młody szwajcarski zakonnik, wychowawca ubogich w Hiszpanii, zamordowany w czasie rewolt ludowych w 1909 roku, zostanie wyniesiony na ołtarze. Głosił braterstwo w świecie pełnym konfliktów.

„Aby udać się do Pueblo Nuevo, trzeba być gotowym oddać życie”. Tak mawiał Lycarion May (z domu François Benjamin), brat marysta, który 12 lipca, zostanie beatyfikowany w Barcelonie, w Hiszpanii. Uroczystość odbędzie się w południe w kościele św. Franciszka Salezego i będzie jej przewodniczył w imieniu Papieża kardynał Marcello Semeraro.
CZYTAJ DALEJ

W Barcelonie beatyfikacja Lycariona Maya. Chciał być bratem wszystkich

2025-07-11 17:18

[ TEMATY ]

beatyfikacja

Barcelona

Vatican Media

Brat Lycarion May, marysta

Brat Lycarion May, marysta

Kardynał Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, będzie przewodniczył jutro, 12 lipca, Mszy Świętej, podczas której młody szwajcarski zakonnik, wychowawca ubogich w Hiszpanii, zamordowany w czasie rewolt ludowych w 1909 roku, zostanie wyniesiony na ołtarze. Głosił braterstwo w świecie pełnym konfliktów.

„Aby udać się do Pueblo Nuevo, trzeba być gotowym oddać życie”. Tak mawiał Lycarion May (z domu François Benjamin), brat marysta, który 12 lipca, zostanie beatyfikowany w Barcelonie, w Hiszpanii. Uroczystość odbędzie się w południe w kościele św. Franciszka Salezego i będzie jej przewodniczył w imieniu Papieża kardynał Marcello Semeraro.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję