Jeszcze za życia Jana Kantego narosło wokół niego wiele legend. Wyłania się z nich obraz pobożnego, pokornego i skromnego profesora, wrażliwego na ludzką krzywdę – w dziełach miłosierdzia był tak radykalny, że potrafił zdjąć z siebie płaszcz i oddać go zmarzniętemu biedakowi, a samemu wystawić się w ten sposób na niedogodną aurę. Z tych legend dowiadujemy się jeszcze jednego – Bóg obdarzył Kantego łaskami, dzięki którym mógł czynić cuda na Jego chwałę.
Święty lepi garnki
Cudowne zdarzenie z 16 czerwca 1464 r. z udziałem Jana Kantego było drobnym epizodem w jego życiu, ale wiele mówiącym o charakterze świętego profesora. Tego dnia niespodziewanie natknął się na młodą dziewczynę zalaną łzami. Okazało się, że służyła ona u srogiej pani, która wysłała ją na targ z mlekiem. Po rozbiciu garnka dziewczyna bała się wrócić do domu, spodziewając się kary, która na pewno byłaby okrutna. Ujęty dramatem dziewczyny profesor poskładał skorupy, które w cudowny sposób się zrosły. Nakazał jej też napełnić dzban wodą, która natychmiast przemieniła się w mleko.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Leczył i wskrzeszał
Podobnych cudów było więcej, ale prawdziwy „worek z łaskami” za jego przyczyną rozwiązał się po śmierci Jana Kantego. Cuda spisywano już od pierwszego dnia pogrzebu; wśród nich były nie tylko uzdrowienia, ale także rozmnożenie pożywienia czy cudowne ugaszenie pożaru. Dzięki wstawiennictwu świętego niezliczona rzesza ludzi odzyskała zdrowie, a do dnia jego beatyfikacji naliczono też dwadzieścia sześć wskrzeszeń.
Pod prąd
Jeden z najbardziej niesamowitych i spektakularnych cudów za wstawiennictwem Jana Kantego został wzięty pod uwagę w jego procesie kanonizacyjnym. Pewna handlarka, wracając z targu w Kętach do swojego domu w Żywcu, prowadziła konie objuczone koszami z utargiem i niesprzedanym towarem. Idąc wąskimi górskimi ścieżkami, niespodziewanie koń niosący dobytek kobiety upadł, a kosze stoczyły się do rwącej rzeki. Nurt był na tyle silny, że nie sposób było ich wyciągnąć. Widząc, jak jej majątek ginie w rzece, padła na kolana i modliła się do Jana Kantego, z pełną ufnością, że jej błagania zostaną wysłuchane. Po chwili zobaczyła, jak wbrew prawom fizyki kosze z jej dobytkiem cofają się w górę rzeki, pokonując rwący nurt, i docierają do miejsca, w którym wpadły do rzeki. Jan Kanty raz jeszcze dowiódł, że jest skutecznym orędownikiem, a cuda za jego przyczyną dzieją się do dziś.