Ks. Robert Gołębiowski: Aby przybliżyć szerokie spectrum różnorodnych działań poproszę najpierw o scharakteryzowanie słowa: powołanie.
Ks. Marian Augustyn: Myślę, że powołania nie można zawęzić tylko do jednego aspektu, czyli życia duchownego. W codzienności mówimy o lekarzach, nauczycielach czy innych profesjach, które są także z powołania. Powołanie zakłada osobiste zaangażowanie i pasję do tego, co się robi, a za tym idzie realizacja swoich talentów, czyli darów Bożych, które najpierw od Boga otrzymujemy, a potem – rozpoznajemy i nimi służymy. Aczkolwiek z racji na specyfikę posługi, która ma przygotować człowieka do życia wiecznego z Bogiem, na pewno powołanie kapłańskie ma swój wyjątkowy charakter.
Reklama
Jak więc kształtowała się decyzja o pozytywnym odpowiedzeniu na łaskę powołania na dalekiej ziemi świętokrzyskiej, co doprowadziło do jego wypełniania nad Odrą i Bałtykiem?
Było to raczej powołanie naturalne, gdyż wzrastało na łonie rodzinnym, przez przykład życia rodziców, a równolegle kształtowało się w grupie ministranckiej czy chociażby wśród przyjaciół z oazy. Oczywiście w wieku 19 lat przeniesienie się z Oleśnicy w całkiem inne tereny Polski było odważną decyzją, ale wewnętrznie czułem, że tutaj będzie moje miejsce, choć razem ze mną do seminarium poszedł kolega, który rozpoczął formację w naszej rodzimej diecezji w Kielcach. Patrząc z perspektywy czasu cieszę się, że jestem właśnie tutaj, gdyż chociażby sama odległość daje poczucie wolności w dysponowaniu czasem, a wyzwania duszpasterskie w naszej archidiecezji sprawiają, że cały czas trzeba szukać nowych inspiracji i pomysłów z docieraniem z Ewangelią do ludzkiego serca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jedną z tych pasji jest ewangelizowanie przez sport, a w przypadku Księdza przez niełatwy sport motorowy. Skąd właśnie ten kierunek?
To wynika z postawy i przykładu mojego brata Ryszarda, który odnosił i nadal odnosi wielkie sukcesy w rajdach enduro, a wcześniej i motocrossie zdobywając tytuły mistrzowskie w Polsce, Europie i na świecie. Jednak moja przygoda z motocyklem – na dobre w sensie profesjonalnym – rozpoczęła się dopiero u nas w Moryniu w 2009 r., gdy byłem wikariuszem. Najpierw nawiązałem kontakt z Klubem Motorowym w Chojnie sugerując, aby odnowić nieużywany tor na dawnym lotnisku i zorganizować piknik crossowy z udziałem brata. Zainspirowało mnie to do podjęcia treningów i brania udziału w wielu zawodach. Mam spory sentyment do Rajdu Baja Poland, ale brałem udział także w zawodach rozgrywanych na terenie Europy. Dużym wyzwaniem było chociażby ostatnio uczestnictwo razem z bratem w Mistrzostwach Świata motocykli klasycznych enduro w Hiszpanii, gdzie brat zajął trzecie miejsce.
Reklama
Inną dziedziną sportową są maratony. Ile ich już Ksiądz przebiegł?
Muszę przypomnieć, że w 2004 r. w wyniku choroby nowotworowej złamałem kręgosłup, ale Pan Bóg obdarzył mnie cudem uzdrowienia i dodał tyle sił, że mogłem wyczynowo uprawiać sport, a w tym maratony. Lubię po prostu duży wysiłek, a maratony dają tę okazję. Jeden z maratonów przebiegłem bez żadnego wcześniejszego treningu. Zrobiłem wówczas profesjonalne badania wydolnościowe i lekarz stwierdził po obejrzeniu wyników że: „miał ksiądz zadatki nie na dobrego, czy bardzo dobrego ale wybitnego sportowca!”. Bardzo mnie to zbudowało, co zaowocowało przebiegnięciem już w sumie kilkunastu maratonów. Poza tym zimą bardzo lubię biegać na nartach. To kolejna dyscyplina, którą pokazał mi mój brat. On sam w swojej karierze mnóstwo czasu spędził na nartach, przygotowując się w ten sposób do startów w sezonie letnim na motocyklu. Kilkukrotnie brałem udział w Biegu Piastów, czyli najsłynniejszym polskim maratonie biegowym, startując na dystansie 50 km. Na treningach biegowych przebiegam podobne lub dłuższe dystanse.
Ksiądz sportowiec to okazja do ewangelizacji. Czy jest ona możliwa na trasie maratonu czy na torze motocyklowym?
Zawsze gdziekolwiek jestem podkreślam to, że jestem kapłanem, ale udział w zawodach jest dla mnie drugoplanowy, bowiem posługa w parafii jest dla mnie najważniejsza. Co do ewangelizowania to o tyle sytuacja jest komfortowa, gdyż przez brata jestem znany w całym środowisku motocyklowym. Doświadczam pozytywnych reakcji pod moim adresem i wszyscy z szacunkiem podchodzą do księdza, który ma taką pasję. Zdarzały się sytuacje, kiedy ktoś po zawodach podejdzie i zapyta o kwestie związane z wiarą, czy ktoś napisze później prosząc o modlitwę. Muszę też powiedzieć, że biorąc udział w rajdach sam bardzo dużo się modlę podczas jazdy.
God’s Guards Sacerdos Group to grupa zrzeszająca kapłanów jeżdżących na motocyklach. Jakie były początki i jak wygląda posługa tejże grupy?
Początki tego szczególnego klubu motocyklowego związane są ze śp. ks. Mirosławem Decem z Warszawy. To on zainicjował stworzenie tej grupy i powstanie tzw. chapterów w kilkunastu diecezjach. Obecnie jest nas ok. stu księży z całej Polski, czynnie uczestniczących w działalności klubu. Organizujemy Msze św. na rozpoczęcie i zakończenie sezonu motocyklowego oraz sztandarową, ogólnopolską pielgrzymkę motocyklową „Od Krzyża do Krzyża – od Bałtyku do Tatr” z Pustkowa do Zakopanego, która powstała z inspiracji abp. Andrzeja Dzięgi, a którą na początku prowadził ks. prof. Wiesław Dyk a później śp. ks. Piotr Kilian. Obecnie, po śmierci ks. Piotra, ja zostałem mianowany jej dyrektorem i wraz z ks. Bartoszem Adamiakiem odpowiadamy za jej organizację. Pielgrzymka posiada trzyletni cykl tak, by odwiedzać ścianę wschodnią, centrum i nasze zachodnie tereny. Pielgrzymka odbywa się zazwyczaj w połowie sierpnia i zaczynamy w niedzielę po południu zawiązaniem wspólnoty a potem są cztery dni jazdy, natomiast piątego dnia jest już wejście na Giewont. W pielgrzymce biorą udział przede wszystkim osoby świeckie i tak, jak na każdej pielgrzymce codziennie jest Eucharystia, konferencje i wspólna modlitwa. Motocykl jest tylko sposobem przemieszczania się i realizacji pasji. Co roku także, my kapłani, spotykamy się razem na wspólnych rekolekcjach. Jest to dla nas czas nie tylko umacniania relacji z Bogiem, ale także budowania braterskich więzi między nami.
Znane są także doświadczenia Księdza dotyczące remontu zabytkowych kościołów, a jednocześnie tutejsza parafia Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Szczecinie-Dąbiu znana jest z wielu inicjatyw szczególnie charytatywnych.
Każdy z kapłanów mających pod opieką zabytkowe świątynie sukcesywnie o nie dba. Będąc wikariuszem w Moryniu zaangażowałem się w remonty kościołów w Przyjezierzu i Dolsku. Kiedy zostałem proboszczem naturalną potrzebą serca był ogromny w swoim wymiarze generalny remont kościoła w Moryniu. Dotyczyło to dachu, elewacji, zabytkowych fresków, ambony i częściowo wnętrza kościoła. Wspomagał mnie bardzo w tym wszystkim śp. ks. kan. Tadeusz Marszelewski. W 2013 r. z inicjatywy abp. Andrzeja Dzięgi powstała licząca 14 km Papieska Droga Światła wiodąca z kościoła w Moryniu do sanktuarium Maryjnego w Siekierkach. Z kolei w obecnej parafii w Szczecinie postanowiłem, zresztą zgodnie z życzeniami, którymi zostałem przywitany w nowej parafii, położyć nacisk na budowanie wspólnoty. Najpierw wziąłem pod opiekę jeden krąg Domowego Kościoła, a potem powstał drugi. Odtworzyłem Parafialny Zespół Caritas, który bardzo mocno angażuje się w pomoc osobom potrzebującym wsparcia. A pomagamy na różne sposoby, np. przez „Jadłodzielnię”, czyli miejsce gdzie można zostawić jedzenie lub produkty. Codziennie przy „Jadłodzielni” są wydawane – przygotowane przez parafian – kanapki, a w środę jest ciepły posiłek w salce parafialnej. Organizujemy sporo festynów okazjonalnych, nawet miejskie dożynki, i za każdym razem wspomagamy jakiś ważny cel charytatywny. Znane są także nasze kwietne dywany na Boże Ciało. Istotnym elementem duchowym parafii było zainicjowane kilka miesięcy temu Seminarium Odnowy Wiary, na które przybywała duża grupa wiernych, nie tylko z samego Dąbia a które zaowocowało powstaniem wspólnoty „Przyjaciół Oblubieńca”.