Katarzyna Krawcewicz: Od ponad 20 lat fundacja wspiera stypendiami młodych zdolnych, ale niezamożnych ludzi. Skąd wziął się właśnie taki pomysł na uczczenie św. Jana Pawła II?
Ks. Dariusz Kowalczyk: Podczas pielgrzymki do Polski w 1999 r. Ojciec Święty zauważył, że przemiany po 1989 r., choć konieczne, przyniosły rozwój niektórych regionów, ale spowodowały też bolesne konsekwencje w innych miejscach. Papież mówił, że walka z ubóstwem i bezrobociem to nie tylko zadanie dla zorganizowanych struktur państwowych, ale też wyzwanie dla synów i córek Kościoła. Po pielgrzymce zastanawiano się, w jaki sposób upamiętnić to wydarzenie. Były różne propozycje, ale zwyciężyła koncepcja, aby powstała fundacja wspierająca młodych, zdolnych ludzi z tych miejsc, o których właśnie mówił Jan Paweł II. To dzieło w sposób konkretny wprowadza w życie papieskie nauczanie, a więc katolicką naukę społeczną, którą papież bardzo mocno promował, oraz idee takie jak solidarność z potrzebującymi i wyobraźnia miłosierdzia.
Reklama
Wystartowaliście bardzo szybko, bo już rok później...
Pierwsze stypendia wypłaciliśmy już w 2000 r. w pięciu pilotażowych diecezjach – w każdej wyznaczono 100 stypendystów. Obecnie pod opieką mamy ok. 2 tys. osób: uczniów i studentów, otoczyliśmy też wsparciem grupę młodzieży z Ukrainy. Zorganizowaliśmy obozy wakacyjne w kilkudziesięciu największych miastach Polski. Studentom umożliwiamy wytchnienie od nauki w atrakcyjnych turystycznie regionach. Z biegiem lat dopracowaliśmy się własnej kadry pedagogicznej, bo dziś starsi stypendyści są wychowawcami na obozach dla młodszych. Studenci i absolwenci pomagają zrealizować te wielkie przedsięwzięcia od strony zarówno merytorycznej, jak i logistycznej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bo fundacja to coś więcej niż pomoc finansowa...
Od początku podkreślaliśmy, że jeśli w ogóle ma to mieć sens, to nie może się obyć bez elementu formacyjnego i obozów wakacyjnych. W przeciwnym razie byłaby to grupa ludzi, którzy jedynie dostaną pieniądze i pozostaną dla siebie obcy. Jeśli to ma być „żywy pomnik” papieski, to ci ludzie muszą się znać, spotykać ze sobą, tworzyć rodzinę fundacyjną. I dzisiaj widać, że mieliśmy rację. Programów pomocowych jest teraz dużo, ale nasz mocno się wyróżnia właśnie tą stroną formacyjną i integracyjną, kształtującą naszych stypendystów.
Dzisiaj może się wydawać, że nasza pomoc finansowa nie jest już tak bardzo potrzebna. Nie możemy jednak dać się zwieść liczbom i statystykom. Wciąż jeszcze możemy przeczytać w mailu, że czyimś największym marzeniem jest łazienka w domu. Jeździmy z wizytami do stypendystów, widzimy, jak wygląda ich codzienność. Niekiedy zdarza nam się widzieć prawdziwe ludzkie dramaty. Rzeczywistość jest inna niż nasze wyobrażenia oparte na uśrednionych danych. Zapewniam, że wspieramy tych, których trzeba i warto wspierać.
Reklama
To prawda, zmieniły się realia życia w naszym kraju, w sensie materialnym niewątpliwie na plus, ale w moim odczuciu w ogóle nie zmieniła się potrzeba wspierania młodzieży. Po prostu to wsparcie dziś wygląda nieco inaczej, nacisk kładzie się na co innego. Młodzi ludzie potrzebują bycia ze sobą, oni muszą się nasycić swoją obecnością. W realu, nie zdalnie. To jest nowe wyzwanie, którego 23 lata temu nie było. Jako fundacja staramy się na bieżąco odkrywać aktualne potrzeby naszych podopiecznych i wychodzić im naprzeciw. To jest naprawdę żywy – żyjący, nieustannie się zmieniający projekt.
A co się dzieje z osobami, które już ukończyły studia i przestały być Waszymi stypendystami?
Po pierwsze – działa stowarzyszenie absolwentów, które założyli oni niespełna 10 lat temu. Zakończyła się ich przygoda ze stypendium, ale nie z FDNT. Realizują różne projekty, przeprowadzają szkolenia, organizują konferencje, nieustannie się formują. Założyli też w Warszawie na starym Mokotowie przedszkole i żłobek, które świetnie się rozwijają, więc myślą już o kolejnych miejscach.
Po drugie – sprawa to niezliczona liczba nieformalnych kontaktów: koleżeńskich, zawodowych, ale także tych rodzinnych, gdyż wielu stypendystów zawarło już związki małżeńskie. Niektórzy poznali się i zakochali w sobie na naszych obozach. Pobrali się, mają dzieci – jestem o tym regularnie informowany. Byłem na dziesiątkach ślubów naszych stypendystów. To są piękne chwile...
Reklama
I po trzecie, w niezliczonych miejscach – od instytucji centralnych, przez stowarzyszenia, które tworzą sami, aż po np. artystów, lekarzy, inżynierów, prawników, nauczycieli, żołnierzy, strażaków, dziennikarzy, pisarzy i blogerów – wszędzie spotykam naszych stypendystów. Wybrali chyba wszystkie możliwe zawody i angażują się we wszelkie formy wolontariatu. Są liderami wspólnot kościelnych i ruchów ewangelizacyjnych. Tworzą chóry kościelne i zespoły muzyczne, dają liczne koncerty. Nie możemy zapomnieć o wielkich osiągnięciach sportowych na czele z brązem w kajakarstwie ostatnich igrzysk olimpijskich naszej absolwentki. Pewnego razu, gdy jechałem pociągiem daleko od Warszawy, podbiegł do mnie nasz absolwent, który studiował dziennikarstwo na UJ. Powiedział, że teraz robi doktorat i jest doradcą marszałka województwa, prowadzi całe biuro prasowe. W ogóle wielu z nich robi teraz doktoraty. Wyjeżdżają także za granicę – jedna z naszych stypendystek dotarła aż do Kongresu Stanów Zjednoczonych. Wybierają uczelnie w całej Europie, tam się kształcą, ale zdecydowana większość wraca do Polski i działa w przeróżnych obszarach życia społecznego.
Dodam jeszcze, że od 2011 r. nie mieliśmy roku bez święceń kapłańskich któregoś z naszych stypendystów. W tej chwili jest to już grupa ponad dwudziestu księży. Są też siostry zakonne. Mamy także alumnów w seminariach i dziewczyny w nowicjatach. Godzinami mógłbym opowiadać o tym, co dziś robią nasi stypendyści. Na pewno są to ludzie, którzy mają co zaoferować Polsce, ale też są wierni Kościołowi. Wiadomo, że zdarzają się jakieś kryzysy, odejścia, jednak większość z nich mocno się trzyma katolickich wartości.
Reklama
Jak stypendyści reagują na krytyczne wypowiedzi na temat św. Jana Pawła II? Czy zdarzyło się, żeby ktoś z nich np. zerwał kontakt z fundacją, chciał się od niej odciąć?
Osobiście nie usłyszałem nigdy takiej deklaracji, pytają natomiast, chcą wiedzieć, w jakim stopniu te ataki mają coś wspólnego z prawdą – ta nagonka bardzo mocno w nich tkwi. To są ludzie bardzo młodzi, którzy nie znają tamtej rzeczywistości. W momencie największego ataku zorganizowaliśmy wiele spotkań, zaprosiliśmy na nie prawdziwe autorytety, które pomogły wyjaśnić tę sytuację. Sami jako fundacja mocno się angażowaliśmy w obronę Jana Pawła II, ale też prosiliśmy stypendystów, by się w to włączyli. Niektórzy mieli pewne opory, mówili, że to akcja polityczna. Wtedy zachęcałem, żeby sami podjęli inną akcję, niezwiązaną z polityką, np. poszli do kościoła się pomodlić, złożyli kwiaty pod pomnikiem itd. I tak rzeczywiście się działo.
Na każdym obozie jest wyznaczony czas na przybliżenie myśli, nauczania Jana Pawła II i jest to później omawiane w grupach dzielenia. Nasi stypendyści są więc edukowani w tym kierunku. Chcemy ich wyposażyć w narzędzia, które pozwolą im brać udział w dyskusjach, czuć się pewnie mimo ataków.
Chciałbym też zaapelować do dziadków, do ludzi, którzy pamiętają pontyfikat Jana Pawła II, żeby opowiadali młodemu pokoleniu, jak było naprawdę. Niech wreszcie zaczną dawać świadectwo.
Ks. Dariusz Kowalczyk katechetyk, wykładowca WSD w Radomiu, w przeszłości asystent diecezjalny KSM i duszpasterz akademicki