Nagłe odejście metropolity lubelskiego wywołało wielkie poruszenie wśród duchowieństwa naszej archidiecezji oraz wiernych świeckich. Pozostało poczucie niedokończenia posługi pasterza, nagłe przerwanie misji, którą prowadził w Lublinie przez prawie 14 lat.
Troska o wszystkich
Podsumowania pasterzowania zmarłych hierarchów odwołują się najczęściej do zarządzania diecezją i posługi w instytucjach kościelnych. Taka jest rola biskupa ordynariusza, tak też niejednokrotnie była opisywana praca abp. Życińskiego. Soborowy dekret o pasterskich zadaniach biskupów w Kościele mówi także: „niech będą dobrymi pasterzami, znającymi swe owce i przez nie znanymi; prawdziwymi ojcami, wyróżniającymi się duchem miłości i troski względem wszystkich”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Poznawanie „swoich owiec” w wydaniu abp. Józefa Życińskiego nabierało czasem oryginalnego charakteru. Podczas powodzi, która w 2001 r. nawiedziła Powiśle, ksiądz arcybiskup odwiedzał zatopione parafie w Piotrawinie i Prawnie terenową amfibią. Ubrany w strój biskupa naocznie sprawdzał rozmiar klęski. Wtedy też powziął decyzję o utworzeniu pierwszego funduszu stypendialnego dla młodzieży z rodzin najbardziej poszkodowanych przez żywioł. Po śmierci senatora Henryka Stępniaka abp Życiński osobiście odwiedził jego rodzinę w Fajsławicach; spotkał się z żoną i dziewięciorgiem dzieci zmarłego. Owocem wizyty było znalezienie darczyńców, którzy wsparli Stępniaków, ponieważ renta była na rażąco niskim poziomie. Wyjątkowy charakter miała także wizyta księdza arcybiskupa w więzieniu w Chełmie w 1999 r. Jak podkreślała służba więzienna, w historii tej placówki biskup pojawił się po raz pierwszy. Okazją było poświęcenie kaplicy więziennej, pierwszej w powojennej Polsce. Podczas rozmowy ze strony osadzonych padło pytanie, czy siedział w więzieniu, na co odpowiedział: „Jeszcze nie, ale przyszłość pokaże”.
Arcybiskup Józef Życiński starał się znajdować czas na spotkania z młodym pokoleniem powierzonych sobie „owiec”. W trakcie Złaziska Młodych w Józefowie nad Wisłą przez godzinę cierpliwie odpowiadał na pytania młodzieży i przy okazji robił krótkie wykłady m.in. o zagrożeniach niesionych przez postmodernizm. Podczas kolędowania w Centrum Dobrego Wychowania Fundacji Szczęśliwe Dzieciństwo nie zawahał się zaśpiewać zwrotki kolędy Oj, Maluśki, Maluśki.
W dialogu z pasterzem
Długą listę poznawanych wiernych uzupełniały osoby zapraszane do rezydencji arcybiskupa. Państwo Malika i Ramzan Kurbanowowie oraz ich syn Dżovhar, czeczeńscy uchodźcy, zasiedli z nim do wspólnej Wigilii; długo opowiadali o swojej ucieczce z Kaukazu. Zupełnie innym światem podzielił się z biskupem Dawid Efrati, jeden z niewielu ocalałych Żydów z niemieckiego obozu w Trawnikach.
Duszpasterzowanie abp. Józefa Życińskiego odnosiło się także do ludzi z pięknym kartami w życiorysach. Spotkania z nimi znajdowały potem oddźwięk w kazaniach czy cotygodniowych „Pasterskich kwadransach” na falach radia. Historycznym gościem był Jan Nowak-Jeziorański, legendarny „Kurier z Warszawy”, nagrodzony przez arcybiskupa medalem „Lumen Mundi”. Zdolność do dialogu powodowała, że do osoby Życińskiego lgnęli także luminarze życia politycznego; przykładem jest spotkanie z premierem Jerzym Buzkiem.
Gdy papież Franciszek komentuje rolę księży i biskupów, często powtarza, że pasterze muszą znać zapach swoich owiec, muszą znać ich głos, rozumieć je i troszczyć się o ich dobro. Patrząc z perspektywy 12 lat od odejścia abp. Józefa Życińskiego, można powiedzieć, że całkowicie słuszne jest stwierdzenie, że dobrze znał on i rozumiał „swoje owce”.