O zmarłych – dobrze albo wcale. O znanych zmarłych – wcale albo możliwie prawdziwie – zastrzega na wstępie autorka – tym bardziej gdy zostają wyniesieni do rangi dobra narodowego. A tak, nie bez przyczyny, stało się z Krzysztofem Krawczykiem. Na polskiej scenie muzycznej był obecny przez ponad 50 lat. Obdarzony niezwykłym głosem wypromował wiele przebojów, pracował z cenionymi artystami z Polski i ze świata. Równie barwne – ale i trudne – jak życie zawodowe bywało jego życie prywatne, o którym Bimer nie waha się pisać. Gdyby nie PRL, być może na starcie podpisałby kontrakt ze światowym koncernem i tam fachowo zbudowaliby mu trampolinę z wybiciem pod samo niebo. Ale pewnie stałoby się to kosztem autentyczności. Śmierć gwiazdora – który nigdy za takiego się nie uważał – pokazała, jak bardzo był ważny i lubiany przez co najmniej trzy pokolenia. Niebywałe, że młodzież nie uważała go za „dziadersa”. Dorobek Krawczyka zainspirował artystów street artu, musicalu i hip-hopu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu