Towarzyszyła nam wielka radość, że znowu możemy się spotkać twarzą w twarz. Jednocześnie widać było, że czas pandemii w czytelny sposób coś zmienił. Można zaryzykować stwierdzenie, że pandemia wydobyła dwa aspekty obecności – przestrzeni i ducha.
Jakkolwiek odległość odgrywa ważną rolę to jednak obecność w znacznym stopniu jest sprawą ducha. Dlaczego? Odwołam się do mojego doświadczenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Byłem, ale nieobecny
Z żoną Heleną jesteśmy małżeństwem ponad 40 lat. Gdy zaczynaliśmy wspólne życie, ja rozpoczynałem karierę zawodową. Byłem ambitnym, młodym naukowcem. Na świat przychodziły kolejne dzieci. Żona z wielkim oddaniem, jak to mówi mój przyjaciel, „ogarniała wszystko”. Ja, po wielu godzinach nieobecności w domu – dojazd do pracy zajmował mi w obydwie strony co najmniej 4 godziny – starałem się uczestniczyć w domowych zajęciach. Włączałem się w prace domowe. Prałem sterty ubrań we frani (to taka ręczna pralka), wieczorami zajmowałem się dziećmi, jeżeli zdążyłem przed ich snem. A jednak coś było nie tak.
Reklama
Byłem obecny i nieobecny. Moje myśli cały czas krążyły wokół problemów naukowych, pacjentów, dla których przygotowywałem plany leczenia. Na uwagi żony, że czuje się samotna, odpowiadałem: przecież jestem. I nie była to odpowiedź taka, jaką wypowiadał Samuel, gdy w czasie snu słyszał głos Pana. I byłem, i nie byłem. Bardzo powoli zaczynałem dostrzegać, że taka postawa jest niewłaściwa. Fizycznie obecny, duchowo nieobecny.
Istota relacji
Szczerze mówiąc, do końca tej drogi dotarłem dopiero wtedy, gdy zostałem dziadkiem. Moja żona bardzo energicznie naciskała na to, abyśmy mieli bliski kontakt z wnukami. Nie było to takie proste. Mamy pięcioro wnuków i cztery wnuczki w trzech domach naszych dzieci. Przyznawałem jej rację. Jednak bycie z małymi dziećmi było dla mnie trudne. Nie bardzo wiedziałem, jak się z nimi bawić. Z chłopcami jeszcze nie było źle. Zawsze lubiłem grać w piłkę, w jakieś inne gry. Oni też to lubili. Ale z dziewczynkami? To przekraczało moje umiejętności, wręcz rodziło we mnie jakiś lęk.
Pewnego dnia zrozumiałem, że istotą relacji z małymi dziećmi jest obecność. One po prostu lubią, gdy jestem z nimi, skupiony na tym, co robią, co przynosi im radość.
Nie chcę powiedzieć, że sama obecność wystarczy. Chce powiedzieć, że istotą obecności jest skupienie na drugiej osobie, uważne wsłuchiwanie się w nią. To niby takie oczywiste. Każdy z nas pragnie być w centrum uwagi.
Patrzę na Niego
W niepokalanowskim sanktuarium Matki Bożej Wszechpośredniczki Łask po powitaniu i przekazaniu kilku informacji, spotkanie naszego ruchu rozpoczęło się od adoracji Najświętszego Sakramentu. Zwykle przed Mszą św. adorujemy Pana Jezusa.
Reklama
Adoracja pozwala nam wyciszyć się wewnętrzne, aby we właściwej dyspozycji wejść w Mszę św. Adoracja to po prostu obecność. To obecność Chrystusa, który kieruje swoją uwagę na nas i nasza obecność, której istotą jest skupienie uwagi na Chrystusie.
Dla mnie to trudne i rzadko udaje mi się osiągnąć takie wewnętrzne skupienie, jakie opisuje św. Jan Maria Vianney. Opowiadał on o kontemplacji wieśniaka z Ars, który całe godziny spędzał nieruchomy w kościele ze wzrokiem utkwionym w tabernakulum. Zapytany przez Świętego Proboszcza, co robi przez cały dzień, odpowiedział: „Nic, ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”.
Czy można nauczyć się adoracji? Zapewne wiele można uczynić, aby umieć skupić uwagę na Chrystusie. Trudno jednak to sobie wyobrazić, jeżeli w codziennym życiu nie będziemy ćwiczyli cnoty obecności.
Zasiadanie
Tak wiele rzeczy robimy przy okazji. Modlimy się w drodze do pracy, rozmawiamy w czasie posiłku, często przy włączonym telewizorze. Taki sposób komunikowania się nie pozwala wsłuchać się i to nie tylko w słowa, ale i w serce osoby, z którą rozmawiamy. Gdy dotyczy to osób nam bliskich, szczególnie naszego współmałżonka to sprawa jest bardzo poważna. Dlatego w Ruchu Equipes Notre Dame zobowiązani jesteśmy do spędzenia w każdym miesiącu dłuższego czasu, godzinę, dwie a nawet trzy na wspólnej modlitwie, na rozmowie, na rozważaniu małżeńskich i rodzinnych spraw. Nazywamy to zasiadaniem. Takie spotkanie ma sens tylko wtedy, gdy jesteśmy obecni!
Reklama
Małżeństwa, które decydują się na tzw. pilotaż, czyli czas 12 spotkań, w czasie których zapoznają się z charyzmatem Ruchu Equipes Notre Dame bardzo często, gdy przedstawiane jest zasiadanie, reagują zdziwieniem. Przecież my ze sobą rozmawiamy. A jednak, gdy podejmą wysiłek poświęcenia dłuższego czasu na wspólnym spotkaniu w obecności Boga, jakże często mówią: to było coś innego, nowego. Są blisko siebie, obecni, starają się, aby ich serca znalazły się w tej samej przestrzeni duchowej.
Czasami potrzeba kilku lat, wielu „zasiądźmy razem”, aby dojść do punktu, w którym po jednym dialogu z radością myślimy o następnym. To podobnie jak z adoracją. Na początku trudna, wymagająca aż przychodzi dzień, w którym czekamy na spotkanie z Chrystusem. Czujemy, że tego potrzebujemy.
Małżonkowie w centrum
W pielgrzymce uczestniczył ks. bp Tadeusz Pikus. Jego homilia była pięknym słowem o małżeństwie i rodzinie. Najbardziej zapamiętaliśmy słowa, że dla rodziny najważniejsze jest małżeństwo. Kochający się mąż i żona. To były dla nas bardzo ważne słowa, gdyż nasz ruch jest ruchem duchowości małżeńskiej.
Często jesteśmy pytani o dzieci. Musimy wtedy uczciwie odpowiedzieć, że w centrum naszego ruchu są małżonkowie. Oczywiście, nie oznacza to, że zapominamy o dzieciach, ale główny nacisk ruch kładzie na formowanie małżeństwa. Dobrze uformowane, kochające małżeństwo jest najlepszym i najważniejszym darem dla dzieci, podkreślał kilkakrotnie ks. Pikus.
W moim sercu
Reklama
W otaczającym świecie wszystko dzieje się bardzo szybko. Taki jest obecny standard właściwego postępowania. Taki charakter ma facebook, Twitter i inne komunikatory. Chcąc zachęcić do przeczytania zamieszczonej informacji czytamy: „ten tekst przeczytasz w dwie minuty”. Skupiona uwaga, wyciszenie jest stratą, wszystko musi trwać krótko. Jeżeli jednak podejmiemy taki wysiłek i zdecydujemy się na „stratę”, decydując się na wyciszenie, to być może pewnego dnia słowa modlitwy ks. Caffarela, założyciela Ruchu Equipes Notre-Dame, nie będą brzmiały dla nas niezrozumiale:
„O Ty, co mieszkasz sam w moim sercu na dnie,
Niech Twój usłyszę głos w moim sercu na dnie.
O Ty, co mieszkasz sam w moim sercu na dnie,
Daj Twą radością żyć w moim sercu na dnie.
O Ty, co mieszkasz sam w moim sercu na dnie,
Daj bym się w Tobie skrył w moim sercu na dnie.”
Piszę ten tekst, mając nadzieję, że powoli będę podążał na drodze zdobywania cnoty skupienia, szczególnie wtedy, gdy będzie chodziło o spotkanie z Bogiem. Wiem jednak, że taki dar mogę otrzymać tylko wtedy, gdy będę cierpliwie podejmował wysiłek trwania w skupieniu przed Najświętszym Sakramentem.
Jakże wspaniale, że w wielu kościołach obecnie można adorować Chrystusa codziennie.
Autor wraz z żoną są zaangażowani w ruchu duchowości małżeńskiej Équipes Notre-Dame. Osoby chcące bliżej poznać duchowość ruchu więcej informacji znajdą na: www.end.org.pl lub https://www.facebook.com/ENDPolska, swoje pytania mogą też wysyłać na e-mail: end@end.org.pl.