Nigdy jednak nie spodziewałem się, że to co jest dla mnie ważne otrzymam od osób chorych i niepełnosprawnych. A wszystko zaczęło się w Wielkiej Brytanii, gdzie pojechałem na wolontariat do domu dla osób niepełnosprawnych.
Mając niecałe 30 lat i idąc za pragnieniem serca, żeby służyć ludziom w cierpieniu i chorobie, a przez to służyć Chrystusowi, pozostawiłem pracę w międzynarodowej korporacji i zdecydowałem się wstąpić do wspólnoty Braci Bonifratrów, którzy w swoim charyzmacie mają opiekę nad chorymi. Obecnie pomagam na oddziale opieki paliatywnej w łódzkim szpitalu im. św. Jana Bożego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dla wielu osób skierowanie na taki oddział oznacza ostateczny koniec złudzeń i utratę nadziei na wyleczenie. Niejednokrotnie przychodzą do nas ludzie zrozpaczeni, pełni obaw, przeżywający często najgorszy okres w życiu. Codziennie w swojej posłudze widzę cierpnie naszych pacjentów, gorączkowe poszukiwanie sensu życia, niepewność, strach. Często żal straconych dni, niewypowiedzianych słów, przegapionych miłości. Towarzyszenie człowiekowi śmiertelnie choremu w ostatnich dniach czy miesiącach jego życia jest doświadczeniem trudnym i niepowtarzalnym, ale przede wszystkim jest ogromną łaską i uczy niesamowitej pokory i cierpliwości. Będąc przy chorych, niejednokrotnie wzbudza się we mnie pragnienie ucieczki z tej trudnej sytuacji, ale jestem przekonany, że otrzymuję od nich dużo więcej, niż im daję.
Bardzo ważne oprócz czynności pielęgnacyjno-opiekuńczych są dla mnie zwykłe rozmowy, cierpliwe słuchanie, wspólne spędzanie czasu, gdzie możemy pośpiewać, czytać wiersze, pooglądać telewizję. Poświęcając czas moim chorym przyjaciołom, słuchając ich poruszających życiowych historii, odkrywam niesamowite piękno tych ludzi. Niestety, obserwuję również jak do przykrych dolegliwości i bólu, niekorzystnych zmian wyglądu i zniedołężnienia, dołącza się niepokój duchowy i egzystencjalny, który woła o miłość.
Niezwykle trudnym, ale i nadzwyczajnym doświadczeniem jest dla mnie towarzyszenie chorym podczas agonii, kiedy pomagam im przejść do domu Ojca. Od dawna uważam to bycie z nimi w tej godzinie za łaskę, jaką Pan Bóg mi daje, kiedy mogę, trzymając ich za rękę, modlić się z nimi, niekiedy i z ich rodziną.
Koronka do Bożego Miłosierdzia to bardzo ważna modlitwa, szczególnie dla tych, którzy odchodzą. Choroba może stać się pięknym doświadczeniem, ale tylko wtedy, kiedy jest przeżywana w jedności z Bogiem. Spotkałem pacjentów, którzy przez cierpnie na nowo odkryli Jezusa i się z Nim pojednali. Jak sami mówili, doświadczyli duchowej miłości, której wcześniej nie odczuwali.
Dziś jestem wdzięczny Panu Bogu, że dał mi siłę do pozostawienia karierę zawodowej, wszystkich tych awansów i zarobków, i pozwolił mi odkryć człowieka.