„Liban” Samuela Maoza chyba musiał być filmem wyjątkowym. Opowiadał o wojnie libańskiej z 1982 r., w której reżyser – i scenarzysta – brał udział jako 20-letni żołnierz armii izraelskiej, a potem mówił, że kolejnych 20 lat zajęło mu zebranie sił i napisanie scenariusza do filmu. I udało mu się, nikt wcześniej nie pokazał wojny w taki sposób, w jaki zrobił to on – z perspektywy uwięzionych w czołgu żołnierzy, obserwujących ją przez wizjer armaty. „Foxtrot” Maoza też jest o wojnie, ale teraz jest ona w tle, przedstawiona inaczej, zniknął (nad)realizm, pojawiła się imaginacja, świat oderwał się od rzeczywistości, zanurzył w grotesce. Jej największe stężenie ujawnia się w części opowiadającej o życiu 20-letniego żołnierza, który obsługuje punkt kontrolny na głuchej prowincji. Sytuacja komplikuje się wraz z kolejnym zwrotem akcji. Nie będziemy się na tym filmie bawić. Wojna, broń przynoszą lęk, rozpacz i ból, nie są do zabawy. Może ewentualnie do ubrania – jak w tym filmie – w groteskę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu