Czy domaganie się reparacji wojennych po ponad siedemdziesięciu latach od zakończenia wojny jest czymś nienormalnym, a nawet, jak uważają niektórzy, niemoralnym? Być może w świecie, w którym dominuje polityczna poprawność, odpowiedź byłaby twierdząca. Prawda jest jednak brutalna. II wojna światowa – wywołana nie przez jakichś anonimowych co do narodowości nazistów, a przez Niemcy pod wodzą Adolfa Hitlera, wspierane w pierwszej fazie przez sowiecką Rosję, dowodzoną przez Józefa Stalina – była straszną zbrodnią. Polska stała się jej pierwszą i największą ofiarą.
Za doznane zniszczenia i straty Polska nie otrzymała ze strony powojennych Niemiec żadnych odszkodowań, przy czym chodzi tylko o ewentualne odszkodowania finansowe, bo strat osobowych, w tym planowej i okrutnej likwidacji elity intelektualnej narodu polskiego, nie da się wycenić w sensie materialnym.
Z wielu względów negocjacje będą z pewnością trudne. Każda zbrodnia domaga się jednak kary, odszkodowania, ba, zadośćuczynienia dla ofiar, jeśli jakimś cudem przeżyły, lub dla potomnych. Przebaczenie – a na nie powołują się niektórzy, przypominając orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r. – nie zamknęło sprawy reparacji wojennych. Ono stało się chrześcijańskim fundamentem spotkania przy wspólnym stole.
Pomóż w rozwoju naszego portalu