W zmożony ruch w wiosce trwa od wczesnych godzin. Szczególna krzątanina przy domach, gdzie budowane są ołtarze, cztery ołtarze na Boże Ciało. Nie przychodzą specjalne ekipy budowlane, fachowcy. Budują i pomagają własne rodziny, także ta ich część, która mieszka dalej, w odległych miejscach. Ludzie naciągają płótna, wieszają święte obrazy, stawiają tron.
Każdy z ołtarzy jest wyjątkowy, niepowtarzalny. Został starannie zaprojektowany, konsultowany z osobami, które mają wyczucie artystyczne i kościelne. Ołtarz wpisuje się w układ podwórza, domu. Drogę dojścia od ulicy do ołtarza przylegającego do ściany domu wyznaczają rzędy brzózek. Wszystko rozkwiecone i rozzielenione. Zieleń bije po oczach. Życie tętni i zastyga na jakiś czas, w oczekiwaniu na Przedwiecznego i Żyjącego, który przychodzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Radosny trud
Reklama
Godziny przygotowań, a procesja przyjdzie, zatrzyma się na czas proklamacji Ewangelii, odśpiewania kolejnej części Suplikacji i błogosławieństwa. Zaraz ruszy dalej. Pozostaną oberwane brzozy, ogołocone z gałązek i zielonych liści, zabieranych jak coś, co otarło się o świętość. Nikt nie stawia głupich pytań: Czy warto się trudzić na tę chwilę. Rozrzutność ludzi. Święta rozrzutność, która jest oczywista. Dla Pana warto się trudzić. Przecież Bóg „zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się Jego dzieciom powodzi”, śpiewamy w pieśni „Zróbcie Mu miejsce” Franciszka Karpińskiego. Rozrzutność dla Tego, który sam pierwszy siebie dał. Hojny i rozrzutny. „Wszędy pełno Ciebie”. W każdym kościele, począwszy od rzymskich bazylik, a skończywszy na kamiennym kościółku w Bierzgłowie i tym drewnianym na dalekich misjach afrykańskich. Jest obecny na naszych drogach, podwórzach.
Idzie procesja. Za krzyżem kobiety według poszczególnych stanów niosą feretrony, ojcowie chorągwie i baldachim, dziewczynki sypią kwiaty, dzieci, które przystąpiły do I Komunii św. na powrót wdziały białe stroje i idą dumnie za Jezusem, matki Żywego Różańca z zapalonymi świecami i podtrzymując różaniec, niczym ewangeliczne mądre panny, strażacy ochraniają Jezusa i podtrzymują kapłana niosącego Go w monstrancji. Co za bogactwo, różnorodność. Wszyscy krzątają się dla Jezusa. Tak czynili ojcowie i dziadkowie. Przekrój wieków, widać długą tradycję i bogatą kulturę. W Polsce procesja rusza od 1320 r. Wysiłek jest oczywisty, jak wstawanie matki do płaczącego dziecka w środku nocy, jak budowanie przez ojca wraz z dzieckiem budy dla psa, jak nakarmienie bydła i kur. W samym środku życia. Tego najbardziej codziennego, może szarego. Ile razy wykonana praca okazała się krucha. Dlatego doskonale rozumiemy kruchość chleba. Tego powszedniego i tego Chleba, który stał się Eucharystią, który zawiera Boga. Kruchy jak nasze życie, jak nasz codzienny trud, jak nasza praca. Bóg wyszedł ku nam, wchodzi w naszą kruchość najgłębiej. Do tego wchodzenia ku nam również potrzebuje nas, tych, których wybrał i wezwał na służbę kapłańską. Jezus pomoże wydobyć z kruchości wieczność. „Wystarczy ci mojej łaski, moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9).
Święto wiary
Reklama
Zdumiewa mnie kruchość, zdumiewa rozrzutność ludzi i Boga. Boże Ciało jawi się jako dzień, który pochłania duży nakład pracy i środków. Stawiam sobie pytanie: Jak je wytłumaczyć i uzasadnić. Dla wstawania przed świtem nie trzeba mieć nadmiaru czasu. To jest czas wygospodarowany, czasami uszczknięty ze snu. Do budowania ołtarza nie trzeba nadzwyczajnych środków, złoconych ram i srebrnych świeczników. Trzeba tylko jednego, trzeba miłości. Miłość, która podaje ręce wierze. A wiara zostaje pomnożona, gdy jest przekazywana. Boże Ciało to święto wiary, wiary wyznawanej publicznie, wyznawanej słowami, proklamacją Ewangelii, uniesionym wysoko konsekrowanym Chlebem, świętą obecnością Pana zastępów. Wiara wyrażająca się w konkrecie, wystukana uderzeniami młotków zbijających ramy ołtarza, niesionych naręczy kwiatów stawianych przy tymczasowym tabernakulum, zwożonymi na przyczepie dziesiątkami brzózek. Za tą wiarą stoją czyny, stoi zapobiegliwość i spore umiejętności praktyczne, to jest cichy trud Marty. Ileż tych Mart przyłoży rękę tego roku, w zabieganiu na przygotowanie na przyjęcie Jezusa?
Wiara wystukana tysiącami kroków osób podążających w procesji, idących w tym samym kierunku, patrzących w tym samym kierunku. Kroki równomiernie odliczają rytm śpiewanych zwrotek pieśni eucharystycznych. Podziwiam znajomość pieśni eucharystycznych. Najczęściej znamy wszystkie zwrotki. Jakbyśmy zazdrościli chórom anielskim, które dzień i noc trwają przed Panem i wysławiają Jego majestat. Tego dnia są nas dziesiątki, może tysiące. Ramie w ramię, a na ramieniu często siedzące małe dziecko, aby widziało. Dobrze, niech uczy się patrzeć i widzieć. Niech dostrzega to, co jest prawdziwe, choć zakryte. Niech widzi „Niewidzialne w widzialnym”. Idą Marie, trwają przy Jezusie.
Boża ekonomia
Rozrzutność dla Boga wynika z ekonomii. Nie tej, która wdziera się wszystkimi kanałami telewizji i Internetu do naszego życia. Ta inna ekonomia wkracza w nasze myślenie cicho na osobistej modlitwie, w czasie skupionej lektury Słowa Bożego, w czasie świętej liturgii Kościoła, posługi sakramentów, a dziś szczególnie w czasie procesji Bożego Ciała. Procesji, która nie jest tylko przejściem, jak ktoś powiedział religijnym spacerem, która jest przygotowaną z pietyzmem liturgią spotkania z Chlebem najcichszym. Procesja jest adoracją w drodze.
Reklama
Trzeba tę ekonomię określić precyzyjnie: jest to ekonomia miłości. Miłość jest darem. Miłości posiadasz tylko tyle, ile sam potrafisz ofiarować. Miłość karmi się, miłość żyje bezinteresownością. „Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28).
Reklama
Podzielę się świadectwem, które ukazuje zasady działania Bożej ekonomii. W sąsiedniej wiosce, w Warszewicach, zbudowano nowy kościół. Ksiądz proboszcz wraz z parafianami podjął się tego trudu. W tej wiosce były kiedyś PGR-y. Po ich likwidacji nie było gdzie pracować. A więc słabe perspektywy życia dla młodych i nie tylko oraz słaby status materialny. Wcześniej funkcjonowała tu kaplica. Była zaadaptowanym na ten cel budynkiem mieszkalnym. Słuchałem tam kilka razy spowiedzi, brałem udział w odpustach. Wypełniona, była duszna i ciasna. Potrzeba kościoła była oczywista. Ale możliwości budowy słabe. Budowa jednak została podjęta. Nie powiedziano, zbudujemy później. Może przyjdą lepsze czasy, będzie nas stać, będzie lepszy klimat dla wiary, dla Kościoła. Zrobimy to wówczas z przyjemnością i bez wysiłku. Przystąpiono do przygotowania i realizacji inwestycji zaraz i z entuzjazmem. Jak określić takie podejście, jeżeli nie podejściem z wiarą. Bez ludzkich kalkulacji. Rodziny co miesiąc składały dobrowolne ofiary, podejmowały różnorodne działania, organizowały festyny, zabawy, przygotowywały i rozprowadzały dekoracje świąteczne. Eksplozja pomysłów, zaangażowania, pracy społecznej. Można powiedzieć wszyscy, cała wioska, każdy według swoich możliwości przyłożył rękę dla budowy kościoła. Kościół stanął bardzo szybko. Jest piękny. Piękny na zewnątrz jako budynek. Zwieńczony wieżą. Jest piękny wewnątrz, godzinami pracy społecznej, ofiarą, prawdziwą ofiarą, czyli składaną nie tyle z tego co mi zbywa, ile często z rezygnacji z czegoś. To jednak dopiero połowa prawdy, tej prawdy od naszej, ludzkiej, strony. Naszego wkładu pracy, motywacji wiary. Jest jeszcze druga strona, Boża strona. Zwrócił na nią uwagę tamtejszy duszpasterz. „Pan Bóg wam nagrodzi, wynagrodzi wasz trud budowy kościoła. Bóg będzie wam błogosławił. I błogosławi”. I dodaje, że dziś w tej wiosce są dobre zakłady pracy, dające pracę wielu osobom. Podkreślam, nie budowano kościoła interesownie, aby coś innego otrzymać od Boga. Bóg jednak nagradza bezinteresowność. Możesz być tego pewien. Każdy twój czyn bezinteresowny będzie nagrodzony wielokroć.
To jest ta ekonomia, ekonomia uczniów Chrystusa, ekonomia daru, ekonomia ofiary.
Pan jest blisko
Gdy w Warszewicach po raz pierwszy odprawiona została procesja Bożego Ciała, ludzie płakali, dłużej klękali, jakby nie chcieli powstać z kolan. Jezus jest tak blisko nas. Jezus u nas na procesji, Jezus w Najświętszym Sakramencie. Nie wyobrażali sobie, że Pan może chodzić także po ich drodze, pośród ich domostw, tak dosłownie, tak namacalnie. Budowa kościoła mocno zbliżyła ich do majestatu Bożego.
Boże Ciało widzę jako święto obecności Jezusa. Święto, które wyzwala w nas dar, dar czasu ofiarowanego Bogu, zaangażowania w materialne i duchowe przygotowanie jako daru z siebie. Przy Jezusie doświadczamy, że nasze istnienie ma niezwykłą głębię, od swoich początków, aż po wieczne powołanie.
W uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa 19 czerwca o godz. 9 w katedrze Świętych Janów w Toruniu bp Andrzej Suski przewodniczyć będzie Mszy św., po której odbędzie się procesja eucharystyczna do kościoła pw. Chrystusa Króla w Toruniu