Dziękuję za piękne słowa: „ma Pani dobre serce i dużą wrażliwość”. Tak, Pani Aleksandro, ale ludzie to wykorzystują. Bardzo trudno, szczególnie dzisiaj, z tym żyć. Za to jednak mój świat wygląda zupełnie inaczej. On bardzo mija się z tym, co jest teraz lansowane.
Pani Aleksandro! Bardzo podziwiam Panią, że z takim spokojem mówi Pani o tym wszystkim. Ja bardzo, bardzo boję się starości, siedzenia w domu. Jest to ogromna pustka. Po prostu bezsens. Rozumiem więc, dlaczego św. Jan Paweł II do końca działał. To nadaje sens życiu. Mobilizuje człowieka do zdobycia siły, aby coś zrobić, a nie leżeć w łóżku i słuchać, gdzie kłuje, a gdzie strzyka. Jak kłuje, to rozetrzeć, potrząsnąć. Strzyka, to może w bólu podnieść się i zabrać się do wychodzenia z domu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Gdyby Pani nie pisała do „Niedzieli”, ja nigdy nie poznałabym tak wartościowej, wspaniałej osoby! Mój list nigdy nie pojawiłby się w tak poczytnej, ogólnopolskiej gazecie. Nawet nie wie Pani, jak bardzo jestem Pani za to wdzięczna. Wiele razy zadawałam Panu Jezusowi pytanie, po co ja się właściwie urodziłam. Przecież nigdzie nie błyszczę. Nikt o mnie nie słyszy. Nawet nie wykorzystuję swoich ogromnych darów, które otrzymałam od Pana Boga.
Pani artykuł dodał mi skrzydeł i dzisiaj jestem innym człowiekiem. Uwierzyłam w siebie. Robię to, co robiłam, ale już z innym nastawieniem.
Reklama
Tak, Pani Aleksandro, nie możemy pomóc wszystkim, a kiedyś chciałam to robić i załamywałam się, kiedy nie wychodziło. Potem zobaczyłam piękną kartkę, na której były napisane podobne słowa do tych, które Pani napisała. Zaczęłam więc robić to, co mogłam robić i wyszło.
Pani Aleksandro, jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, chociaż bardzo ubogim.
Mariola
Czasem tak niewiele trzeba, żeby człowiek uwierzył w siebie! Ale przecież nie zawsze jest ktoś obok czy nieco dalej, kto da nam sygnał, że jesteśmy na właściwym miejscu, że jesteśmy potrzebni. Co wtedy robić?
Tak wiele jest dziś osób na granicy załamania nerwowego. Dostaję na ten temat wiele listów i telefonów. Młodzi, wykształceni ludzie, w pełni sił twórczych, nie mogą realizować swych życiowych celów. Bo nie mogą znaleźć pracy. Jakiejkolwiek. Jak córka Pani Krystyny, która do mnie ostatnio zadzwoniła. Siedzi w domu na garnuszku u mamy, która lada moment będzie emerytką… Napięcie rośnie, a pracy brak. I wciąż przybywa tych młodych ludzi. Co robić, co robić?
Czy Państwo mogą coś zaproponować? Proszę się z nami podzielić takimi przemyśleniami, a może nawet i konkretnymi propozycjami rozwiązań.
Aleksandra