Reklama

Kultura

Szkic do portretu gwiazdy

Drobna, niewysoka, siwa pani. Wielkie, orzechowe oczy, żywość ruchów jak u młodej kobiety. Anna Polony skończyła 75 lat. Na oko – nikt by jej o ten wiek nie posądził

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Blisko pół wieku występowała na scenie Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej, dziś Narodowego Starego Teatru. Zagrała na tej scenie dziesiątki wielkich, niezapomnianych ról, przyczyniając się do chwały krakowskiego teatru. W dniu jej 75. urodzin teatr jednak zapomniał o niej. Nie tyle zresztą teatr, ile jego dyrekcja. Miarą tego, co dziś, pod rządami Jana Klaty, znaczy „teatr narodowy”, jest właśnie to dziwne „zapomnienie”. Przeszłość, wielkość z przeszłości? – to się nie liczy. My wybieramy teraźniejszość. I przyszłość, oczywiście – jak zalecał pewien niesławny polityk. Ale jakaż może być przyszłość w kulturze bez pamięci o przeszłości? Właśnie taka, jaką oglądamy ostatnio na scenie Narodowego Starego Teatru. Nie było to jednak li tylko proste zapomnienie dyrekcji Starego Teatru o wielkiej aktorce, ale cichy rewanż Jana Klaty za postawę Anny Polony, która publicznie zerwała ze Starym Teatrem na znak protestu przeciwko polityce inscenizacyjnej i reżyserskiej dyrektora.

Anna Polony jest aktorką o niezwykle szerokiej gamie możliwości – równie znakomita w komedii, grotesce, dramacie. Grała we wszystkich możliwych mediach: w teatrze, filmie, w telewizji, w radiu i jako świetna recytatorka także na estradzie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Debiutowała bardzo młodo jako Mała Poliksena w spektaklu „Wojny trojańskiej nie będzie” na deskach macierzystego Starego Teatru. Przez następne lata (1960-64) była aktorką Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, by od następnego sezonu zacząć swój stały związek ze Starym Teatrem. Niewątpliwe szczęście spotkało ją wówczas, kiedy w Teatrze Starym rozpoczął pracę Konrad Swinarski. Dzięki swojemu talentowi, ale też dzięki pracy z najwybitniejszym reżyserem polskiego teatru, stała się prawdziwą gwiazdą, jedną z najwybitniejszych polskich aktorek powojennych. Grała we wszystkich spektaklach Swinarskiego w Starym Teatrze. Tam też najpełniej chyba ujawniła swoją wszechstronność. Była Orciem („Nie-Boska komedia”), Katarzyną („Woyzeck”), Stellą („Fantazy”), Joasem („Sędziowie”), Młodą („Klątwa”), Heleną („Sen nocy letniej”, „Wszystko dobre, co się dobrze kończy”), Claire („Pokojówki”), Dziewczyną („Żegnaj, Judaszu”), Marylą i Ewą („Dziady”), Muzą („Wyzwolenie”). Dwie role dziecięce, bardzo zbliżone w charakterze – Orcia i Joasa – zagrała w zupełnie inny sposób. Jej Orcio był neurastenicznym, nadwrażliwym dzieckiem-poetą, natomiast Joas urastał do roli mistycznego, małego proroka, zdawał się być rozedrganą struną, na której Bóg wygrywa swoje wyroki. Młoda w „Klątwie” od gniewnej, prostacko agresywnej „pani na księżówce” przechodziła w lament i krzyk ludzkiego robaka, zdeptanego własnym grzechem. Bez wątpienia koroną aktorstwa Polony stała się Muza w „Wyzwoleniu”. Zjawiskowo w tym przedstawieniu błyskotliwa, rozjaśniona niezwykłą urodą, jaką tylko nielicznym daje scena – była obok Jerzego Treli grającego Konrada jego głównym filarem. Jej ironiczny dialog z Konradem, spłaszczający wszelkie porywy bohatera do teatralnego „odgrywania”, był zarazem współosią myślową spektaklu. Ta Muza była nie tylko gwiazdą, łasą na „uznania tyle”, na poklask widowni – w cienkości swojej ironii była zarazem współuczestniczką spektaklu Masek atakujących Konrada, jak i sędzią tego widowiska, jakie się w „Wyzwoleniu” rozgrywało.

Grywała potem wiele świetnych ról w Starym Teatrze, w Teatrze Telewizji, w filmie. Dla mnie, jak wspomniałam, bez wątpienia koroną jej twórczości pozostawała Muza z „Wyzwolenia”. Tak myślałam... dopóki na 75. urodziny aktorki TVP Kultura nie przypomniała przedstawienia „Lekcji” Ionesco sprzed wielu lat (rejestracja telewizyjna – 1988 r.). Anna Polony wcieliła się tu w (napisaną dla mężczyzny) postać Profesora.

Reklama

To przedstawienie na 3 aktorów było koncertem Anny Polony. Zdolny kompozytor umiałby napisać, inspirowany tą rolą, koncert fortepianowy. Można powiedzieć, że aktorka stworzyła tu coś z niczego, zbudowała postać z samej materii słowa. Ionesco nie daje bowiem w sztuce z kręgu teatru absurdu żadnej pożywki psychologicznej. Lekcja, w której Profesorka przechodzi od roli kostycznej, starszej pani (okulary, peruka) do roli patologicznej morderczyni, to niebywałe crescendo ekspresji i emocji. Najpierw suche, zdawałoby się, beznamiętne pouczenia, ale jeszcze trzyma formę, poprawiając tylko co jakiś czas perukę i okulary. Stopniowo jednak pani profesor się rozgrzewa, emocje buzują w niej tak, że nie jest już w stanie nosić kostiumu – rozbiera się do gorsetu, zdziera perukę, jakby obnażała cały wewnętrzny szkielet swojego ducha i urasta do roli jakiegoś Arturo Ui, Hitlera, Stalina, wznoszącego rękę w faszystowskim pozdrowieniu. Reszta – rytualne morderstwo uczennicy, spektakl domniemanej skruchy, czyli lekcja szaleństwa – zakończona. Następne zabójstwa czekają na swoją kolej. Ten spektakl Ionesco to nie był li tylko obraz indywidualnego szaleństwa – to był wgląd w rodzenie się i narastanie totalitaryzmów XX wieku. Dzięki Annie Polony.

Ostatnią jej rolą, którą pożegnała się z Teatrem Starym, w początkach stycznia tego roku była rola Przeoryszy w „Chłopcach” Grochowiaka. Zeszła ze sceny – bez pożegnania ze strony dyrekcji, za to z morzem kwiatów i gorąco oklaskiwana przez publiczność. Ale prawdziwe, artystyczne pożegnanie odbyło się parę lat wcześniej, kiedy ona jako Królowa Małgorzata i Jerzy Trela jako Król schodzili ze sceny na widownię w finale spektaklu „Król umiera, czyli ceremonie” (reż. Piotr Cieplak), odchodząc na zawsze w cień, poza ten blask, promieniowanie, które stanowiły niegdyś o wielkości Starego Teatru. Jakże symboliczna scena...

Anna Polony jest także znakomitą aktorką filmową i telewizyjną. Zagrała wiele ról w filmie polskim (ostatnio pamiętna Babcia w „Rewersie”, przypomnianym także z okazji 75. urodzin aktorki przez TVP Kultura). I nie tylko polskim – była protagonistką w ostrych, rozrachunkowych filmach Węgierki – Márty Mészáros. I u niej też zagrała postać Przeoryszy w „Siódmym dniu”, filmie o Edycie Stein – św. Teresie Benedykcie od Krzyża. Skrupulatna w przestrzeganiu karmelitańskiego kodeksu, surowa, zdawałoby się oschła, z czasem przemieniała się w kogoś głęboko rozumiejącego wielkość przesłania niezwykłej s. Benedykty od Krzyża.

Reklama

Widzowie Teatru Telewizji na pewno pamiętają Annę Polony jako Lulu w „Skizie” Zapolskiej – salonową lwicę, wielkiej urody, przewrotną kusicielkę, ale zarazem kobietę przenikliwą i mądrą, świadomą, jak daleko w grze można się posunąć. A już bez wątpienia pozostała w pamięci widzów jako absolutnie niezwykła Aniela Dulska w serialu telewizyjnym Andrzeja Wajdy (była jego współreżyserką), przeniesionym z Teatru Starego: „Z biegiem lat, z biegiem dni...”. W roli mieszczańskiej kołtunki, na co zresztą pozwolił jej scenariusz Joanny Olczak, Polony dokonywała niebywałej transformacji. Aktorka zrzuciła pancerz żelaznego mieszczańskiego konformizmu obyczajowego i – Bóg wie skąd? chyba z głębi swojej aktorskiej intuicji – zbudowała postać kobiety głodnej miłości, śmiertelnie znudzonej pospolitością mieszczańskiego życia. Ale jednak wiernej moralnym zasadom.

Jako wieloletni pedagog Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie Anna Polony wychowała kilka pokoleń znakomitych aktorów, których potem wprowadzała na scenę jako reżyser.

Ma w swoim dorobku wiele świetnych nagrań radiowych, m.in.: „Annę Kareninę” (wydaną też na DVD), opowieść o Wierze Gran w Teatrze Polskiego Radia i ostatnio wydane „Sklepy cynamonowe” Brunona Schulza w Polskim Radiu Kraków.

Prywatnie Anna Polony to osoba, która zna swoją wartość, a przy tym jest niebywale skromna. Głęboko wierząca katoliczka – w tym środowisku to ewenement! – wrażliwa na ludzką krzywdę, nigdy nie odmawia pomocy w potrzebie. Weredyczka i – bywa, że – złośnica. Ale w jej przypadku człowiek – aktor to naprawdę brzmi dumnie. Co bardzo rzadkie w czasach wczorajszych scenicznych bohaterów, a dzisiejszych konformistów i tchórzy w tym zawodzie.

2014-02-11 15:47

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z miłości do Sienkiewicza

[ TEMATY ]

sylwetka

Archiwum rodzinne

Małgorzata Kowalik i Antoni Cybulski

Małgorzata Kowalik i Antoni Cybulski

Na tablicy frontowej kościoła w Wadowicach znajduje się napis, który głosi, że Henryk Sienkiewicz był najlepszym synem Kościoła i Ojczyzny. O rozpowszechnianie jego dziedzictwa niestrudzenie dbał Antoni Cybulski, wieloletni dyrektor muzeum sienkiewiczowskiego w Woli Okrzejskiej. 5 lipca br. minęła pierwsza rocznica jego śmierci.

Poznałam go na początku lat 90. XX wieku. Już przy pierwszym spotkaniu emanowała z niego serdeczność dla drugiego człowieka i miłość do Sienkiewicza. Z zapałem pokazywał pamiątki po nobliście, opowiadał o nim ciekawostki biograficzne, dzielił się swoim bogatym doświadczeniem i troską o należyte miejsce autora „Quo vadis?” we współczesnym świecie; planował ważne przedsięwzięcia z tym związane. Zapraszał po wielokroć do sienkiewiczowskiego muzeum w Woli Okrzejskiej, którego był niestrudzonym twórcą i kustoszem, udostępniał materiały potrzebne do naukowej refleksji oraz praktyki pedagogicznej. Ze szczególnym szacunkiem odnosił się do osób duchownych, bezinteresownie oprowadzając je po sienkiewiczowskim dworku. Kierował nim 46 lat.
CZYTAJ DALEJ

Papież wydał dyspozycję na temat swojego pochówku

2025-04-21 11:03

[ TEMATY ]

papież Franciszek

śmierć Franciszka

PAP/EPA/ANGELO CARCONI

Papież Franciszek przed śmiercią wydał dyspozycję, by pochowano go w rzymskiej bazylice Matki Bożej Większej. To było szczególnie ważne miejsce, które odwiedzał zawsze przed ważnymi wydarzeniami swego pontyfikatu oraz każdą podróżą zagraniczną i po jej zakończeniu. Franciszek uprościł też obrzęd pochówku.

W jednym z wywiadów ponad rok temu papież wyjawił, że ma już przygotowany dla siebie grób w bazylice Santa Maria Maggiore, którą w ciągu prawie 12 lat pontyfikatu odwiedził ją ponad 120 razy. Bywał tam często również przed wyborem.
CZYTAJ DALEJ

Watykan/ Wierni z całego świata na modlitwie różańcowej za zmarłego papieża Franciszka

2025-04-22 20:41

[ TEMATY ]

Watykan

rożaniec

śmierć Franciszka

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Wierni z całego świata uczestniczyli we wtorkowy wieczór na placu Świętego Piotra w Watykanie w modlitwie różańcowej za zmarłego w poniedziałek papieża Franciszka. Poprowadził ją dziekan Kolegium Kardynalskiego kardynał Giovanni Battista Re, który w sobotę będzie przewodniczyć mszy pogrzebowej Franciszka.

Na początku modlitwy przed bazyliką watykańską kardynał Re powiedział: "Chcemy podziękować Panu za dary, jakie dał nam wraz z posługą apostolską papieża Franciszka".
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję