Ubolewamy nad tym, że kościoły pustoszeją, że w Polsce mało jest w kościele młodych małżeństw, młodzieży i dzieci, że mało dzieci się rodzi, a tymczasem i te nieliczne dzieciaki „przeszkadzają” nam na Mszy św. Nie potrafimy spierać się na argumenty, bo ich nie mamy, gdyż nie czytamy Pisma Świętego, nie szukamy Bożej woli. Pan Bóg jednak zaprasza nas, by kochać, przebaczać, nieść miłość, radość, cierpliwość, prosi o dobre uczynki.
Nie chcemy i nie umiemy omodlić egzaminów dzieci i wnuków. Nie modlimy się, żeby dobrze wybrały drogę życiową, kierunek studiów. Nie modlimy się o pracę dla naszych dzieci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie umiemy omodlić naszych najbliższych - bo „Różaniec jest taki nudny!”. Za to seriale bardzo ciekawe! A potem narzekamy.
Dobry Bóg dał nam jedne usta i dwoje uszu, byśmy mniej mówili, a więcej słuchali - Boga, Maryję, kapłanów, Papieża i Kościół. A my bez przerwy mówimy, oceniamy, krytykujemy, a potem biegniemy do apteki po środki uspokajające...
Halina
Ten list to wołanie o Bożego człowieka. Gdy go czytam, to uderzam się też we własne piersi. Bo zawsze jest za mało - miłości. A tylko miłość otwiera człowieka na innych i daje siłę do cierpliwego znoszenia przeciwności życia. Naszym codziennym krzyżem może być przecież także ktoś, kto jest najbliżej nas, tuż obok. Czy potrafimy te nasze krzyże nieść z miłością? Bo to właśnie jest naśladowanie Chrystusa.
Aleksandra