W odpowiedzi na mój tekst o sektach i partiach otrzymałem list czytelnika na temat obecnej sytuacji Polski, w którym autor stwierdza, że w kraju dokonał się już tak głęboki przewrót moralny, iż trudno byłoby znaleźć kogoś, kto oddałby życie za Boga, Honor i Ojczyznę. Jednym słowem, jak pisze czytelnik, nasz kraj jako wspólnota ludzi w większości ochrzczonych, wyznających chrześcijańskie wartości, jest całkowicie rozbity wewnętrznie, nie posiada moralnej busoli.
Aby to potwierdzić, mój rozmówca powołał się na trzy przykłady. Pierwszy - to apostazja pierwszego dziecka z probówki, obecnie dorosłej już kobiety, która wystąpiła z Kościoła w proteście przeciw twardemu stanowisku hierarchów wobec in vitro. Za drugi przykład posłużył warszawski kapłan. Głosząc poglądy o in vitro sprzeczne z nauczaniem Kościoła, nie podporządkował się decyzji swego biskupa, który pozbawił go funkcji proboszcza. Trzeci przykład dotyczy wynajętego agenta, który jakiś czas temu był wśród obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, a teraz okazało się, że jest z Ruchu Palikota. Dla autora listu są to przykłady, które świadczą o tym, że w Polsce religijny system wartości legł w gruzach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Nie zgadzam się do końca z tymi poglądami. Uważam, że Polacy są narodem zdolnym podnieść się z najtrudniejszych sytuacji, choć faktycznie, liczne przykłady świadczą o tym, iż wielu sprzedało swoje sumienia za przysłowiową miskę soczewicy i bierze udział - świadomie czy nie - w ideologicznej wojnie z Kościołem.
Ktoś przypomni, że to PRL było państwem toczącym wojnę z Kościołem: siłą zabierano majątki, likwidowano katolickie szkoły, szpitale, środki przekazu, wtrącano do więzień tysiące kapłanów, wielu z nich zamordowano. Dobitnie o prowadzonej wojnie świadczyły chełpliwe słowa Władysława Gomułki z 1948 r.: „Po 20 latach nie będzie śladu po Kościele”.
Dzisiaj wojny z Kościołem w takim rozumieniu państwo nie prowadzi. Można jednak dostrzec wojenną taktykę, aby stopniowo skruszyć kościelne „mury”, czyli odwieczne przykazania i prawdy wiary. Czyż nie jest elementem owej taktyki przeznaczenie kilkuset milionów złotych z podatków wszystkich obywateli na procedurę in vitro? Czy rząd nie powinien był zaczekać na odpowiednią ustawę bioetyczną? Skoro nie zaczekał, oznacza to, że prowadzi wojnę z Kościołem, chce zniszczyć chrześcijański system wartości, co więcej, sekundują mu w tym największe środki przekazu, wychwalając metodę in vitro, pomijając wszelkie zdania przeciwne. Naiwnością byłoby sądzić, że obecny rząd kierował się w tym przypadku wyłącznie troską o niepłodne kobiety.
Reklama
Przypomnę też, iż swego czasu polski premier wypowiedział się dość niejasno w sprawie możliwości uchwalenia ustawy o eutanazji. Powiedział, że na to potrzebna jest odpowiednia większość parlamentarna. Czy i tego nie należałoby uznać za element jego filozofii wyrażonej w słowach, że „nie będzie klękał przed księdzem”? Sytuując te działania i wypowiedzi w taktyce wojennej, trzeba je nazwać działalnością dywersyjną. Może ona przybierać rozmaite formy: ośmieszania, odciągania ludzi od Kościoła, relatywizowania prawd wiary, porównywania katolicyzmu z najróżniejszymi religiami i kultami, wreszcie nagłaśniania osób, które wypowiadają Kościołowi posłuszeństwo czy wręcz dokonały apostazji.
Jeśli bowiem wysokonakładowa gazeta bierze w obronę kapłana, który, podważając zasady wiary, nie przyjmuje reprymendy swojego biskupa, to trzeba to nazwać dywersją wobec Kościoła. Jeśli rząd uważa, że nauczanie Kościoła go nie dotyczy, to z pewnością mamy do czynienia z zaplanowaną demoralizacją ludzi wierzących albo inaczej rzecz nazywając - z wytrąceniem społeczeństwu busoli moralnej.
Co trzeba czynić, aby ocalić moralną busolę narodu? Należy budować oraz pielęgnować jedność i wspólnotę. Jednoczą wartości. One pełnią rolę kompasu moralnego dla całego narodu. Wartością jest to, za co mógłbym oddać życie. Skoro średnio co trzy minuty ginie na świecie chrześcijanin - to te miliony męczenników świadczą o prawdzie Ewangelii, a więc także o tym, czego naucza Kościół, a co tak wielu lekceważy.
Reklama
Wspólnota natomiast jednoczy grupy osób, rodzinę, także naród, chroniąc swoich członków przed zewnętrzną ideologią, przed obcą propagandą, a jeśli trzeba, to także przed przemocą. Wspólnotę buduje np. odpowiednia edukacja, czyli systematyczne nauczanie ojczystego języka, historii o bohaterach i wspaniałych przodkach. Wspólnota wspiera tradycyjne instytucje i organizacje, w tym przede wszystkim rodzinę. We wspólnocie inicjatywę mają poszczególne osoby, a nie biurokracja. Wspólnota posiada dostęp do środków przekazu, ba, posiada je na własny użytek. Wspólnota troszczy się o zdrowie swoich członków, rozwija gospodarkę, daje pracę.
Jedność i wspólnota - to swego rodzaju busola moralna narodu. W ich kontekście warto postawić sobie pytanie: jaka jest polska jedność, co łączy Polaków we wspólnotę? Czy jest coś, za co mógłbym dzisiaj oddać życie? Czy oddałbym je za któregoś z polityków albo np. za „okrągły stół”, za wolne wybory, za niezależne związki zawodowe?
Czy byłbym gotów na męczeństwo za Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelię?
* * *
Czesław Ryszka
Pisarz i polityk, publicysta „Niedzieli”, poseł AWS w latach 1997 - 2001, w latach 2005-2011 senator RP;
www.ryszka.com