Scena z Wielkiego Piątku, gdy umierający Chrystus wygłasza z krzyża swój testament i powierza Maryi Jana jako syna, a przez to potwierdza Jej macierzyństwo wobec wszystkich ludzi wszystkich pokoleń, jest tylko boską pieczęcią dla tego macierzyństwa. Maryja od samego początku wypełniała to powołanie - intuicyjnie, pełnią serca - wsłuchując się w potrzeby tych, których w ostatnich chwilach swego ziemskiego życia Chrystus Jej powierzy.„Ona - jak pisze Henri Caffarel w „Stu listach o modlitwie” - modli się za swoje niezliczone dzieci, a raczej modli się w ich imieniu. Wiele spośród Jej dzieci zapomina o swoim Bogu, zaniedbuje dziękowania za Jego dary, błagania Go o przebaczenie, uznania Jego władzy, ale na szczęście jest Matka i to, co one zaniedbują, Ona robi za nie. Pełna troskliwości o wszystkich wstawia się za wszystkimi. Modli się tak, jak to robią matki, to znaczy: niesie swoje dziecko do Boga i ofiaruje je”.
Często mówimy - czytając perykopę - o pierwszym cudzie, który Jezus uczynił, rozpoczynając swoją misję. Z całą pewnością możemy mówić też o pełnym czułości geście macierzyńskiej opieki Maryi nad powierzonymi Jej dziećmi. To, co uczyniła Maryja w Kanie, wciąż dokonuje się i w naszym życiu. Maryja jako Matka szepcze Bogu: „Nie mają już wina”, nie mają już pieniędzy, choruje im córka, zabrakło im wiary, nie poradzą sobie sami, pogubili się, nie mają nadziei… Ona czyni w stu procentach to, co należy do matki, Jej miłość jest niezawodna. Jednak o wszystkim decyduje to, jakiej odpowiedzi udzielimy my, gdy patrząc w nasze oczy, wyzna: „ZRÓBCIE WSZYSTKO, COKOLWIEK WAM POWIE” (J 2, 5). Czy odważymy się na szaleństwo nalania wody do pustych, kamiennych stągwi? Czy przezwyciężymy opór i niedowiarstwo?
Pomóż w rozwoju naszego portalu