Zima tego roku na szczęście była łagodna. „Branka” groziła 8 tys. Polaków. Służba w wojsku carskim trwała 25 lat. Zdarzało się, że syn nie znał swego ojca, gdyż, jeśli urodził się w roku poboru, kiedy ojciec wracał, powoływano syna.
Nawet kos mieli za mało
Decyzja o rozpoczęciu powstania 22 stycznia 1863 r. była dramatyczna. A jednak bez zarządzenia mobilizacji przez dowództwo ok. 200 tys. Polaków - głównie cywilów - przez prawie 2 lata toczyło beznadziejny bój z rosyjskimi pułkami. Nie mieli nawet wystarczająco dużo kos. Niejednokrotnie, zgodnie z rozkazem, drągami zdobywali karabiny, a karabinami armaty. Stąd we francuskiej prasie, zwłaszcza w tygodniku „La France Illustrée”, pojawiały się artykuły z rycinami przedstawiającymi oddziały powstańcze z drągami stające do walki z regularną armią rosyjską.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
A jednak szli do powstania ludzie z przeciwnych obozów, jak np. krakowscy stańczycy, synowie Pawła Popiela, politycznego stronnika margrabiego Wielopolskiego, zdecydowanego przeciwnika tego ruchu zbrojnego, jak gen. Józef Hauke-Bosak, spowinowacony z królewskim rodem Battenbergów, czy Henryka Pustowójtówna, córka rosyjskiego generała.
Reklama
Przywódcy wydali „Manifest powstańczy”, wydrukowany w klasztorze Sióstr Felicjanek, w którym czytamy: „Po strasznej hańbie niewoli, po niepojętych męczarniach ucisku, Centralny Narodowy Komitet, obecnie jedyny legalny Rząd Twój Narodowy, wzywa Cię na pole walki już ostatniej, na pole chwały i zwycięstwa, które Ci da i przez imię Boga na Niebie dać przysięga, bo wie, że Ty, który wczoraj byłeś pokutnikiem i mścicielem, jutro musisz być i będziesz bohaterem i olbrzymem. Tak, Ty wolność Twoją, niepodległość Twoją zdobędziesz wielkością takiego męstwa, świętością takich ofiar, jakich lud żaden nie napisał w dziejowych kartach swoich. Powstającej Ojczyźnie Twojej dasz bez żalu, słabości i wahania wszystką krew, życie i mienie, jakich od Ciebie potrzebuje”.
Na ten apel reagowali młodsi i starsi, byli uczestnicy powstania listopadowego, zahartowani w bojach i nowicjusze, szlachta i chłopi, mieszczanie i Żydzi, artyści. Adam Asnyk był przez jakiś czas członkiem Rządu Narodowego; Eliza Orzeszkowa przewiozła Romualda Traugutta przez granicę austriacką, by umożliwić mu dotarcie do Paryża; Adam Chmielowski został ranny w nogę, którą trzeba było amputować; Bolesław Prus w powstaniu brał udział ze starszym bratem Leonem, który przypłacił to chorobą umysłową; Walery Przyborowski, Adolf Dygasiński, Ignacy „Sewer” Maciejowski, Zygmunt Miłkowski ps. Teodor Tomasz Jeż; Włodzimierz Wolski, twórca pieśni patriotycznych: „Pieśń czwartego piętra”, „Marsz Żuawów”, „Śpiewka strzelców”; Maria Konopnicka; Mieczysław Romanowski, który zginął na Polesiu. Moniuszko w Prologu i Pieśni Hanny ze „Strasznego dworu” oddał nastrój, jaki panował w dworkach szlacheckich. Jan Matejko przewoził broń przez granice.
Reklama
Polaków wspomagali niektórzy Francuzi, jak kpt. Franciszek de Rochebrune, organizator i dowódca sławnych żuawów śmierci; Włosi, jak Francesco Nullo, który poległ 6 maja w bitwie pod Krzykawką (po latach pięknie uczcił go Stefan Żeromski), Węgrzy (Nyáry, Valisz); Ukraińcy (Andrzej Potiebnia), a oficerowie rosyjscy udostępniali mapy topograficzne i plany twierdz. Wsparli niektórzy Niemcy, Anglicy, Austriacy, Czesi, Słowacy, Serbowie, Szwajcarzy. Przybyli sprzymierzeńcy nawet ze Skandynawii. Toteż powstanie styczniowe trwało najdłużej ze wszystkich naszych insurekcji.
Wiele się złożyło na klęskę powstania. Jedną z przyczyn była działalność Michała Murawiewa, zwanego katem Polski i Białorusi, a zbawcą Rosji.
To Rosjanie nazywali go Wieszatielem
Murawiew. „Tęgi, barczysty mężczyzna z jakimś dzikim i ponurym obliczem, które w całym swym układzie przypominało mimo woli ogromnego buldoga. Głowę nosił pochyloną i oczy jakby wbite w czoło. (...) Był to straszliwy człowiek, który w dziejach słusznie nosił nazwę «wieszatiela»”. Tak scharakteryzował go Władysław Czencz w swym wspomnieniu, zamieszczonym najpierw w „Tygodniku Ilustrowanym” w 1897 r., a potem przedrukowanym w wydanej w Londynie w 1963 r. książce pt. „Mówią ludzie 1863 r.”. Przybył do Polski na polecenie cara 14 maja 1863 r., by uspokoić rewolucyjne nastroje. W tym celu stosował przede wszystkim terror. Szerzył strach, ferując wyroki śmierci. Jak pisał w swych pamiętnikach gen. Berg, było ich tak wiele, że budziły pogardę dla rozkazodawcy w kołach wojskowych. To Rosjanie nazwali go Wieszatielem, zanim przybył do Królestwa Polskiego.
Kiedy po skończeniu misji „Wieszatiel” wrócił do Rosji, oczekując wysokiej nagrody „za wierną służbę”, spotkał go zawód. Car brzydził się nim ze względu na metody, jakie stosował, i wynagrodził niewspółmiernie niskim awansem.
Reklama
Jego pierwszą ofiarą był młodziutki ksiądz Stanisław Iszoro z parafii Żołudek w powiecie lidzkim. Pochodził z Wileńszczyzny. Na początku lutego 1863 r. niepozorny Ludwik Narbutt zebrał w tamtych stronach ok. 300 ludzi. Podczas nieobecności proboszcza ks. Iszoro został zmuszony do odczytania z ambony manifestu powstańczego pod presją jednego z oddziałów. Po nabożeństwie usłyszał radę: „Teraz, księże, uciekaj z nami w lasy, bo tu już nie masz co robić”.
Kula zamiast Sybiru
Po wahaniach ks. Iszoro przystał do powstańców, wziąwszy pod uwagę argument wojskowych, że może być pewny zakucia w kajdany. Kiedy do Żołudka wrócił proboszcz, natychmiast został aresztowany. Na wieść o tym ks. Iszoro postanowił bezzwłocznie zgłosić się i wyjaśnić nieporozumienie. W Wilnie przekonał władze o swej winie, więc proboszcz został zwolniony, a ks. Iszoro skazano po śledztwie na 3 lata zesłania do Symbirska. Wyrok podpisał gubernator wileński Nazimow. Zanim jednak go wykonano, przyjechał do Wilna Murawiew ze swymi pomocnikami. „Każda dykasteria miała odtąd mieć swego szpiega spośród nich” - jak zapisał ks. Czencz. Byli wśród nich znani z gorliwości: Czertkow, Durnowo, Chitrowo, Paltow i Buczyłow. (Niewykluczone, iż są to pseudonimy, pod jakimi byli znani w Polsce). Murawiew zmienił wyrok i skazał ks. Iszoro na śmierć.
Ks. Czencz wspomina, że 9 maja był u ks. Niemekszy, ówczesnego dziekana Wilna, któremu wtedy doręczono list od gubernatora. Przeczytawszy go, ks. Niemeksza zbladł. Ujawnił tylko, że zawiera powiadomienie o wyroku śmierci. Nazwiska skazańca nie chciał wyjawić.
Reklama
Nazajutrz ok. godziny 5 rano ks. Niemeksza poszedł do więzienia, które mieściło się w gmachu podominikańskim. Wpuszczono go do celi, gdzie był ks. Iszoro. Prócz niego „siedział zgarbiony i w ciężkim smutku pogrążony ksiądz proboszcz Syrwid, staruszek siedemdziesięcioletni, skazany również na trzy lata Symbirska (...)”. Na widok ks. Niemekszy „z drugiej strony pryczy zrywa się młodziutki ksiądz Iszoro i podbiega ku wchodzącemu księdzu.
Że był przylepka i bardzo serdeczny, rzuca się na szyję księdzu Niemekszy i mówi, pieszcząc się nieomal:
- Księże prałacie, pociesz księdza proboszcza Syrwida, bo strasznie melancholizuje. Co ja tu nie wyprawiam, żeby go pocieszyć”.
Według relacji ks. Czencza, napisanej zapewne na podstawie opowiadania usłyszanego bezpośrednio od ks. Niemekszy, z którym wtedy był zaprzyjaźniony, „dziekan żachnął się mimo woli, bo go na to wszystko zdjęła boleść okrutna, i nadrabiając miną”, miał powiedzieć: „Mój kochany! Zostaw ty ks. Syrwida, a myśl raczej o sobie”.
Na to ks. Iszoro miał odpowiedzieć figlarnie: „Hej! (...) wielka tam rzecz wygnanie! Gdyby to jeszcze na jakich dwadzieścia lat katorgi, to rozumiem: ale teraz? Nic sobie z tego nie robię. Żal mi tylko, że starzy rodzice tak się tym martwią, a zwłaszcza biedne matczysko moje”.
Dalszy ciąg rozmowy przebiegał następująco:
„- Ej, ej, nie żartuj (...) - tylko na śmierć się gotuj.
- Jak to ksiądz prałat rozumie? (...)”.
Ks. Niemeksza miał wziąć go za obie ręce i zdobywając się na tyle ciepła, ile mógł wydobyć z gwałtownie tłukącego się serca, wyszeptał:
„Nowy gubernator skasował wyrok Nazimowa, jesteś skazany na śmierć”.
Reklama
Ks. Iszoro „w pierwszej chwili drgnął, jakby obok niego piorun uderzył...”, i po krótkiej chwili miał powiedzieć: „Panie Jezu! Bądź wola Twoja! A jak mam ginąć? Powieszenie czy rozstrzelanie?”.
Na to pytanie ks. Niemeksza nie umiał odpowiedzieć. Zgodnie z poleceniem miał tylko natychmiast wyspowiadać skazańca. Nie było chwili do stracenia. Sędziwy ks. Syrwid zmartwiał na ten widok, dźwignął się jednak ze swej pryczy, padł na kolana i ukrywszy twarz w dłoniach, zapłakał serdecznie.
Spowiedź przerywało wchodzenie żandarma.
Po niej ks. Iszoro wyraził przekonanie, że chyba będzie mógł jeszcze zobaczyć się z rodzicami, wręcz prosił, by ks. Niemeksza „zakręcił się koło tego”. Rodzice właśnie przyjechali. Zgodnie z powiadomieniem o wyjeździe syna na zesłanie, chcieli go pożegnać i pobłogosławić. Niestety. Nie było im to dane. Byli jedynie świadkami egzekucji, rozpoznawszy prowadzonego niemal w ostatniej chwili przed rozstrzelaniem na Łukiszkach.
„Oprawcy czy głowy potracili, czy pierwszy raz mieli z tym do czynienia” - nie umieli mu naciągnąć koszuli, więc im pomagał. Do słupa szedł „tak jak on zawsze (...) wesół; a piękny i wysmukły blondyn (...) tak swobodnie i wesoło, jakby na przechadzkę”.
Ks. Czencz usłyszał jęk jakiegoś starego Litwina, który stał obok niego: „Pierwsza ofiara”.
Od siebie dodał: „męczennik za ojczystą sprawę”.
Zakaz żałoby
Nikt dokładnie nie oszacował strat, jakie ponieśliśmy w tym powstaniu... Podobno sądy wojenne skazały na karę śmierci ok. 6 tys. osób, 38 tys. zesłano na Sybir. Liczbę zabitych w walce trudno określić, gdyż częstokroć oddziały rosyjskie - szczególnie pułki kozackie - nie brały jeńców. Bez wątpienia jednak poległych trzeba liczyć w dziesiątkach tysięcy. W walkach przytłaczającą większość stanowiła ludność cywilna. Skonfiskowano 3454 majątki.
Represje trwały długo. Uczestnicy byli skazani na niepamięć. Ogólna żałoba, żałoba narodowa, nakazująca samorzutnie dobrowolne noszenie odpowiednich strojów, dawały powód do dalszych aresztowań. Dlatego nawet rodziny nie mogły przywdziać żałoby. Zamknięto usta. Rzadko, posługując się „językiem ezopowym”, wspominali wydarzenia niektórzy pisarze. Wokulski z „Lalki” Bolesława Prusa pokutował za grzechy młodości na dalekim Sybirze. Jan Bohatyrowicz z „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej chodził do lasu „na mogiłę”, kryjącą zwłoki poległych w jakiejś bitwie. Dopiero ok. 1905 r. cenzura zelżała. Stefan Żeromski wydał wtedy najpierw „Echa leśne”, a potem „Wierną rzekę”. Eliza Orzeszkowa poświęciła powstańcom utwór pt. „Gloria victis”. Maria Konopnicka uczciła ostatniego schwytanego uczestnika powstania, ks. Stanisława Brzóskę, utworem „O powstaniu 1863 roku” (znanym raczej jako „Ostatni partyzant”).
Opracowano na podstawie relacji ks. Władysława Czencza, naocznego świadka, zamieszczonej w „Przeglądzie Tygodniowym”, t. 45 z 1895 r., przypomnianej przez wydawców LIX tomu Serii Czerwonej „Biblioteki Polskiej” (Londyn 1963) w zbiorze dokumentów pt. „Mówią ludzie 1863 r.”, Londyn 1963.