Twarzą można powiedzieć więcej niż słowami, ale można też kłamać twarzą. Ma się ponoć niejedną twarz, a na pewno inną, gdy się wchodzi w życie i gdy to życie ją przeobraziło.
*
Wielu znawców i amatorów sztuki doszukuje się nie wiadomo czego w portrecie-arcydziele Leonarda da Vinci „Mona Lisa” lub „Gioconda”. Zwłaszcza ten dwu- czy wieloznaczny uśmiech genialnie sportretowanej kobiety, a może właściwie wielość twarzy uchwycona w jednej - wciąż tak bardzo frapuje wielu. Owi znawcy nieustannie doszukują się tożsamości i historii kobiety pozującej mistrzowi do tego obrazu i nie ma jednoznacznej opinii. Rzadko kto jednak zna tożsamość i historię innej postaci pozującej do dwóch twarzy na fresku tegoż samego artysty „Ostatnia Wieczerza”, który mistrz malował ponad osiem lat. A zaczął od poszukiwania odpowiedniego modela do postaci Jezusa. Nie było to łatwe. Leonardo chodził więc po kościołach, podpatrując modlących się, kiedy nie działo się nic przy ołtarzu. Wreszcie któregoś wieczoru natknął się na pięknego, młodego i długowłosego mężczyznę, klęczącego prawie w ekstazie, czyniącej mu twarz nadludzko piękną. Mistrz podszedł do niego i zapytał, kim on jest i czy nie zgodziłby się pozować mu do postaci Jezusa. Mężczyzna o imieniu Pietro był onieśmielony i uradowany propozycją, kilka razy powtarzał, że nie jest godny takiego zaszczytu. Jednak potem pozował przez kilkanaście tygodni. Mijał czas i bywały różne kłopoty z tym monumentalnym freskiem. Powoli jednak pojawiały się kolejne postacie Apostołów, ale na sam koniec mistrz pozostawił namalowanie Judasza. Teraz był jeszcze większy kłopot ze znalezieniem modela do tej tak dwuznacznej i tragicznej postaci. Leonardo zaczął chodzić po różnych spelunkach i w jednej z nich zwrócił uwagę na gracza w kości. Był to na pewno szuler ogrywający kolejnych naiwniaków, przyciągający do siebie pożądliwie dziewki, pociągający z dzbana i łżący w żywe oczy. Ta wciąż zmieniająca się jego twarz miała jednak jakąś zimną i rozpaczliwą pustkę w oczach. Mistrz wiedział, że to ten, nie żaden inny, użyczy swojej twarzy postaci Judasza. Kiedy podszedł i zapytał go o to, tamten wykrzyczał od razu wysoką sumę za pozowanie i dodał: „Ja przecież wiem, ile to kosztuje, bo jestem Pietro i już pozowałem ci kilka lat temu do postaci Jezusa. Ale się trochę zmieniłem”. Mistrz nie mógł uwierzyć własnym oczom, ale tak, to był ten sam człowiek… Czy naprawdę ten sam?
*
Nie makijaże, pielęgnacje, szminki czy nawet operacje plastyczne kształtują twarz człowieka, ale to, co się dzieje w jego wnętrzu, a także to, ku czemu w życiu zwraca on tę twarz, co nią wyraża, unosi w górę, ku światłu czy spuszcza w dół, w mroczność. Wieloznaczność twarzy ma zawsze w sobie cień Judasza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu