Do tego pamiętnego dnia Martin Sessler mieszkał w kibucu Magen, zaledwie kilka kilometrów od Strefy Gazy. "Ja sam nie urodziłem się w Izraelu - jestem synem ocalałych z Holokaustu, którzy znaleźli schronienie w Szwajcarii. Kiedy przeprowadziłem się do Izraela, powiedziałem sobie: to się nigdy nie powtórzy, będziemy się bronić" - zaznacza. Ale od 7 października 76-latek nie czuje się już bezpiecznie, wszystkie życiowe "pewniki" zostały zachwiane.
"Kiedy wydarzyła się ta katastrofa, w pobliżu nie było żołnierzy, którzy mogliby nas chronić - nie mogę znieść tej myśli. Właśnie po to jest armia: by bronić cywilów. To jest jej główny cel. Ale zajęło im wiele godzin, aby zareagować i wyciągnąć nas z tego koszmaru. O to się teraz martwimy: jak wytłumaczę to moim dzieciom? Troje moich dzieci mieszka w tym regionie, czyli w bezpośrednim sąsiedztwie Strefy Gazy; mam dziesięcioro wnuków w tym regionie i moje dzieci zastanawiają się, jak to się mogło stać. Mamy poczucie, że zostaliśmy zdradzeni przez tych, którzy byli odpowiedzialni za naszą ochronę!" - mówi Martin Sessler.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Mieszkańcy kibucu słyszeli z Magen strzały oddawane przez islamskich napastników 7 października. Fakt, że kibuc i jego mieszkańcy zostali oszczędzeni, nie był zasługą izraelskiej armii, ale komitetu obrony wioski: tym ludziom udało się utrzymać bojowników Hamasu na dystans. Przez wiele godzin Martin Sessler, który schronił się z żoną w schronie, czekał na pomoc wojska, która jednak nie nadeszła. Dopiero po dziewięciu godzinach oczekiwania pojawili się pierwsi izraelscy żołnierze.
"W bardzo ważnym momencie nie zostaliśmy uratowani. Ta myśl sprawia mi wielkie problemy, ponieważ dla mnie państwo żydowskie oznacza przede wszystkim, że jesteśmy chronieni... Ja sam przez lata służyłem w wojsku i co roku przez miesiąc brałem udział w ćwiczeniach obronnych. Nie chronili nas, nawet ich tam nie było!" - mówi Martin Sessler.
Czuje się zdradzony - przez rząd Netanjahu, wobec którego jest bardzo krytyczny. W ostatnich miesiącach wielokrotnie demonstrował przeciwko rządowym planom reformy sądownictwa, podobnie jak dziesiątki tysięcy Izraelczyków.
"Zawsze mówi się nam, że to nie jest odpowiedni czas na rozmowy o polityce, ale dla mnie teraz jest właśnie odpowiedni czas! Mam nadzieję, że powstanie komisja śledcza, tak jak to miało miejsce po wojnie Jom Kippur 50 lat temu. Chodzi o ustalenie faktów: Dlaczego zostaliśmy sami? I jak możemy teraz rozwiązać wynikający z tego kryzys zaufania? Musimy wyciągnąć właściwe wnioski ze wszystkiego, co się wydarzyło!" - zaznacza.
Reklama
Martin Sessler jest byłym dyrektorem lokalnej szkoły średniej, dlatego zna większość ofiar i zakładników przetrzymywanych obecnie w Strefie Gazy. Jest również bardzo dobrze zaznajomiony ze Strefą Gazy, ponieważ odwiedzał ją regularnie w latach 80. i 90. w ramach wymian szkolnych - było to zanim Hamas doszedł do władzy w palestyńskiej enklawie. Dziś on i jego rodzina mieszkają w hotelu w pobliżu Morza Martwego, podobnie jak wszyscy mieszkańcy kibuców w południowym Izraelu. Sessler był nauczycielem religii i jest zaangażowany w dialog międzyreligijny z ks. Piotrem Żelazko z parafii św. Abrahama w Beer Szewie i wikariuszem łacińskiego patriarchatu Jerozolimy dla katolików języka hebrajskiego oraz imamami w południowym Izraelu.
Co powinno się teraz wydarzyć? W odpowiedzi na to pytanie mówi: "Z jednej strony należy uniemożliwić Hamasowi kontynuowanie reżimu, islamskiej dyktatury. Trzeba to zrobić - nie wiem, jak dokładnie należy to zrobić. W każdym razie konieczne jest zbudowanie alternatywy. Dialog musi być kontynuowany. Bardzo się cieszę, że dialog z imamami, Arabami, muzułmanami, Beduinami i chrześcijanami nie zamiera, nawet w tych trudnych czasach. Dialog musi być kontynuowany - musi być wzmacniany i wspierany. To jest kierunek, w którym musimy podążać, aby kontynuować go w duchu pokoju i pojednania".
Zwraca uwagę, że w południowym Izraelu wielu Żydów otrzymało wzruszające wyrazy solidarności od muzułmanów. W momencie masowego mordu 7 października Beduini uratowali izraelską młodzież przed szałem terrorystów. Cierpienie wielu niewinnych ludzi w Strefie Gazy w obliczu izraelskiej ofensywy wojskowej rozdziera obecnie jego serce.
"Naprawdę, nie mogę być szczęśliwy, gdy widzę cierpienie tych ludzi - mam nadzieję, że to się skończy! I to się skończy, gdy tylko w Gazie pojawi się inne przywództwo, które przejmie władzę od Hamasu, miejmy nadzieję, że będzie to bardziej demokratyczny, mniej fanatyczny rząd. W obecnej sytuacji nie mogę być szczęśliwy ani odczuwać zemsty - nie mogę tego znieść. Jestem też nieszczęśliwy z ich powodu..." - mówi Martin Sessler.