W okolicach 1 listopada powiedzenie: „Ojczyzna to ziemia i groby” ma dla mnie głęboki sens. Wtedy szczególnie o nim pamiętam, idąc na którykolwiek cmentarz, nawet jeśli nie spoczywają na nim moim najbliżsi. Pamiętam też słowa Adama Mickiewicza: „Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie!”. Idąc więc na cmentarz, chcę oddać hołd, cześć i szacunek tym, którym wiele zawdzięczamy, a których już z nami nie ma. Wspominam tych, którzy dali nam życie i wolność. Z rodziną bardzo chętnie odwiedzam miejsca, gdzie mogę oddać cześć osobom pomordowanym podczas niemieckiej i sowieckiej okupacji. To są groby osób najczęściej nieznanych. Możemy zmówić za nich modlitwę i podziękować za bohaterstwo i oddanie. Przecież przelali za nas krew, czyli zapłacili najwyższą cenę...
Drugi aspekt tych dni ma charakter duchowy. Gdybym był małej wiary, szedłbym przez cmentarz i rozpaczał. Tylu ludzi nie potrafi się pogodzić ze stratą najbliższych albo z tym, że życie przemija, a świat ucieka do przodu. Uroczystość Wszystkich Świętych jest zatem okazją, by w zagonionym świecie, gdy nie mamy czasu nawet na fizyczne ćwiczenia poprawiające naszą kondycję, pozwolić sobie na luksus głębszej refleksji. To bardzo dużo! Możemy pomyśleć o tym, co po nas... Ale też o tych, którzy odeszli, a są obecni w jakiś sposób wokół. Jeśli nie będziemy się za nich modlić, być może pozbawieni będą niezbędnej pomocy. Jesteśmy im to winni!
Kiedy byłem młodszy, późnym wieczorem lubiłem chodzić (tak dodatkowo, po raz drugi) na warszawskie Powązki. Miałem wrażenie, że nawet ci mniej wierzący odczuwali wtedy majestat śmierci i stawali się bliżsi tajemnic życia i śmierci. Pora roku nastraja w tych dniach do refleksji, a nie do radości, co może zdumiewać w czasach, kiedy świat zachęca do czerpania z życia pełnymi garściami.
Osobiście cieszę się też, że media w tych dniach stają się bardziej łagodne i refleksyjne. Wszyscy przemawiają jakby bardziej ludzkim głosem. Telewizja pokazuje to, co naprawdę ważne. Do radia dzwonią ludzie, którzy nieraz ze łzami wspominają konkretne dobro, jakiego doznali za sprawą innych ludzi. Czasami bijąc się w piersi, że być może za mało dobra okazali innym, a teraz jest dobry moment, by choćby przez modlitwę nadrabiać stracony czas.
Tak… lubię i cenię sobie te listopadowe dwa dni. Tak pełne zadumy i nadziei i tak bardzo jeszcze nieujarzmione przez komercję. Warto to docenić…
Pomóż w rozwoju naszego portalu