Słyszymy słowa „szmat czasu”, ale i czas niby „mgnienie oka”. Zarówno to, co jest czasochłonne, jak i to, co powstało niemal w jednym momencie, jest i pozostaje zarazem wejrzeniem w szczelinę wieczności.
Czas także pozostawia ślady, bo - jak powiadał Zbigniew Herbert - „nie wszystkie dzieła uszły piaskom i ogniom historii”. Wiele przetrwało mimo zawieruch i katastrof. Pozostały jako świadectwa swego czasu i swej epoki. Rysują kontury tamtego wieku, jego barwy i kontrasty. Nie bez przyczyny mówi się o kształcie czasu.
Cena czasu
Dorośli uczą dzieci cenić czas, liczyć, a nawet patrzeć na wszystkich i wszystko przez jego pryzmat. Bywa on miarą mijających chwil, godzin i lat. Bywa kryterium oceny i wartości. „Byle szybciej i więcej” - słyszy nieraz producent czy dostawca. Ów pęd i ściganie się z czasem odczuwamy na co dzień. Sprinter ustanawia kolejny rekord świata. Po wręczeniu medalu okazuje się jednak, że zdobył go nieuczciwie. Jakim czasomierzem wykażemy ludzką uczciwość lub nikczemność? Czy jest taki stoper, który wyliczy ten ludzki bezczas?
Jaki jest cel i sens owego pędu, tej gonitwy z czasem? Może tak jak w tej piosence: „Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka”. Czy to tylko do rymu, czy faktycznie „na nikogo nie czeka”? Po co więc w ogóle jedzie? Czyżby pociąg widmo?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„Czas to pieniądz”
Reklama
Już w średniowieczu mocno akcentowano czynnik niemal ekonomiczny, merkantylny, handlowy czasu. Trzeba go cenić, szanować. Znalazło to oddźwięk m.in. w polskim przysłowiu „Czas to pieniądz”. Czas aktywności, wydajność czy wreszcie tzw. dniówka stanowią jakby skrót określonego czasu pracy i równowartości finansowej. Każdy dzień roboczy kształtuje także relacje między pracodawcą a pracownikiem, określa czas odpoczynku, przerw obiadowych czy relaksacyjnych. Dotykamy tu niemal zmaterializowanej postaci czasu: należy baczyć na czas, liczyć go, ale też liczyć się z nim.
Dlaczego mamy nawet swego rodzaju respekt wobec niego? Jest on bowiem ostatecznie miarą żywota ludzkiego i drogą ku nieskończoności, ku nieśmiertelności. On także wyznacza granice i wypełnia moc niewyczerpanych wręcz możliwości. To jest czas kreatywności, inwencji, poszukiwań. On właśnie daje szanse i perspektywy penetracji ludzkiej wyobraźni, pasji życia i pasji bycia, pasji twórczości. Przed człowiekiem pozostaje ciągle - jak pięknie określa to Mieczysław Jastrun - „tęczowa zmienność przywoływanego wizerunku życia”.
Czasoprzestrzeń
Ogarnąć czasoprzestrzeń piękna, by przez prawdę odnajdywać dobro. Owa triada jawi się jako bliska temu, co dostrzegalne, odczuwane, przeżywane tu, na ziemi, ale zarazem przenoszące nas ku temu, co niewyobrażalne, nieprzemijające, wieczne. Każde prawdziwe dzieło sztuki jest przekraczaniem zwyczajności, a tym bardziej okropności i brzydoty. Jest też swoistym ustawicznym poszukiwaniem prawdy, choć wokół tyle kłamstwa, fałszu i ułudy. W człowieku bowiem zakorzenione jest pragnienie tego, co jest przedsmakiem nieba.
Czas pozostawia swe piętno także na człowieku, na jego wizerunku i kondycji. Odnalezione na strychu stare listy przeniosły cię do twej młodości. Pożółkłe fotografie utrwaliły zastygły wyraz chwili, doznania i emocje. Przyglądasz się twojej matce, gdy była taka młoda i uśmiechnięta. Wtedy ani nie chorowała, ani nie narzekała, choć brakło właśnie czasu, by zarobić więcej pieniędzy. Ile to już lat! A dalej w twym rodzinnym albumie oglądasz ją, gdy była już niedosłysząca, poruszająca się powoli, twarz jednak ciągle miała pogodną i pełną ciepła. Z jej oczu wciąż bije tyle czułości, a zmarszczki na jej czole obwieszczają jej pracowitość i miłość. - To już tyle lat - mówisz znowu. Tak dawno, a ten utrwalony czas jakby skraca zarówno odległe chwile, drogę, jak i bieg zdarzeń.
Czas początku i wieczności
A oto rzeźba. Arcydzieło. Dowiadujesz się, że August Rodin - pracował nad nim bardzo długo, ciągle doń wracał i czuł niedosyt. A jak bardzo dłużyło się przeorowi z klasztoru w mediolańskim klasztorze, gdy ciągle nie można było zobaczyć całego dzieła „Ostatniej Wieczerzy” mistrza Leonarda. A wielki Michał Anioł odgrodził się od świata i gapiów na czas, gdy wkraczał niejako w zaświaty, gdy wpisywał w przestrzeń Sykstyny zobrazowany początek czasu, świata i człowieka, a także ukazał werdykt końcowy Wszechmogącego, w postaci „Sądu Ostatecznego”. Mistrz ciągle powtarzał: „To jeszcze nie to”. Wreszcie dzieło ukończył. Ukończył on, artysta. Dzieło to jednak, jak setki obrazów, rzeźb czy witraży, żyje swoim życiem. Czas pracuje na ich rzecz. Ciągle otwierają się na nowy czas, nowego widza, pielgrzyma, na omodlenie, na nową rzeczywistość. Nawiązuje się przedziwna więź i następuje skrócenie dystansu, także czasowego, między twórcą a odbiorcą. A w końcu - między dziełem a samym Bogiem.
Anna Zadrożyńska swej książce (tzw. seria ze smokiem) o obrzędowości roku kościelnego w Polsce daje znamienny tytuł „Powtarzać czas początku”. Ks. Janusz St. Pasierb zaś swoim impresjom dał tytuł „Czas otwarty”. Właściwie obydwa spojrzenia się dopełniają.
Nadarza się oto sposobność, byś dziś dokonał refleksji wokół daru czasu, ale i powinności zeń wynikających. Czym jest i pozostaje czas dla Ciebie? Jak zeń korzystasz i czym go wypełniasz?