Emma Morosini, 85-letnia Włoszka, przez 45 dni pieszo pielgrzymowała na Jasną Górę. Wyruszyła do Częstochowy z Castiglioni Siviere (prowincja Mantova), pokonała ponad 1,3 tys. km. Emma Morosini nie pierwszy raz zdecydowała się podjąć taki trud, i nie po raz pierwszy za cel wędrówki wybrała Jasną Górę.
- Pomysł pielgrzymowania na Jasną Górę zrodził się ok. 17-18 lat temu, gdy ciężko zachorowałam i lekarze powiedzieli, że nie ma żadnej nadziei, jedynie zawierzenie Matce Bożej - wspomina Emma Morosini. - W takich okolicznościach przyrzekłam Matce Bożej, że jeżeli przeżyję, to pójdę do Lourdes. Po dwóch latach okazało się, że jestem zdrowa, więc chciałam dotrzymać słowa i poszłam pieszo do Lourdes. Nie miałam doświadczenia, jednak bardzo szybko stałam się entuzjastką pielgrzymowania, ponieważ ludzie, których spotykałam, rozumieli moją miłość do Matki Bożej. Bardzo często spotykałam się z życzliwością ludzi: zapraszali mnie, karmili, czym mogli, doświadczałam dobroci, choć po drodze spotykałam się także z negatywnym przyjęciem, niektórzy uważali mnie za cygankę, jakiegoś łazika, wagabundę, naciągacza, a nawet za osobę psychicznie chorą.
Ta pierwsza, dziękczynna pielgrzymka sprawiła, że Emma Morosini zapragnęła nadal pieszo pielgrzymować do Matki Bożej. W ciągu roku pomaga chorym w szpitalach, ale kiedy przychodzi lato, wyrusza na pątniczy szlak. Była już w Fatimie, w Guadalupe, a w 2002 r. odwiedziła Jasną Górę.
- Prowadzę życie pielgrzyma z miłości do Matki Bożej - podkreśla Włoszka. - Z drugiej strony muszę powiedzieć, że to moje wędrowanie jest też swego rodzaju katechizacją. Ludzie mieszkający w małych wioskach, w których ksiądz posługuje tylko od czasu do czasu, widząc mnie z różańcem, rozmodloną, cieszą się, że spotykają kogoś wierzącego, kogoś, kto się jeszcze modli. Widzę, że dla nich to też jest łaska.
Emma Morosini jest zachwycona polską religijnością, którą miała okazję poznać na pątniczym szlaku, a szczególnie zadziwiły ją ogromne kolejki przy konfesjonałach.
- Podziwiam wiarę ludzi modlących się na Jasnej Górze, czego w naszym kraju już nie zauważam. Kolejki do konfesjonału, tak długie oczekiwanie na sakrament - to coś niesamowitego. Jasna Góra jest jedyna w swoim rodzaju, można ją jedynie porównać z Guadalupe - mówi Emma Morosini.
Wśród największych problemów, jakie dotykały ją w czasie drogi, Emma Morosini wymienia: nieznajomość języka, a przez to trudność w porozumiewaniu się, pęcherze tworzące się na stopach, pogodę oraz kłopoty z noclegiem.
- Prawie codziennie był problem ze znalezieniem noclegu - wspomina pątniczka. - Pieniędzy dużo nie miałam, a to, co miałam, oszczędzałam na sobotę i niedzielę. W sobotę zwykle znajdowałam jakiś hotelik, wynajmowałam pokój, a w poniedziałek - dalej na pielgrzymkę. Nigdy w niedzielę nie pielgrzymowałam, dzień Pański poświęcałam na modlitwę i, oczywiście, na odpoczynek. A w inne dni spałam pod gołym niebem, na przystankach autobusowych, na ławkach w parku. Najtrudniejsze były jednak deszcze, ile tych wód spłynęło na mnie, burze z piorunami, z gradem, ale szczęśliwie dotarłam do celu.
Wypowiedź dla Biura Prasowego Jasnej Góry i Radia Jasna Góra, 27 sierpnia 2009 r.
Tłumaczył o. Jan Pach OSPPE
Pomóż w rozwoju naszego portalu