Wielki show pt. „Atak propagandowy na Polskę” dobiegł wreszcie końca. Premier Rosji Władimir Putin przyznał 1 września podczas wizyty na Westerplatte, że pakt Ribbentrop-Mołotow należy potępić, ale zaraz potem dodał, że Związek Sowiecki „nie miał wyboru i musiał go podpisać”.
Logika to pokrętna, niespójna historycznie i bez wątpienia niezgodna z prawdą. Podobnie jak oświadczenie Putina, że Rosja ma prawo oczekiwać od innych krajów, by potępiły porozumienia zawierane z nazistami przed wybuchem II wojny światowej, co stanowiło aluzję do Polski i do paktu o nieagresji zawartego z Niemcami. Wyjaśniał to wprawdzie w swym przemówieniu prezydent Kaczyński, przypominając, że „Polska już jesienią 1933 r. proponowała wojnę prewencyjną, nie dało to rezultatu i w tych warunkach zawarliśmy pakt o nieagresji z Niemcami, taki pakt zawarty został również z ZSRR”. Według prezydenta, w ówczesnej sytuacji pakt o nieagresji z Niemcami był konieczny i nie można go w żadnym wypadku porównywać do niemiecko-radzieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. Ale Putin jakby tych słów nie usłyszał. I przedstawił swoją interpretację faktów historycznych, dowodząc, że pakty z nazistami doprowadziły do tego, iż 17 września 1939 r. Rosjanie przekroczyli polską granicę.
Imperium od Piotra I
Reklama
Nie powinno nas to jednak zaskakiwać. Należało się spodziewać, że z ust Putina usłyszymy ton znany od dawna, pełen retoryki, niedorzeczności i fałszu. Było oczywiste, że żadnego przełomu w czasie obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej w odniesieniu do stosunków polsko-rosyjskich nie będzie. Ani tym bardziej przeprosin Putina, zarówno za agresję ZSRR na Polskę 17 września, jak również za Katyń.
Było to ewidentne zwłaszcza w kontekście ostatnich ataków propagandowych na Polskę w rosyjskich mediach. Przypomnijmy bowiem, że państwowa telewizja Rossija 22 sierpnia wyemitowała film dokumentalny, który dowodził, że we wrześniu 1939 r. Stalin wcale nie kwapił się do uderzenia na Polskę, a rozkaz zaatakowania naszego kraju wydał dopiero wtedy, „gdy Niemcy zaczęły się przygotowywać do stworzenia państwa ukraińskiego na zajętych kresach polskich”. Z filmu dowiedzieliśmy się też, że Polska była „pierwszym sojusznikiem Hitlera”.
Trzy dni później, 25 sierpnia, Rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego zapowiedziała publikację dokumentów świadczących o rzekomej „aktywnej współpracy przedwojennej Polski z hitlerowskimi Niemcami” (jak na ironię, są to polskie dokumenty, zabrane państwu polskiemu przez ZSRR w 1939 r. i nigdy niezwrócone! To na ich podstawie wysunięte zostały teraz rzekome zarzuty).
29 sierpnia natomiast na stronach internetowych rosyjskiego wywiadu pojawiła się informacja, że gen. Józef Beck był agentem niemieckiego wywiadu.
- W świetle tych wydarzeń widać coraz wyraźniej tendencję do tego, by utrzymać historię Rosji w jednej interpretacji, w której od czasów cara Piotra I imperium stanowi część dziejów - mówi prof. Jan Żaryn, historyk z UKSW. Wyraża wątpliwość, czy należało w ogóle zapraszać Putina do Polski. - Rosja nie dorosła do tej roli, której dosięgła np. strona niemiecka - mówi Żaryn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nostalgia za potęgą
Reklama
Rosja jest silna, wielka i wciąż imperialna. To wiemy i jest to truizm. Jak twierdzą jednak historycy, nikt w Europie nie uwierzy w wersję historii przedstawianą przez Rosję. Czy rzeczywiście? Stara zasada Goebbelsa: „Kłam, kłam, a coś z tego zostanie” może się ziścić i w tym przypadku. Tym bardziej że te „rewelacje” są wiarygodne dla samych Rosjan. Jak wynika z najnowszego sondażu Wszechrosyjskiego Ośrodka Badania Opinii Publicznej WCIOM, Rosjanie ufają państwowej telewizji. A 57 proc. badanych nie widzi niczego złego w podpisaniu przez Stalina porozumienia z Hitlerem, gdyż „kraje zachodnie zrezygnowały z sojuszu z ZSRR, Moskwa nie miała zatem innego wyjścia”.
To szczególny rys polityki historycznej i pamięci historycznej propagowanej przez stronę rosyjską. Zresztą nie od dziś władze Kremla godzą się na tak oczywiste zakłamywanie historii i wciąż podtrzymują propagandową, stalinowską wersję agresji ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. A przez to fałszują także stosunek Polaków do Rosjan, przedstawiając nas jako rzekomych odwiecznych wrogów Moskwy.
Można się zastanawiać, dlaczego tak się dzieje. Celną diagnozę postawił niedawno (w rozmowie dla „Dziennika”) Richard Pipes, sowietolog i doradca ds. Rosji i Europy Środkowej prezydenta USA Ronalda Reagana, twierdząc, że Rosjanom czasy sowieckie kojarzą się nie tyle z masowymi mordami czy wywózkami na Sybir, ile z potęgą ich państwa. Dla narodu rosyjskiego ważne jest, by ich kraj nadal określać mianem wielkiego imperium. Wybielają więc historię po prostu z nostalgii za dawną potęgą.
Trzeba też pamiętać o charakterystycznej, pokornej i uciemiężonej „duszy rosyjskiej”, będącej taką jeszcze od czasów caratu. Wewnętrzne zniewolenie Rosjan, istniejące od pokoleń, musi przekładać się na kształtowanie pamięci historycznej.
Rosjanie to dziwny naród. Dotknięty, jak pisał w „Dziadach” Mickiewicz, „kaskadą tyraństwa”, nieznający demokracji i nieodczuwający potrzeby wolności. Mimo wszystko trudno nam, Polakom, zgodzić się na tak zafałszowany obraz historii i na propagowanie nieprawdziwego wizerunku Polski na świecie. Zwłaszcza że w wielu polskich rodzinach ta historia jest żywa do dziś. Sama pamiętam opowieści dziadka, do końca życia mającego przed oczami obraz kolegi - oficera, który na wieść o napaści ZSRR na Polskę załamał się i 17 września 1939 r. popełnił samobójstwo.
Nie ma wspólnej historii
To wszystko wyraźnie potwierdza potrzebę istnienia skutecznej polityki historycznej, czyli wielowymiarowej troski o kultywowanie pamięci wielkich postaci i wydarzeń dziejowych oraz stawiania ich we właściwym świetle. A przede wszystkim w prawdzie. Tak, by kłamliwe stereotypy o Polsce nie weszły na stałe do historii.
Jak twierdzi prof. Żaryn, dialog wewnętrzny Starego Kontynentu nie stanie się wiarygodny, jeśli nie będziemy się posługiwać przekazywaniem prawdy historycznej. - Nie ma wspólnej historii Europy. Unia Europejska nie zburzyła naszej odrębności narodowej i przekazy pamięci historycznej o poszczególnych narodach trzeba szanować - mówi prof. Żaryn „Niedzieli”.
Na tym tle dość ironicznie brzmią końcowe słowa z wystąpienia Putina: „Mam naprawdę nadzieję, że relacje między Rosją a Polską będą uwolnione od problemu przeszłości i będzie można budować nowe relacje, oparte na współpracy, która jest warta tych dwóch wielkich europejskich narodów”. Jak te nowe relacje mają wyglądać? - oto jest pytanie. Jaka ma być polityka historyczna w odniesieniu do Rosji?
Prawda jest jedna
- Mamy z tym pewien kłopot - uważa prof. Żaryn - bo Rosjanie nie są naszym partnerem i ze względu na strukturę ich władzy nie mamy możliwości bezpośredniego docierania z naszym przekazem do społeczeństwa. Jesteśmy więc skazani na twarde negocjacje dyplomatyczne. Tym większą rolę ma tu do odegrania MSZ czy IPN, a także Rada Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa.
Aby polityka historyczna była skuteczna, potrzebna jest nam również przemiana mentalności. Trzeba inaczej „opakować” patriotyzm, by stał się bardziej atrakcyjny. Tak, by również młodzi Polacy, urodzeni po roku 1989, poczuli, że miłość Ojczyzny to nie anachronizm, i aby ich świadomość narodowa nie była sztuczna.
Prawda historyczna winna obronić się sama. Ale trzeba temu procesowi pomóc. Dlatego potrzebne są zarówno twarde negocjacje, jak też znajomość dziejów i szacunek dla nich. Zwrócił na to uwagę na Westerplatte Lech Kaczyński, mówiąc, że przyszłość można zbudować tylko opierając się na wartości i na prawdzie. - Na prawdzie, która często bywa bolesna, ale którą ujawnić muszą zarówno zwycięzcy, jak i pokonani. Prawda jest jedna, prawda, zdaniem nas, chrześcijan, nawet najgorsza, wyzwala, a nie niewoli, wyzwala, a nie upokarza, pod warunkiem, że dotyczy wszystkich - przekonywał prezydent.
Ponadto prawda i pamięć historyczna, także ta o inwazji sowieckiej na Polskę 17 września, jak stwierdził po ostatnim zebraniu biskupów w Częstochowie abp Józef Michalik, jest konieczna nie dlatego, by jątrzyć, ale by wyciągnąć wnioski na przyszłość. - Ta bolesna karta historii winna być także fundamentem do wskazania nowych dróg w relacjach polsko-rosyjskich - uważa przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Ma całkowitą rację.