Życie wieczne? Powiedziałabym słowami św. Teresy z Lisieux: „Miłość jest wieczna”. Dwadzieścia lat temu pracowałam w teatrze w Warszawie. Teatr był dla mnie wszystkim. Wydawało mi się, że pomnażam talenty i jestem w tym bardzo dobra. Jednocześnie był to czas jakiegoś ogólnego kryzysu. I nagle napad. Zostałam uderzona i „wyszłam” z ciała. Zobaczyłam przestrzeń i światło, które mnie przyciągało - osobowe. Nazwałam je Bogiem. Słowa ze strony Światła, po zmieniających się klatkach z życia: „Tyle w twoim życiu szarpania, a tak mało miłości”. „Wróciłam”, choć było mi dobrze. Nie chciałam wracać. Pomyślałam tylko: „Mama mówiła, że człowiek umiera tak, jak żyje. A ja tak głupio umieram...”. Przeżyłam śmierć kliniczną. Ten zapach miłości „stamtąd” poczułam później przy odchodzeniu moich rodziców.
Pytania: „Kim jest Bóg?” i „Co to znaczy miłość?” spowodowały, że zaczęłam szukać. Odeszłam z teatru. Podjęłam pracę w szpitalu - na reanimacji. Później w radiu i w szkole. I znów pojawił się teatr - tym razem mój własny. Powstały dwa spektakle: „Z Ziemią krążymy”… - poszukiwania według wierszy ks. Jana Twardowskiego i „Wzlecieć ku Słońcu”… - poszukiwania według Pism św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Ten drugi spektakl odpowiada na pytania z wypadku. Bóg jako Ojciec. Miłość jest (także) ofiarą. Okruchy miłości dziecka mają cenę Nieba, wieczności. A my tak bardzo chcemy być „dorośli”, wszystko sami... Życie to droga, więc i zmaganie, i wybory każdego dnia. Bez Światła można pobłądzić.
Zebrała Anna Artymiak
Pomóż w rozwoju naszego portalu