Reklama

Maestro bas-baryton

O karierze śpiewaka nie myślał nigdy. Marzył za to, żeby zostać malarzem. Próbował dostać się na Akademię Sztuk Pięknych, ale jako akowiec nie miał szans

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W domowych zasobach ma kolekcję orderów i zaszczytów. Stosy własnych nagrań. Jest legendą wokalistyki. Niedawno został doktorem honoris causa Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie. - Jestem bardzo szczęśliwy - oznajmił Bernard Ładysz, przyjmując ten zaszczyt.
- To najważniejsze wyróżnienie akademickie otrzymuje wielki artysta. Uczelnia w ten oto sposób wyróżniła wybitnego śpiewaka, którego całe życie związane było ze sztuką i kulturą polską - podkreślił rektor prof. Stanisław Moryto.
Gronostaje i łańcuchy rektorów uczelni z całego kraju dodają splendoru ceremonii. List z gratulacjami od prezydenta Lecha Kaczyńskiego i przemówienie marszałka Sejmu. Długie owacje na stojąco, gromkie okrzyki: Brawo! Śpiew „Gaude Mater Poloniae” i „Gaudeamus igitur” w wykonaniu uczelnianego chóru. Artysta nie kryje wzruszenia. I choć żartuje, że kapie z nosa, chusteczką ociera łzy.
- Ciężko mówić. Człowiek jest szczęśliwy, że na stare lata zostaje uhonorowany przez Akademię warszawską, która istnieje 200 lat - przyznaje. Trochę wstydzi się tkliwości. Dlatego od nadmiaru uczuć ratuje się humorem, a widownia na przemian to ociera łzy, to wybucha salwami gromkiego śmiechu.

Wilno jest Wilnem

Reklama

Wilnianin zawsze mówi sercem, śpiewnie, z czuciem. Ładysz może podpisać się pod stwierdzeniem Czesława Miłosza: „Nigdy od ciebie, miasto, nie mogłem odjechać”. - Tęsknię za Wilnem. I kto wie, czy nie złożę swoich kości na cmentarzu Bernardyńskim. To miasto jest jak dobry chleb - podkreśla z nostalgią. W kontekście tego wyznania jakże znamienna jest obecność na uroczystości przedstawicielki Ambasady Litwy, która też jest wzruszona.
O Wilnie można z Ładyszem rozmawiać w nieskończoność. O parkach, Wilii, Wilejce, cmentarzu na Rossie, o przepisach na prawdziwe kołduny i cepeliny. Bo Wilno, jak powiada, jest Wilnem. A żona Ładysza - Leokadia, śpiewaczka, też jest wilnianką. Dlatego gdy dziękuje jej ze sceny, bijąc się w piersi, za to, że jest „wileńskim żulikiem”, ona na pewno wie, o co chodzi.
Zamiłowanie do śpiewania wyniósł z rodzinnego domu. Dom był rozśpiewany - u Ładyszów śpiewało się nie tylko z okazji imienin, świąt czy uroczystości rodzinnych. Śpiewało się, ot po prostu - w chwilach wolnych i wieczorami. Gdy człowiekowi od smutku rozdzierała się dusza i gdy było wesoło. - Całą rodzinę miałem muzykującą. Kiedy dorastałem, w Wilnie istniały dwa chóry: „Echo” i „Asło”. Ja należałem do tego drugiego, a w tym chórze śpiewało wielu moich krewnych: ciocie, wujkowie, dziadkowie. Nasz chór zdobył w 1935 r. w Warszawie pierwsze miejsce w konkursie muzycznym, ex aequo ze słynnym chórem „Harfa”. - Proszę sobie wyobrazić, jaki dobry musiał być ten nasz chór, skoro postawiono go na równi z „Harfą”, który był przecież najlepszym chórem w Europie - powiedział Bernard Ładysz w jednym z wywiadów.
Ale najpiękniej zawsze mówi o matce, której poświęcił płytę „Piosenki dla mojej matki”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Śpiewaj z sercem

Reklama

- Do śpiewu podchodziłem tak, jak uczyła mnie moja mama: „Jeżeli śpiewasz, synu, to śpiewaj wszystko, o wszystkim, ale z sercem”. - Żeby śpiewać, trzeba mieć serce. Trzeba mieć wrażliwość, miękkość duszy. Trzeba być człowiekiem. Pomacać trud, ból i głód - powiedział po odebraniu dyplomu. Matce dedykował jedyną pieśń, którą podczas uroczystości zaśpiewał: „A ja ci, mamo, co dzień przyniosę owoców pełne dłonie”. Wspomniał też o tym, jak bardzo kochała muzykę. Dlatego ucieszył się, gdy po jakimś czasie od premiery opery Musorgskiego „Borys Godunow”, w której śpiewał tytułową rolę, powiedziała: - Dotychczas byłeś Boryskiem. Teraz jesteś Borysem. To był zaszczyt.
Kilka lat temu był gościem Festiwalu Piosenki Kresowej w Mrągowie. Kiedy próbowano określić, jakie cechy charakteryzują Kresowiaka, wszyscy przyznali, że jest: wierzący, bardzo życzliwy, serdeczny, gościnny, uczciwy, trochę naiwny, pracowity, przywiązany do swojej ziemi i mówi ze śpiewnym akcentem. Bernard Ładysz uzupełnił te cechy: - Kresowiak jak kocha, to bezgranicznie, jak pije - to też bezgranicznie, jak nienawidzi - to również bezgranicznie, jak wybacza - to bezgranicznie. I dodał z humorem: - A jak trzeba, to i mordę da.
W zeszłym roku Ładysz wystąpił z koncertem w Domu Polskim w swoim rodzinnym mieście. I symbolicznie odsłonił pamiątkową tablicę, która miała być umieszczona na domu,w którym mieszkał. Wilno o nim pamięta. A on mówi: - Wilno jest dla mnie wszystkim...

Do Warszawy przez Syberię

Ładysz, rocznik 1922, Pokolenie Kolumbów. Miał siedemnaście lat, kiedy wybuchła wojna. Wstąpił do partyzantki, w oddziale AK otrzymał pseudonim Janosik. Podczas uroczystości nadania doktoratu honoris causa para powstańców warszawskich w galowych mundurach wręcza mu wiązankę z biało-czerwonych kwiatów. - Królu basów, meldujemy się bardzo nisko - mówią. Przypominają pozdrowienie ks. Jastrzębca Peszkowskiego: „Szczęść Boże”, „Czuwaj!”. Przepraszają, że nie mogą stać na baczność. Są o kulach. - Nie szkodzi. Ja też nie mogę. Chyba, że podwyższą emeryturę - rozładowuje wzruszenie Ładysz. Sala wybucha śmiechem.
Kiedy nastała władza radziecka, Ładysz jako sierżant AK trafił na Syberię, zesłany do obozu w Kałudze. W łagrze pracował przy wyrębie lasu. Było ciężko. Tym bardziej że po wojnie Wilno nie było już po polskiej stronie. Repatriował się do Polski w 1947 r. - Zakochałem się w Warszawie, gdy wróciliśmy z Rosji. Kiedy wjechałem do miasta - same gruzy. I to miasto nas przyjęło, bo byliśmy partyzantami i wróciliśmy stamtąd. Ta biedna Warszawa w gruzach oddała nam serce. Oddała 20-metrowy pokój dwudziestu osobom, chociaż miejsca było tylko dla czterech ludzi. Wszystko nam oddawali - mówił podczas uroczystości w Akademii Muzycznej. - I co się z tą Warszawą stało? - zapytał i zawiesił głos. - Nie wiem. W każdym razie nie jest to już ta sama Warszawa. Wszędzie ludzie gonią tylko za pieniędzmi - odpowiedział sam sobie.
I pomyśleć, że o karierze śpiewaka nie myślał nigdy. Marzył o tym, żeby zostać malarzem. Próbował dostać się na Akademię Sztuk Pięknych, ale jako akowiec nie miał szans. Nie dostał się też do chóru Warszawskiej Opery. Trafił za to do Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego i tam właśnie zaczął odnosić pierwsze sukcesy jako solista. W 1950 r. został zaangażowany do Opery Warszawskiej.

Il primo premio assoluto

W 1956 r. zwyciężył w konkursie śpiewaczym w Vercelli, zdobywając najwyższą nagrodę Il primo premio assoluto. Wtedy świat stanął przed nim otworem. Mógł zrobić międzynarodową karierę. Jego przepiękny bas, o wyjątkowej głębi i rozległej skali, pozwalającej śpiewać również barytonem, zachwycał. Ładysz miał w dodatku zdolności aktorskie, co w przypadku sztuki operowej potęguje magię artystycznego przekazu. Był pierwszym polskim artystą zaangażowanym do partii solowej w kompletnym nagraniu opery przez światową wytwórnię fonograficzną „Columbia”. W roku 1959 wystąpił obok Marii Callas w nagraniu „Łucji z Lammermooru”. To jemu jako pierwszemu polskiemu śpiewakowi „Columbia” wydała solową płytę z ariami operowymi w jego wykonaniu
Zaczął robić zawrotną karierę. Występował na wszystkich kontynentach, ale - jak powiedział prof. Moryto, wręczając Ładyszowi tytuł doktora honoris causa: - Ta godność została przyznana świadomie osobie, której wielki talent i intuicja, niepowtarzalny, wspaniały głos oraz nieprzeciętny kunszt wokalno-aktorski zawsze służyły społeczeństwu oraz pojedynczemu człowiekowi, a przede wszystkim człowiekowi w naszym kraju.
Bo Ładysz mimo międzynarodowej sławy i licznych propozycji nie zdecydował się żyć za granicą. - Nie mogłem zostać i zająć się po prostu robieniem pieniędzy, choćby z powodu wojennych wspomnień - powie po latach. Ale też nie zaśpiewał partii Mefista w „Fauście” Gounoda w mediolańskiej La Scali z powodu odmowy wydania paszportu. Za to przez trzydzieści lat królował na deskach Opery Warszawskiej. Do legendy przeszły jego występy w „Borysie Godunowie”, „Eugeniuszu Onieginie”, „Fauście”, „Królu Edypie”, „Strasznym dworze”. Brał udział w prawykonaniach, m.in. „Pasji”, „Jutrzni” i „Diabłów z Loudun” Krzysztofa Pendereckiego. Śpiewał też w musicalach, m.in.w „Skrzypku na dachu”. Wystąpił w epizodycznych rolach w kilku polskich filmach: „Lalce”, „Ziemi obiecanej”, w „Ogniem i mieczem” i w „Znachorze”. Jakiś czas temu ukazała się płyta „A to Polska właśnie” z nagraniami patriotycznych pieśni śpiewanych przez Ładysza. Co tu dużo mówić, bez Ładysza nie wyobrażamy sobie polskiej powojennej kultury.
- Pan Bóg daje talenty. Mnie dał śpiew. Dzięki niemu przeżyłem życie. Jestem katolikiem i tego się nie wstydzę. A nawet się cieszę - powiedział wzruszony. - Wiara daje dużo do myślenia. A śpiewanie jest bardzo proste. Nabiera się dużo powietrza w płuca. Otwiera usta. I się śpiewa...

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W najbliższą niedzielę odbędzie Msza św. w intencji zmarłego harcerza w Katedrze Polowej Wojska Polskiego

2025-07-26 15:04

[ TEMATY ]

harcerze

harcerstwo

Adobe Stock

W związku z tragiczną śmiercią dh. Dominika Muszewskiego, harcerza z ZHR biskup polowy Wiesław Lechowicz, delegat KEP ds. duszpasterstwa harcerzy wystosował list kondolencyjny, w którym zapowiedział, że w najbliższą niedzielę o godz. 10 w katedrze polowej Wojska Polskiego odprawiona zostanie Msza św. w intencji zmarłego harcerza. Tego samego dnia o godz. 11:00 w kościele parafialnym w Witoszowie Dolnym odbędzie się pogrzeb śp. Dominika.

składam głębokie wyrazy współczucia z powodu śmierci śp. Dominika MUSZEWSKIEGO, harcerza Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. W tej trudnej chwili pragnę zapewnić o mojej pamięci w modlitwie. Wyrazem łączności jest także Msza św. sprawowana w Katedrze Polowej w dniu pogrzebu o godz. 10.00 w intencji Zmarłego oraz za wszystkich pogrążonych w żałobie, o siły w tym trudnym czasie.
CZYTAJ DALEJ

Rozważania bp. Andrzeja Przybylskiego: XVII niedziela zwykła

2025-07-25 12:09

[ TEMATY ]

bp Andrzej Przybylski

BP KEP

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedzielę w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

Bóg rzekł do Abrahama: «Głośno się rozlega skarga na Sodomę i Gomorę, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie. Chcę więc zstąpić i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się». Wtedy to dwaj mężowie odeszli w stronę Sodomy, a Abraham stał dalej przed Panem. Podszedłszy do Niego, Abraham rzekł: «Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu przez wzgląd na owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego! Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?» Pan odpowiedział: «Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miastu przez wzgląd na nich». Rzekł znowu Abraham: «Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem. Gdyby wśród tych pięćdziesięciu sprawiedliwych zabrakło pięciu, czy z braku tych pięciu zniszczysz całe miasto?» Pan rzekł: «Nie zniszczę, jeśli znajdę tam czterdziestu pięciu». Abraham znów odezwał się tymi słowami: «A może znalazłoby się tam czterdziestu?» Pan rzekł: «Nie dokonam zniszczenia przez wzgląd na tych czterdziestu». Wtedy Abraham powiedział: «Niech się nie gniewa Pan, jeśli rzeknę: może znalazłoby się tam trzydziestu?» A na to Pan: «Nie dokonam zniszczenia, jeśli znajdę tam trzydziestu». Rzekł Abraham: «Pozwól, o Panie, że ośmielę się zapytać: gdyby znalazło się tam dwudziestu?» Pan odpowiedział: «Nie zniszczę przez wzgląd na tych dwudziestu». Na to Abraham: «Niech mój Pan się nie gniewa, jeśli raz jeszcze zapytam: gdyby znalazło się tam dziesięciu?» Odpowiedział Pan: «Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu».
CZYTAJ DALEJ

Reformę należy zacząć od siebie [Felieton]

2025-07-27 13:00

ks. Łukasz Romańczuk

Proces synodalny trwa, a Stolica Apostolska oczekuje dalszej transformacji Kościoła. Bardzo często słyszy się dziś opinie, że Kościół przeżywa kryzys i że jest potrzebna reforma. Na czym ta reforma ma polegać?

W każdej epoce były takie kryzysy dlatego, że walkę dobra ze złem każde pokolenie podejmuje na nowo. Każde pokolenie i każdy człowiek musi podejmować tę walkę ze złem, dlatego ten kryzys będzie obecny zawsze. Kościół musi się stale reformować, ale prawdziwa reforma Kościoła nie polega na zmianie struktur, bo to jest drugorzędna sprawa. Podstawową sprawą jest nawrócenie ludzkich serc. I tę reformę należy zacząć od siebie, od swojego życia duchowego i fizycznego, od swojego stosunku do bliźnich, od swojego stosunku do żywych obowiązków, do społeczeństwa, do kultury, do polityki, do posiadania i używania dóbr doczesnych. Każdy musi zacząć reformę od siebie – nie żądać od papieża czy biskupa, by zmieniał obowiązujące w Kościele zasady. Potrzebne jest dziś bowiem nawrócenie wszystkich – polskich rodzin, by byli prawdziwymi naśladowcami Jezusa Chrystusa. Potrzebne jest nawrócenie naszej polskiej młodzieży - ideowo i moralnie. Potrzebne jest też nawrócenie naszych polityków, aby myśleli kategoriami „dobra wspólnego” - tzw. „bonum commune” [łac] - w kontekście filozofii i etyki, odnosi się do korzyści i pomyślności, które dotyczą całej społeczności, a nie tylko jednostek. Pojęcie to ma głębokie korzenie w historii i jest fundamentalne w prawie kanonicznym oraz świeckim. Potrzebne jest nawracanie pracowników, urzędników, lekarzy, duchownych, nauczycieli i wszystkich innych. Nawrócenie potrzebne jest każdemu z nas.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję