Jedynie serce Matki...
Moja Mama Zofia Regulska to osoba, która życiem, miłością i przykładem wpłynęła na to, że od dziecka pragnąłem zostać kapłanem. To ona nadała konkretny kształt mojemu człowieczeństwu.
Jaka była? Choć życie jej nie rozpieszczało, zawsze pełna optymizmu. Była jednym z szesnaściorga rodzeństwa. W rodzinie się nie przelewało. Gdy miała dwa lata, zmarła jej mama. Ojciec ożenił się ponownie, a druga mama kochała małą Zosię jak rodzoną córkę. Moja Mama, dla innych wyrozumiała, od siebie wymagała wiele. Do dziś mój podziw wzbudza wspomnienie Mamy kategorycznie odmawiającej jedzenia mięsa w soboty - niezależnie od okazji. Taką obietnicę złożyła Bogu, aby uprosić dla siebie dobrego męża, a gdy Pan spełnił Jej prośbę, czyniła to nadal z wdzięczności do końca życia. Troszczyła się o ubogich, a także o księży, których otaczała szczególną modlitwą. Umiała w domu stworzyć atmosferę pokoju i rodzinnego ciepła. Wszystkich witała czymś smacznym, a przede wszystkim dobrym słowem. Nawet wtedy, kiedy czuła się już bardzo źle, na dzień przed pójściem do szpitala, przygotowała dla mnie obiad, jak się potem okazało, ostatni.
Od dzieciństwa codziennie odmawialiśmy wieczorny pacierz razem z rodzicami. Przewodniczył Ojciec, a po jego śmierci tę rolę przejęła Mama. Ponieważ nasza rodzina była poświęcona Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, zawsze w I piątek miesiąca odmawialiśmy Akt Poświęcenia Rodziny Sercu Jezusowemu. Teraz ten obraz Najświętszego Serca wisi w moim zakonnym pokoju. Mama z ogromnym szacunkiem i troskliwością modliła się codziennie za zmarłych z naszej rodziny i za tych, o których śmierci się dowiedziała. Dla mnie i dla mojego brata był to znak, że modlitwa za zmarłych jest czymś istotnym i ważnym. Śmierć mojego Ojca, a później brata Mama przyjęła z wielkim spokojem, który wypływał z modlitwy i głębokiego zaufania do Boga.
Matka odgrywa ogromną rolę w życiu celibatariusza. Jej cicha obecność jest nie do przecenienia. To ona dyskretnie towarzyszyła mi każdego dnia w posłudze kapłańskiej. Choć z racji odległości widywaliśmy się dość rzadko, zawsze jednak funkcjonowała owa tajemnicza nić porozumienia, która uświadamiała mi głęboko, że jedynie matka o wszystkim dobrze wie, wszystko zobaczyć umie i zrozumie każdy ból. Nawet przez telefon potrafiła po tonie mojego głosu wyczuć, kiedy było coś nie tak. Mówiła wtedy: - Nie martw się, już wszystko dostałeś (oznaczało to, że trzeci dziesiątek Różańca został za mnie ofiarowany, że Komunia św. była przyjęta w mojej intencji i że otrzymałem błogosławieństwo), poprosiłam św. Antoniego i wszystko będzie dobrze. Te słowa zawsze mnie uspokajały i dodawały otuchy w trudnych momentach.
Obecność Mamy czuję do dziś, choć minął już ponad rok od jej śmierci. Odeszła, a mimo to wiem, że jest obok mnie. Chciałem trwać z Mamą do końca na modlitwie. Odmawialiśmy razem Różaniec, Litanię Loretańską i Koronkę do Bożego Miłosierdzia, wplatając między „paciorki” delikatne żarty. Dzień przed śmiercią poczuła się gorzej. Jej nieobecne oczy niespokojnie błądziły po ścianach szpitalnego pokoju. Wieczorem poszedłem do niej. Po krótkiej rozmowie odmówiliśmy razem Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Nie chcąc Mamy przemęczać, pobłogosławiłem ją, a ona odwzajemniła się, czyniąc znak krzyża świętego na moim czole. Kiedy stałem w drzwiach, zrobiła jeszcze duży znak krzyża w moją stronę. Przeżegnałem się i wyszedłem. Następnego dnia rano, gdy miałem iść do szpitala, dostałem wiadomość, że Mama właśnie zmarła.
Do dziś wspominam jej ciepły, matczyny uśmiech. Codziennie łączymy się w modlitwie, którą mi zostawiła w spadku - Koronce do Bożego Miłosierdzia.
Oczekujemy na listy pod adresem:
„Niedziela”, ul. 3 Maja 12
42-200 Częstochowa.
Na kopercie należy napisać: „Listy”
Pomóż w rozwoju naszego portalu