Trauma musiała być tym większa, że kilka lat wcześniej odeszła do Pana ich matka. Żyli krótko, zbyt krótko. O relacjach braci: Edmunda i Karola Wojtyłów sporo wie wieloletni sekretarz papieża kard. Stanisław Dziwisz. - Niewątpliwie Edmund wywarł znaczący wpływ na brata, to on go kształtował, ukierunkował jego młodość – mówi Milenie Kindziuk, autorce wydanej właśnie biografii Edmunda Wojtyły. Uważa, że Edmund stanowił odzwierciedlenie ducha całej rodziny Wojtyłów. Karol, jako młody chłopak, przejął od brata miłość do rodziców, ale i patriotyzm, ukochanie małej ojczyzny.
Kard. Dziwisz wie od Jana Pawła II, że to właśnie Edmund po raz pierwszy zabrał go w góry. - Ukazywał w ten sposób młodszemu bratu piękno świata i wielkość Stwórcy - poprzez ukochanie stworzenia. Edmund kształtował religijność Karola, oprócz rodziców, także on uczył go wiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Papież doświadczył miłości braterskiej, bo o niej mówił zawsze. Właściwa miłość bliźniego zaczyna się zawsze od najbliższych, rodziców, brata czy siostry – usłyszała Milena Kindziuk od Danuty Rybickiej, uczestniczki w latach pięćdziesiątych XX wieku w młodzieżowych wycieczek górskich z ówczesnym biskupem Karolem Wojtyłą.
To u boku swego starszego o czternaście lat brata Lolek miał okazję zetknąć się ze sportem, a nawet z aktorstwem. A przede wszystkim czuł się przy nim bezpiecznie, był pewny jego braterskiej miłości. Dlatego tak bardzo przeżył jego odejście w grudniu 1932 roku.
Lolek w bramce
Jesienią 1919 roku okazało się, że Mundek będzie miał rodzeństwo! Aż podskakiwał do góry ze szczęścia. Ale był też niepokój: bo życie nienarodzonego jeszcze dziecka – ale i jego matki - okazało się zagrożone. Do domu Wojtyłów powróciły tragiczne wspomnienia sprzed kilku lat, gdy zaraz po urodzeniu zmarła jego siostra Olga.
Jednak 18 maja 1920 roku był wielkim dniem. Edmund miał upragnione rodzeństwo, a matka przeżyła poród! Starszy brat kochał go bezgranicznie, chętnie się nim zajmował, woził w wózku po Rynku, a w miarę, gdy dorastał, zabierał go ze sobą wszędzie, gdzie się dało. Chciał, choć i musiał się zajmować: w tym czasie pogorszył się stan zdrowia ich matki pogarszał się.
Edmunda pochłaniało życie kulturalne, udzielał się w tzw. Jagiellonce, wadowickim zespole teatralnym. Zachowały się przekazy, że w spotkaniach młodzieżowych często uczestniczył razem z Lolkiem. Ten kibicował Mundkowi również wtedy, gdy ten występował na scenie.
Reklama
Kibicował, gdy starszy brat z przyjaciółmi ze szkoły założył klub futbolowy i grał na bramce. Lolek siedział wtedy w bramce: tam było najbezpieczniej. Kolegom imponowała postawa Mundka wobec brata. Zawsze brał Lolka ze sobą, gdy szli grać w piłkę, czy na spacer. Ta więź rzucała się w oczy.
Zachowało się klasowe zdjęcie Edmunda, zrobione na pamiątkę matury. Pierwszy z prawej w drugim rzędzie - to on. Maturę zdał w 1924 roku. Z wyróżnieniem. Od października mógł rozpocząć studia. Wybrał medycynę, na Wydziale Lekarskim na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Rozpoczęcie studiów wiązało się z koniecznością przeprowadzki do Krakowa, wynajęcia stancji i utrzymania się w dużym mieście, podczas gdy pieniędzy na to w domu nie było. Wojtyłowie żyli skromnie, gotowi byli na podjęcie wyrzeczeń, jakie się ze studiami syna wiązały.
W czasach studenckich Edmund o wiele rzadziej bywał w rodzinnym domu, jeżeli już, to w niedziele, a dłużej tylko podczas świąt, ferii, wakacji. Niektórzy zapamiętali, że przyjeżdżał przede wszystkim do brata. Widać było, że nie tylko mieli ze sobą dobry kontakt, ale też byli bardzo zżyci.
Rodziło się uczucie
W czasie studiów zacieśniała się więź, rodziło uczucie między Edmundem i Jadwigą Urban, przyszłą narzeczoną. Poznał ją dzięki szkolnej koleżance – siostrze Jadwigi. Fotografia wykonana w ogrodzie w jej rodzinnym Mucharzu koło Wadowic, wśród słoneczników, pokazuje uśmiechnięte oczy i radosną twarz, długie, upięte włosy. Trudno się dziwić, że spodobała się młodemu Wojtyle.
Reklama
Widywali się niezbyt często i na krótko, gdyż dzieliła ich spora odległość: on studiował w Krakowie, ona pracowała już wtedy jako nauczycielka w szkole powszechnej w Kutnie. Więcej czasu spędzali razem podczas ferii i wakacji. Jadwiga przyjeżdżała wtedy do domu rodzinnego w Mucharzu, a Edmund ją tam odwiedzał. Wędrowali razem po górach, a w czasie rozłąki pisali do siebie listy. To była wielka miłość. Planowali już zaręczyny i ślub.
W czerwcu 1929 roku celująco zdał wszystkie egzaminy. Teraz, gdy zakończyły się wykłady, znów mógł częściej widywać się z Lolkiem, ale też z narzeczoną. Niekiedy razem z bratem odwiedzali Jadwigę w Mucharzu.
Na pożegnanie
Reklama
Gdy latem 1929 r. ukończył studia jako doktor wszech nauk lekarskich, chciał leczyć dzieci. Dlatego praktyki po studiach miał właśnie na oddziale pediatrii. Sam też chciał mieć kiedyś dom pełen maluchów. - Gdy się ożenię, będę miał dużo dzieci - często mawiał do narzeczonej. Pierwszą pracę etatową, w maju 1931 roku, podjął jednak na oddziale zakaźnym w szpitalu miejskim w Bielsku (dziś Bielsko-Biała).
Urlop i wolne dni spędzał w ten sam sposób jak dawniej: na górskich wędrówkach z Jadwigą. Na ocalałych zdjęciach i Edmund, i Jadwiga, wyglądają na radosnych. Dość wysoki, o szlachetnych rysach twarzy i pogodnym obliczu oraz szczupła, długowłosa, o szerokich brwiach i śmiejących się oczach, o głowę niższa od narzeczonego.
Tę historię do dziś doskonale pamięta rodzina Jadwigi. Zbliżał się koniec lata 1932 r. Któregoś dnia na pożegnanie podarowała mu bukiet białych róż. Jej starsza siostra Maria, która była przesądna, patrzyła na to z dezaprobatą: białe róże to zły znak! - oznajmiła. Narzeczeni widzieli się wówczas po raz ostatni.
Najgroźniejsza choroba
Jesienią 1932 roku w Bielsku wzmogły się choroby zakaźne. Najgroźniejsza była szkarlatyna (płonica), bo nie istniało na nią lekarstwo. Penicyliny, innych antybiotyków wtedy w Polsce jeszcze nie było. Wciąż obawiano się wybuchu epidemii.
W połowie listopada na oddział zakaźny w szpitala w Bielsku trafiła dwudziestoletnia pacjentka Rozalia Pala. Miała wysoką gorączkę, traciła przytomność. Doktor Wojtyła rozpoznając u niej szkarlatynę, podjął się leczenia. Osobiście opiekował się chorą, czuwał przy niej w izolatce, podawał płyny, lekarstwa, robił zastrzyki, uśmierzał gorączkę. Ale nic to nie dało. Przy łóżku pacjentki spędził całą ostatnią noc jej życia. Nad ranem w jego obecności dziewczyna zmarła.
Reklama
Dzień po śmierci Rozalii, objawy szkarlatyny zaczął mieć doktor Wojtyła. Wyraźnie zaraził się od chorej. Błyskawicznie tracił siły. Miał gorączkę dochodzącą do czterdziestu stopni, do tego drgawki. Trafił - ale teraz już jako pacjent - do tej samej izolatki, w której leżała Rozalia. Chorobę znosił wyjątkowo źle. Musiał boleśnie znosić te ciężką chorobę. O niczym nie wiedzieli ani jego ojciec, ani brat Lolek, ani też narzeczona Jadwiga.
Chorym lekarzem – który miał drgawki i gorączkę dochodzącą do czterdziestu stopni - opiekowały się trzy ewangelickie diakonisy-pielęgniarki. To do jednej z nich konający lekarz powiedział po cichu: „Dlaczego właśnie ja?”. Zmarł w niedzielę 4 grudnia 1932 roku około godziny dziewiętnastej. Miał dwadzieścia sześć lat.
Dwa dni później, 6 grudnia, w kościele pod wezwaniem św. Mikołaja w Bielsku, tym samym, do którego Edmund przychodził każdej niedzieli na mszę świętą, stanęła trumna z jego ciałem. Bezpośrednio za nią siedzieli: dwunastoletni brat Lolek (Karol Wojtyła - późniejszy papież), ojciec - czyli Karol Wojtyła senior, i najbliższa ciotka Stefania Wojtyła, która mieszkała i pracowała w Bielsku. Dalej, w ławkach, diakonisy, które do końca trwały przy umierającym.
Edmund spoczywał na cmentarzu w Bielsku przez dwa lata. W grudniu 1934 roku jego ciało zostało ekshumowane i przewiezione z Bielska do Krakowa. Jego ojciec zdecydował, że zmarli z rodziny będą pochowani w jednym grobowcu na Cmentarzu Rakowickim. Dotąd mieli mogiły w różnych miejscach.
Grom z nieba
Reklama
Niespodziewana śmierć dwudziestosześcioletniego Edmunda była ciosem dla jego najbliższych. Mocno przeżyła ją Jadwiga Urban, z którą przecież planował ślub. Tym boleśniej, że o śmierci dowiedziała się już po pogrzebie.
Córka chrzestna Jadwigi, Barbara Kłosińska-Gębarzewski opowiadała potem, że wkrótce po tragedii, Jadwiga i jej siostra udały się w góry, w miejsca, gdzie bywały z Edmundem. Nagle Janina spojrzała w niebo i zawołała: Ekusiu, jeżeli tam jesteś, daj znać! I wtedy miał huknąć w pobliżu grom z nieba. Były przekonane, że tak dał znak.
Jadwiga Urban czuła z narzeczonym silną więź przez całe życie. Nigdy już nie związała się z nikim, nie wyszła też za mąż. - Kochałam tylko raz - powiedziała po latach.
Pamięć o młodym, zdolnym lekarzu przetrwała w Bielsku-Białej do dziś, choć od jego śmierci minęło już dziewięćdziesiąt lat. Natomiast śladów materialnych po Edmundzie jest niewiele – ale są. Milena Kindziuk dotarła do niektórych, opisała w książce.
Nie da się zaprzeczyć – ocenia autorka - że do utrwalenia pamięci o Edmundzie Wojtyle przyczynił się jego brat. Gdy w 1978 roku został papieżem, zainteresowano się także jego rodziną. Sam Jan Paweł II - teraz już święty - do końca zachował ogromną miłość do Edmunda. Wspominał publicznie jak wiele mu zawdzięcza i jak bardzo odczuł jego przedwczesne odejście.
Reklama
Ale o doktorze Wojtyle było głośno już za jego życia, a potem bezpośrednio po śmierci, czyli jeszcze zanim jego młodszy brat rozpoczął posługę na Stolicy Piotrowej. „Doktor Edmund Wojtyła był nieprzeciętnym, wartościowym człowiekiem, który miał wszelkie dane na znakomitego lekarza, od którego ludzkość mogła się wiele, bardzo wiele spodziewać” - pisano w prasie wkrótce po jego śmierci w grudniu 1932 roku.
Wymowny – zaznacza Milena Kindziuk - był także napis na klepsydrze: „Umarł jako ofiara swego zawodu, poświęcając swe młode życie cierpiącej ludzkości”.
Tekst powstał na podstawie nowej książki Mileny Kindziuk „Edmund Wojtyła. Brat św. Jana Pawła II” i rozmowy z autorką