Reklama

Wiadomości

Biden i Demokraci w opałach

W drugi rok swoich rządów w Białym Domu i Kongresie Partia Demokratyczna wchodzi z niepewnością, poobijana niekorzystnymi sondażami, skutkami własnych poczynań i innymi wydarzeniami w życiu publicznym Stanów Zjednoczonych.

[ TEMATY ]

USA

Adobe.Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przed zaplanowanymi na 8 listopada 2022 roku wyborami uzupełniającymi do Kongresu, które tradycyjnie odbywają się w środku kadencji prezydenta, to Demokraci są w gorszej sytuacji. Wedle sondaży, przegrywają te wybory w głosowaniu powszechnym różnicą około 1 do 10 punktów procentowych oraz tracą jakieś 40 miejsc w Izbie Reprezentantów (przy obecnym stosunku miejsc 221 do 213 dla Demokratów). Modele analityczne dają Republikanom odpowiednio 83% szans na zwycięstwo w Izbie Reprezentantów i 75% w Senacie (przy aktualnym stosunku 50:50).

Notowania prezydenta Joe Bidena nie wyglądają wcale lepiej. Obecny lokator Białego Domu może cieszyć się wskaźnikiem poparcia na poziomie 42,3%, wedle średniej sondaży z ubiegłego miesiąca. Jedynie w pięciu stanach jego wskaźnik „approval rating” przewyższa 50%, a w kluczowych wyborczo stanach, tzw. „swing states”, jak Pensylwania, Michigan czy Arizona, jest „na minusie” z dwucyfrową stratą. Wyniki społecznego poparcia dla wiceprezydent Kamali Harris wyglądają jeszcze gorzej. Jej działania aprobuje bowiem zaledwie 40% ankietowanych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Byli amerykańscy wiceprezydenci, poczynając od Mike’a Pence’a, a na Alu Gorze kończąc, radzili sobie zdecydowanie lepiej w pierwszym roku swojego urzędowania, z ocenami wyższymi o 7 punktów procentowych, jak u Pence’a, do nawet 53,7, jak u Dicka Cheneya.

Wyborca sam sobie winny

Reklama

Gdy w 2020 roku Amerykanie wybierali Joe Bidena na prezydenta USA oraz zdecydowali swoimi głosami, że to Demokraci będą rządzić w Kongresie, dali tym jasny sygnał, że mają już dosyć Donalda Trumpa i Republikanów u steru. Niechęć do Trumpa była głównym czynnikiem, który motywował ich do pójścia do urn. Biden i jego sztab wyczuł pismo nosem i prowadził kampanię w taki sposób, aby nikogo nie urazić, nie antagonizować, nie obiecywać zbyt wiele, szczerząc się do wszystkich. Nie trudno było się domyślić, że ludzie pójdą za hasłami „zmiany” , „czegoś nowego”, „powrotu do normalności”, „nie bycia swoim rywalem” – dokładnie za tym samym, co popierali w 2016 roku, kiedy wybierali Donalda Trumpa. Po wyborach okres triumfu i euforii u wyborców minął, a zaczęła się nierówna walka o spełnianie ich marzeń. Nierealnych i przesadnych w dodatku.

Do dzisiaj Amerykę (i cały świat) męczy pandemia koronawirusa. Nie można przecież oczekiwać, że ktokolwiek na świecie, w tym amerykański prezydent zakończy ją przez pstryknięcie palcem. Nie można sądzić, że kryzys migracyjny na granicy amerykańsko-meksykańskiej rozwiąże się w jeden dzień. Nie można wreszcie twierdzić, że system ochrony zdrowia stanie się w USA bardziej wydolny i tańszy dzięki jednej tylko decyzji polityka itd. Nikt tego wtedy nie obiecywał lewicowemu elektoratowi Ameryki, ale on tak bardzo chciał słyszeć te słowa, że dopowiedział je sobie sam.

Reklama

Dzisiaj ten sam wyborca demokratyczny oburza się na to wszystko, gdy oczekiwanych przez niego „zmian” nie ma. A nawet jeśli jakieś są – to blokuje je Kongres. Elektorat jest zawiedziony i daje o tym znać udzielając odpowiedzi w sondażach. Dwoistość postępowania przeciętnego wyborcy dobrze opisuje prawidłowość, że w wyborach do Kongresu, odbywających się w środku kadencji prezydenta, przeważnie wygrywa ta partia, która przegrała wybory prezydenckie dwa lata wcześniej. Lecz, żeby było ciekawiej, rządzący prezydent ma wciąż spore szanse na reelekcję dwa lata później. Potwierdza to najnowsza historia polityczna USA. W 1994 roku Demokraci doznają druzgocącej porażki w popularnych „midtermach”, określanej potem jako „Republikańska Rewolucja”, aby w 1996 roku Bill Clinton mógł w cuglach wygrać swoją drugą kadencję. W 2010 przez Amerykę przetoczyła się fala zwycięstw polityków prawicowego skrzydła republikanów tzw. „Tea Party”, która znowu w pokonanym polu pozostawiła Demokratów.

Mimo wszystko w 2012 Barack Obama mógł wygrać z republikaninem Mittem Romneyem, podobnie jak choćby 4 lata później, gdy po drugim łomocie w wyborach uzupełniających do Kongresu Demokraci, a konkretnie Hillary Clinton była tak bliska pokonania Donalda Trumpa. Pomimo przewidywanej wyborczej porażki Demokratów w tym roku, wygląda zatem na to, że wciąż będą oni mieli szanse w 2024 roku, by utrzymać swojego człowieka w Białym Domu. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że w wielu sondażach Donald Trump wyprzedza Joe Bidena o kilka punktów procentowych, reelekcja obecnego prezydenta USA stoi pod dużym znakiem zapytania.

Niewolnicy własnych decyzji

Demokratom szkodzi nie tylko cykliczność amerykańskiego życia publicznego i niestałość pragnień tamtejszego elektoratu. Słupki sondażowego poparcia, a co za tym idzie szanse w nadchodzących wyborach skutecznie obniżają następstwa ich rządów. Będąc u władzy, nie zdołali oni ustrzec się przed mniejszymi lub większymi aferami i skandalami, złymi lub nietrafionymi ustaleniami w Białym Domu oraz Kongresie.

Reklama

Pierwszym poważnym kryzysem administracji Joe Bidena było wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu w sierpniu minionego roku. Zakończenie „najdłuższej wojny Ameryki”, jak określano wojnę USA w tym azjatyckim kraju odbyło się w chaotyczny sposób z uszczerbkiem na prestiżu Stanów Zjednoczonych. Wycofanie wojsk i upadek stolicy kraju, Kabulu odbył się pomimo zapowiedzi Bidena z 8 lipca 2021, gdy mówił o tym, że przejęcie Afganistanu przez Talibów „nie jest nieuniknione”. Wtedy również obecny prezydent USA zaprzeczył doniesieniom wywiadu USA, które mówiły o tym, że rząd afgański upadnie w niedalekiej przyszłości. Więcej dalekowzroczności wykazał od Bidena jego poprzednik, Donald Trump, który dwa tygodnie wcześniej na wiecu w Ohio przyznał, że aktualne władze Afganistanu nie przetrwają, gdy wojska amerykańskie opuszczą ten kraj.

Wedle uśrednionych sondaży firmy Gallup, tylko ta decyzja kosztowała go aż 6 punktów procentowych w tzw. „approval rating” – ocenie poparcia dla działań prezydenta. Zbiór sondaży od 2 do 17 sierpnia dawał Bidenowi wynik na poziomie 49%, po czym spadł do 43% w sondażach przeprowadzanych od 1 do 17 września.

Na jesieni Amerykanie mogli obserwować największe natężenie kryzysu łańcucha dostaw, za co wielu komentatorów obwiniało Joe Bidena. Z powodu zablokowanych portów oraz braku rąk do pracy przy rozładowywaniu statków Amerykanie ucierpieli szczególnie podczas odbywającego się w listopadzie Święta Dziękczynienia. Z powodu problemów z zaopatrzeniem sklepów trudno było o symbol tego święta – indyka. Jak wyliczono na kilka dni przed tymi uroczystościami, dostępność indyków w amerykańskich sklepach wynosiła jedynie 38,9%.

Statystycznie indyka można było zdobyć tylko w nieco ponad jednej trzeciej amerykańskich marketów.

Mieszkańców USA nie ominęła także wysoka inflacja. W październiku minionego roku wyniosła ona aż 6,8%, i była tym samym najwyższa od 39 lat. Wzrost cen dał się we znaki znów przy świątecznym stole. W 2021 roku dziękczynna kolacja była droższa od poprzednich lat – dla 10 osób jej koszt wyniósł średnio dokładnie 53,31 dolara, był zatem o prawie 7 dolarów droższy niż w 2020 roku.

Reklama

Zastępca sekretarza prasowego Białego Domu, Karine Jean-Pierre powiedziała: „myślimy, że jesteśmy bardzo transparentną administracją", tymczasem jak pokazują wyliczenia politolog Marthy Joynt Kumar z Uniwersytetu Towson w stanie Maryland nie jest to do końca prawdą. Joe Biden zorganizował do tej pory najmniej konferencji prasowych od czasów prezydenta George'a H.W. Busha, udzielił także najmniej wywiadów od czasów Ronalda Reagana. Co prawda odpowiadał na pytania dziennikarzy ilościowo częściej od Donalda Trumpa czy Billa Clintona, lecz zajmowało mu to mniej czasu.

Wraz z pojawieniem się pod koniec roku nowej fali zakażeń COVID-19 spadło także zaufanie Amerykanów do tego, w jaki sposób Biden radzi sobie z pandemią. Jak pokazują sondaże serwisu „FiveThirtyEight” jego działania w tej sprawie popiera obecnie 46,6%, ankietowanych, co jest najniższym wynikiem od momentu objęcia przez niego prezydentury. Biden może się pocieszać faktem, że wyniki w tej kwestii prezydenta Donalda Trumpa były jeszcze gorsze, bowiem, gdy odchodził on z urzędu, jego działania w sprawie walki z koronawirusem popierało zaledwie 38,9% badanych.

Wyrazem niezadowolenia Amerykanów z rządów administracji Joe Bidena była seria wyborów w różnych częściach kraju, które odbyły się 2 listopada 2021 roku. Demokraci przegrali wybory gubernatorskie w stanie Wirginia oraz byli bardzo blisko od przegranej w stanie New Jersey. Oba te stany z dużymi przewagami (odpowiednio 10 i 16 p.p.) wygrał w 2020 roku w wyborach prezydenckich Joe Biden. Jak pokazały później badania, główną przyczyną, która zaprowadziła do urn mieszkańców Wirginii była niechęć do polityki prowadzonej przez Joe Bidena i Partię Demokratyczną (ponad 30% respondentów odpowiedziało w taki sposób), a dopiero potem, w dalszej kolejności wyborcy wymieniali inne, lokalne lub stanowe przyczyny.

Klęska agendy Bidena

Reklama

Podczas kampanii wyborczej Joe Biden zaproponował Amerykanom pakiet trzech ustaw ukrytych pod wspólną nazwą „Build Back Better Plan”. W jego skład wchodziły: „American Rescue Plan”, kolejny już pakiet stymulacyjny amerykańskiej gospodarki służący jej odbudowie podczas pandemii COVID-19, „American Families Plan”, ustawa budżetowa mająca rozszerzyć zakres usług amerykańskiego „państwa opiekuńczego” oraz „American Jobs Plan”, ustawa zapewniająca inwestycje w infrastrukturę oraz tworząca nowe miejsca pracy. O ile „American Rescue Plan”, ustawę o wartości 1,9 biliona dolarów udało się uchwalić w Kongresie w marcu minionego roku, to pozostałe dwie spotkał inny los.

31 marca 2021 roku Joe Biden przedstawił szczegóły opiewającego na 2,3 biliony dolarów "American Jobs Plan" – ustawy jak wyżej modernizującej i inwestującej w amerykańską gospodarkę i miejsca pracy oraz infrastrukturę. Wartość inwestycji czysto infrastrukturalnych wynosiła w tej ustawie dokładnie 621 miliardów dolarów. Ustawa pierwotnie zakładała inwestycje w infrastrukturę drogową rzędu 115 mld dolarów, 80 mld dolarów na inwestycje w kolej, 85 mld na modernizację transportu zbiorowego, 25 mld dla lotnisk i 17 mld dla dróg wodnych, kanałów i portów.

W ustawie przewidziano także inwestycje w dostęp do szerokopasmowego Internetu, budownictwo mieszkaniowe czy przeznaczenie dużych sum pieniędzy na rozwój rynku samochodów elektrycznych. Wydatki na te ostatnie stanowiły największą część wartości czysto infrastrukturalnej tej ustawy, wartą 174 mld dolarów.

Reklama

Przedstawiona wkrótce po „American Jobs Plan” ostatnia ustawa spod szyldu „Build Back Better Plan”, „American Families Plan” opiewała na kwotę 1,8 bln dolarów i zakładała przeznaczenie pieniędzy na zapewnienie bezpłatnej opieki w żłobkach dla dzieci w wieku 3-4 lat, wprowadzenie federalnych płatnych urlopów rodzicielskich i zdrowotnych, stworzenie bezpłatnego "community college" (szkoła policealna przygotowująca do studiów wyższych – przyp. red.), subsydiów dla „Obamacare” (system reformy opieki zdrowotnej przyjęty za Baracka Obamy) czy wprowadzenie na stałe formy zasiłku opiekuńczego dla rodzin wprowadzonego podczas pandemii w wysokości 300 dolarów miesięcznie na każde dziecko.

W trakcie negocjacji obie ustawy zostały przemieszane jedna z drugą, aby zdobyć poparcie wszystkich frakcji Partii Demokratycznej, gdyż w takim kształcie, w jakim zostały one pierwotnie przedstawione nie zdobyły go. Spierano się głównie o odliczenia od podatku SALT, które premiują bardziej sytuowanych Amerykanów, o prowizje klimatyczne i ochronę środowiska czy o rozszerzanie uprawnień systemu ubezpieczeń zdrowotnych Medicare, chcąc nadać nadzorującym go urzędnikom możliwość negocjowania cen leków.

Ostatecznie po pewnych modyfikacjach „American Jobs Act” został uchwalony w listopadzie z ponadpartyjnym poparciem w Senacie (stosunkiem głosów 69:30), jako wart 1,2 biliona dolarów „Infrastructure Investment and Jobs Act”. Natomiast „American Families Plan” przyjął nazwę „Build Back Better Act”, i miał kosztować amerykańskiego podatnika 1,75 biliona dolarów. Nie został jednak wprowadzony w życie. Ustawę przegłosowała jedynie Izba Reprezentantów stosunkiem głosów 220:213. Dzięki sprzeciwiającemu się jej demokratycznemu senatorowi Joe Manchinowi z Wirginii Zachodniej, jej zapisy nie wejdą w życie.

Reklama

„Jeśli Demokratom nie uda się uchwalić „Build Back Better Act” w 2022 roku, w jakiejś choćby okrojonej formie, wygląda na to, że nie zdążą już uchwalić ani tej, ani praktycznie żadnej innej ustawy zaproponowanej przez prezydenta Bidena.” – mówi „Codziennej” Miłosz Sowa, analityk amerykańskiego życia publicznego, redaktor kanału „Niepoprawny Dyplomata”.

W 100-osobowym amerykańskim Senacie obecnie zasiada 50 demokratów i 50 republikanów. Co prawda, dzięki decydującemu głosowi wiceprezydent Kamali Harris, demokraci kontrolują obecnie tę izbę Kongresu, jednocześnie nie mogą sobie pozwolić na utratę ani jednego senatora, jeżeli chcą liczyć na przegłosowanie jakiejkolwiek inicjatywy legislacyjnej. Stało się tak w przypadku „Build Back Better Act” i ustawa ta leży obecnie w senackiej „zamrażarce”.

„Po odmowie poparcia Build Back Better Act w Senacie przez Joe Manchina, który jest w nim obecnie kluczowym głosem, losy tej ustawy są niepewne. Pomimo zapowiedzi liderów Partii Demokratycznej o dalszej walce w sprawie uchwalenia tej ustawy w okrojonej formie, można wątpić w to czy tak się rzeczywiście stanie.” – twierdzi Miłosz Sowa.

Reklama


Podziel się cytatem

„W przyszłym roku będziemy mieć wybory do Kongresu odbywające się w środku kadencji prezydenta. Politycy amerykańscy będą bardziej zajęci sprawami kampanii wyborczych w wymiarze lokalnym, niż sprawami całej partii w skali ogólnonarodowej.” – dodaje.

Administracja Bidena i Demokraci mogą pochwalić się jednak pasmem paru sukcesów, do których należy z pewnością uchwalenie wspomnianych ustaw „American Rescue Plan” oraz „Infrastructure Investment and Jobs Act” czy utrzymanie pewnych wskaźników amerykańskiej gospodarki w dobrym stanie, nawet podczas szalejącej już drugi rok światowej pandemii koronawirusa. Wedle danych z grudnia 2021 roku, w USA mamy jedynie 3,9% zarejestrowanych bezrobotnych, co jest najniższym wynikiem od 1969 roku.

W poprzednim miesiącu dodano aż 807 000 tysięcy nowych miejsc pracy w sektorze prywatnym, dwa razy więcej, niż przewidywały szacunki ekonomistów. Sukcesy te zdają się jednak niewystarczające, by odwrócić negatywny trend sondażowych spadków popularności zarówno w przypadku administracji Bidena, jak również samej partii demokratycznej.

2022-02-22 07:55

Oceń: +2 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

On był pierwszy

Niedziela Ogólnopolska 48/2001

[ TEMATY ]

USA

terroryzm

WikiImages/pixabay

Zamach terrorystyczny na Amerykę 11 września br. może być rozpatrywany pod różnymi aspektami. Możemy nań spojrzeć także pod kątem szkód, jakie wyrządził. Stosując pewne uproszczenia, możemy podzielić te szkody na materialne i duchowe. Szkody materialne są dotkliwe, jednak przy tak prężnej gospodarce amerykańskiej można je naprawić. Los mojego konta emerytalnego, złożonego w akcjach średniego ryzyka, może być w pewnym sensie obrazem sytuacji ekonomicznej po zamachu. We wrześniu z sumy 15 tysięcy dolarów straciłem 2 tysiące. Zaś w październiku zyskałem już 600. Przy stabilizującej się sytuacji z pewnością te tendencje się utrzymają. Inaczej sprawa wygląda, gdy myślimy o ludziach, którzy stracili swe życie w tym zamachu. Jest to wielka tajemnica, którą dzisiaj staramy się zrozumieć, stając w modlitewnej postawie przed obliczem Boga. Trudno też ocenić rozmiar duchowego cierpienia tych, którzy stracili swoich bliskich w płonących drapaczach chmur, oraz tych, którzy pośrednio w różnoraki sposób zostali duchowo ugodzeni przez terroryzm. Te szkody, te rany wymagają dużo czasu i miłości, aby je naprawić, uleczyć. W duchowym uleczeniu nie chodzi tylko o powrót do stanu poprzedniego. Po przejściu takiej tragedii tych powrotów nie ma. Człowiek musi wziąć na swe barki ciężar przeżytego cierpienia i z pomocą łaski Bożej nadać mu, jak i swojemu życiu, nowy, pełniejszy wymiar. Jest to możliwe tylko w perspektywie wieczności, którą otwiera przed nami Chrystus. Tak też rozumieją to duchowni i wierni różnych wyznań, którzy w tych dniach, częściej niż poprzednio, kierują swe myśli ku Bogu. Każda parafia otrzymała list z prośbą do kapłanów, aby zgłaszali się do pełnienia dyżurów na miejscu tragedii, aby modlili się za zmarłych, których ciała wydobywa się z rumowisk, aby wspierali duchowo dotkniętych tą tragedią. Na apel odpowiedziało ponad 400 księży katolickich z diecezji nowojorskich. Dniem i nocą pełnią ten dyżur. Modlą się także w swoich parafialnych kościołach, otaczając szczególną troską ofiary zamachu. 11 listopada br. na miejscu tragedii odbyła się uroczystość żałobna, podczas której duchowni różnych wyznań wraz z wiernymi zanosili swe modły do Boga. Zaś w diecezji Brooklyn sprawowane były dwie Msze św. w intencji ofiar zamachu. Były to Msze św. dla całej wspólnoty diecezjalnej. Specjalne miejsce zarezerwowano dla tych, którzy stracili swoich bliskich. Koncelebrowanym Mszom św. przewodniczył bp Thomas Daily. Pierwszym kapłanem, który przybył na miejsce tragedii, był franciszkanin o. Mychal Judge, kapelan nowojorskich strażaków. Ojciec Mychal był znany nowojorczykom ze swej dobroci i gorliwej służby Bogu, przejawiającej się w służbie bliźniemu. Oprócz zwykłej parafialnej pracy duszpasterskiej troszczył się o bezdomnych. Nieraz można było go spotkać przy wydawaniu gorącej zupy bezdomnym. Otaczał opieką chorych na AIDS. Wiele czasu poświęcał strażakom, jako ich kapelan był zawsze gotowy na każde wezwanie. Pomagał chińskim nielegalnym emigrantom ze statku, który w 1993 r. uległ wypadkowi u wybrzeży Rackaway, modlił się i pocieszał rodziny, których najbliżsi zginęli w eksplozji samolotu TWA numer lotu 800. Można by wyliczyć wiele takich sytuacji. Ojciec Mychal był tam, gdzie potrzebna była jego pomoc. Rankiem 11 września br. jeden ze współbraci wszedł do pokoju o. Mychala i powiadomił go o wybuchu w "bliźniakach". Ojciec natychmiast zdjął habit, przywdział strażacki mundur i udał się na miejsce tragedii. W potwornych warunkach modlił się i pocieszał rannych oraz umierających. W czasie pełnienia kapłańskiej posługi o. Mychal zdjął hełm strażacki, aby lepiej usłyszeć jednego z umierających strażaków. I wtedy został ugodzony w głowę spadającym odłamkiem walącej się ściany. Poniósł śmierć na miejscu. Strażacy z wielkim szacunkiem i miłością przynieśli jego ciało do pobliskiego kościoła, gdzie owinięto je w białe płótno i położono przed ołtarzem, a obok - stułę kapłańską i oznakę strażacką. W czasie pogrzebu o. Michael Duffy powiedział: "Popatrzcie, w jaki sposób o. Mychal zginął. Był zawsze tam, gdzie najbardziej potrzebowano jego pomocy. Tam też zawsze chciał być. Modlił się z umierającymi: ´Jezu, przyjdź!, Jezu, wybacz!, Jezu, zbaw!´. Rozmawiał z Bogiem i pomagał tym, którzy byli w potrzebie. Czy możemy wyobrazić sobie piękniejsze okoliczności śmierci? Gdy myślę o okropnej śmierci, która była udziałem tak wielu, zadaję sobie pytanie: Dlaczego o. Mychal był pierwszym spośród nas? Sądzę, że znam odpowiedź. O. Mychal nie mógł usłużyć wszystkim umierającym. W tym życiu było to niemożliwe ze względów fizycznych, ale nie w następnym. Myślę, że gdyby mu dano wybór, wybrałby taki przebieg zdarzeń, jaki miał miejsce. Pierwszy przeszedł na drugą stronę życia i tam czynił to, co chciał czynić z całego serca. Tych, którzy po nim odchodzili do Boga, witał szczerym i serdecznym uśmiechem, brał pod rękę, tulił do piersi i mówił: ´Witajcie, kochani. Teraz chcę was zaprowadzić do mojego Ojca´". O. Mychal odbył w swym życiu kilka pielgrzymek do Rzymu. Jego przyjaciel - o. Miles powiedział, że ostatnią pielgrzymkę odbył on w sobotę 10 listopada tego roku w symbolu swego hełmu ofiarowanego Ojcu Świętemu przez strażaków z Nowego Jorku. Hełm, przyozdobiony krzyżem, został wręczony Ojcu Świętemu w czasie Mszy św. w Bazylice św. Piotra. Po powrocie do Nowego Jorku pielgrzymi spotkali się w kościele pw. św. Franciszka z Asyżu, gdzie pracował o. Mychal. O. Pat Fitzgerald powiedział wtedy: "Ten hełm dla strażaków był symbolem, ale po ofiarowaniu go Ojcu Świętemu nabrał jeszcze głębszego znaczenia. Nie jest to tylko hełm o. Mychala, ale hełm wszystkich nowojorskich strażaków". Gdy kończę pisanie tego artykułu świat obiega inna tragiczna wiadomość. Samolot z 260 osobami na pokładzie cztery minuty po starcie z lotniska JFK w Nowym Jorku runął na budynki mieszkalne w Rackaway na Queensie. Wcześniej kilkudziesięciu strażaków z tej okolicy zginęło w czasie ataku terrorystycznego na World Trade Center. Do gaszenia pożaru przyjechali ich koledzy, ale bez swego kapelana. Zapewne o. Mychal duchem był tam obecny i z zatroskaniem spoglądał na to miejsce, prosząc Boga o łaski potrzebne zbolałemu człowiekowi...
CZYTAJ DALEJ

Kard. Semeraro: nie zaniedbujmy pamięci o przeszłości

2024-11-14 16:19

[ TEMATY ]

historia

pamięć

kard. Semeraro

commons.wikimedia.org/

kard. Marcello Semeraro

kard. Marcello Semeraro

Zakończyła się konferencja naukowa „Nie ma większej miłości. Męczeństwo i ofiara z życia”, zorganizowana przez Dykasterię Spraw Kanonizacyjnych w Instytucie Patrystycznym Augustinianum. Prefekt Dykasterii kard. Marcello Semeraro zwrócił uwagę na to, że liczba chrześcijańskich męczenników nie odpowiada liczbie beatyfikowanych lub kanonizowanych, a następnie przypomniał m.in. postać Akasha Bashira, młodego Pakistańczyka, który powstrzymał zamachowca samobójcę i sam został zabity.

Podczas sesji odbywających się w ramach konferencji „Nie ma większej miłości. Męczeństwo i ofiara z życia”, która odbywała się od 11 do 13 listopada w Instytucie Patrystycznym Augustinianum w Rzymie, pojawiło się wiele historii męczenników. Kard. Marcello Semeraro, podsumowując wszystkie sesje, podkreślił przede wszystkim, że „męczennicy nie byli i nie są bohaterami, którzy nie odczuwają strachu, cierpienia, paniki, przerażenia, bólu fizycznego i psychicznego”. Powiedział również, że „liczba męczenników chrześcijańskich wcale nie odpowiada liczbie beatyfikowanych lub kanonizowanych” i „jest cały, wielki lud męczenników”, również dlatego, że „z męczenników wyrastają chrześcijanie, ale z chrześcijan wyrastają męczennicy”.
CZYTAJ DALEJ

Niemcy: w niedzielę beatyfikacja zamordowanego przez nazistów księdza Maxa Josefa Metzgera

2024-11-15 18:50

[ TEMATY ]

beatyfikacja

Fryburg Bryzgowijski

wikipedia

Fryburg Bryzgowijski

Fryburg Bryzgowijski

W niedzielę 17 listopada we Fryburgu Bryzgowijskim odbędzie się uroczystość beatyfikacji zamordowanego przez niemieckich narodowych socjalistów księdza Maxa Josepha Metzgera (1887-1944). W imieniu papieża uroczystości beatyfikacyjnej we Fryburgu będzie przewodniczyć kardynał Kurt Koch, prefekt watykańskiej Dykasterii ds. Popierania Jedności Chrześcijan.

Max Joseph Metzger, niemiecki ksiądz i pacyfista, był jednym z wielkich chrześcijańskich działaczy na rzecz pokoju i ekumenizmu w XX wieku, a także zwolennikiem zjednoczenia Europy. Oskarżony o zdradę stanu został aresztowany i stracony 17 kwietnia 1944 r. w więzieniu Görden koło Brandenburga.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję