Reklama

Sylwetka - Jan Pospieszalski

Chłopak spod Jasnej Góry

Nie lubi określenia dziennikarz. A więc - publicysta i muzyk. Jego świata wartości nie zakłóciło koncertowanie w najlepszych zagranicznych salach koncertowych. Ani też ogień krytyki prowadzonego przez niego programu „Warto rozmawiać”.

Niedziela Ogólnopolska 13/2005

Wojciech Prażmowski

Jan Pospieszalski w gronie rodzinnym, od lewej: Jan, Nikodem, Szczepan, Maria (żona), Izabela, Karol (brat), Lidia, Marek, Mikołaj, Łukasz, Marcin (brat), Mateusz (brat), w niższym rzędzie: Basia i Franek (dzieci)

Jan Pospieszalski w gronie rodzinnym, od lewej: Jan, Nikodem, Szczepan, Maria (żona), Izabela, Karol (brat), Lidia, Marek, Mikołaj, Łukasz, Marcin (brat), Mateusz (brat), w niższym rzędzie: Basia i Franek (dzieci)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W rodzinnym domu

Reklama

Dom był blisko kościoła. XVII-wieczny, barokowy. Na południe od Jasnej Góry. Stanisław Pospieszalski z małżonką Donatą zajmował tam 2-pokojowe mieszkanie. Jako diecezjalny architekt, projektujący ołtarze, konfesjonały i tabernakula, dostał przydział służbowy przy kościele św. Barbary w Częstochowie.
Na świat przychodziły dzieci. Janek był trzecim z dziewięciorga. Rytm życia rodziny biegł zgodnie z rytmem roku liturgicznego. Nawet budynek, w którym mieszkali Pospieszalscy, połączony był z kościołem tak, że nie wychodząc na zewnątrz, można było krużgankami dojść do zakrystii.
- Mama zawsze angażowała się w przygotowanie grobu Pańskiego. A myśmy pomagali jej upinać draperie z szarego płótna i modelować z papieru skały jerozolimskiego wzgórza - wspomina Janek. W okresie świąt Bożego Narodzenia pani Donata przygotowywała jasełka. Każde dziecko dostawało rolę, a najmłodsze zajmowało miejsce w żłóbku.
- Nie uważam, żeby wychowywano nas bardzo religijnie. Naturalne było, że modliliśmy się razem. Wieczorem na kolanach odmawialiśmy dziesiątek Różańca, rano - modlitwę z dziesięciorgiem przykazań. Wtedy istniała też taka spójność światów: z tymi samymi kolegami chodziłem do szkoły, bawiłem się na podwórku, służyłem do Mszy św. i śpiewałem w parafialnym chórku - wspomina Jan Pospieszalski.
Nieopodal domu był ogród. - Mama siała tam pietruszkę i marchew. Do mnie należało przekopanie ogródka. Nie była to lekka praca. Na rękach miałem odciski. Pamiętam, że było to wczesną wiosną.
Paschalne Triduum było jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu rodziny. Każdy brał w nim udział w swoim porządku. Janek, jako ministrant, w Wielką Sobotę rozpalał ogień. Przed Rezurekcją to on miał rozkołysać spiżowy dzwon. W tym czasie przy dźwiękach orkiestry dętej ruszała procesja. Wokół kościoła rozlegały się eksplozje kalichlorku i karbidu. - Te wybuchy, brzmienie orkiestry dętej i dźwięk dzwonków kościelnych stanowiły nieprawdopodobne wrażenie akustyczne - wspomina Janek Pospieszalski. To bardziej zapadło mu w pamięć niż słodycze rozdawane dzieciom przez „zajączka” po niedzielnym śniadaniu w domu.

Kolędy ze Steczkowskimi

Reklama

Muzyka była w domu Pospieszalskich chlebem powszednim. Kolędy, jasełka, śpiewy domowe. Mama grała na fortepianie, tata - na skrzypcach.
- Wyszliśmy z muzyką poza dom, kiedy założyliśmy zespół rodzinny. Janek miał wtedy 17 lat, ja - 7, a Mateusz - 5. Janek był kierownikiem - wspomina Marcin Pospieszalski, grający obecnie z 2Tm, 2-3 oraz New Life. Janek chodził równolegle do Liceum Plastycznego i Szkoły Muzycznej II stopnia. Potem zaczął grać na kontrabasie w zespołach jazzowych. Przełomem w jego życiu był występ w telewizyjnym „Studio 2” w 1976 r. Wtedy to Pospieszalscy wzięli udział w konkursie muzykujących rodzin. Po występie zaproponowano Jankowi miejsce w Czerwonych Gitarach, po Krzysztofie Klenczonie.
- Ja, chłopak z małego miasta, trafiłem do świata wielkiego biznesu: podróże samolotem, najlepsze hotele, zagraniczne tournée z występami w najlepszych salach koncertowych - wspomina Janek. Największy sukces Czerwone Gitary odniosły wtedy w środowiskach Polonii w USA, a potem w NRD. Zespół wygrał tam dwa największe festiwale. - Seweryn miał dobry akcent niemiecki. Sądzono, że jesteśmy ich zespołem. Wszyscy nucili nasze przeboje, nawet dzieci na podwórkach - wspomina Janek. Jednocześnie koncertowaliśmy w Czechosłowacji, Austrii, ZSRR, Kanadzie i na Kubie.
Po rozstaniu z Czerwonymi Gitarami, w 1981 r., Janek Pospieszalski związał się z duetem fotrepianowym Marek (Tomaszewski) i Wacek (Kisielewski). Grali już inny rodzaj muzyki. Klasyczną łączyli z jazzową i rozrywkową.
Po dwóch latach pracy z duetem Pospieszalski, w 1985 r., dołączył do Voo Voo. - Wróciłem do tego, co zajmowało mnie w latach młodzieńczych: do ostrej muzyki rockowej, często z tekstami zaangażowanymi, odnoszącymi się do PRL-owskiej rzeczywistości. Mieliśmy wiele wyjazdów. Było to życie na walizkach, w poczuciu tymczasowości i odwiedzania ciągle tych samych miejsc. Mimo że Wojtek Waglewski komponował nowe piosenki, publiczność na koncertach domagała się ciągle tych samych. Wydawało mi się, że w moim życiu już nic się nie zmieni
- wspomina Jan Pospieszalski. Aż tu nagle Andrzej Horubała ściągnął mnie do TVP i stworzyliśmy Swojskie klimaty. Zaczęło się poznawanie nieco innego świata - muzyki ludowej, obrzędowości i tradycji. Rzeczywistość mediów okazała się tak angażująca, że po 11 latach współpracy rozstał się z zespołem Voo Voo.
- Na przełomie lat 1991 i 1992, za namową mamy, podjęliśmy decyzję o nagraniu kilku kolęd w wersji instrumentalnej - wspomina. Tak powstał repertuar płyty Kolędy Pospieszalskich. - Płyta ukazała się w sprzedaży rok po śmierci mamy. Ale ona wiedziała, że zrealizowaliśmy to, do czego nas ciągle zachęcała - mówi Janek. Z repertuarem kolęd trudno było pokazać się na estradzie. Nagrania dokonano w studiu, gdzie każdy z braci Pospieszalskich obsługiwał kilka instrumentów. Dlatego dla potrzeb koncertowych do współpracy zaprosili także siostry Steczkowskie. Premierowy koncert, nagrany przez TVP, odbył się w 1994 r. w Poznaniu. Do 2000 r. odwiedzili z programem kilka miast w Polsce. Do jednego z utworów tekst napisał ks. Jan Twardowski.
- Możliwość śpiewania z Pospieszalskimi jest dla nas wielką przyjemnością. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyci - opowiada Magda Steczkowska. - Janek dzwoni i z wielkim zapałem opowiada o planach. Wiadomo, że na taką rozmowę trzeba zarezerwować przynajmniej godzinę. Wszystkich nas zaraża tą swoją spontanicznością. Na występach prowadzi także konferansjerkę, opowiada różne anegdoty związane z rodziną Pospieszalskich. Jest takim przewodnikiem stada - mówi Magda Steczkowska.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

W ogniu pytań

W utworzonym w 1997 r. Radiu Plus Jan Pospieszalski został dyrektorem artystycznym. Dbał o oprawę muzyczną stacji. Po czterech latach, kiedy Radio musiało zmienić profil, przeszedł do Telewizji PULS. Tam zaczął prowadzić dyskusyjny program na żywo Studio otwarte. Ta formuła programu, mimo że dosyć oczywista, na swój sposób okazała się oryginalna, bo zakładała spór wyraziście skontrastowanych stron. Dziś widać, jak z takiego pomysłu zaczęto korzystać w innych mediach. - W PULS-ie zrobiliśmy 40 programów. I już 25 w TVP2 - wspomina Maciej Pawlicki, współtwórca programu. Od ubiegłego roku pracują razem w telewizji publicznej przy tworzeniu Warto rozmawiać. - Zdaję sobie sprawę, że nie zmienimy świata, ale możemy wpływać na kształtowanie ludzkiej wrażliwości. Na przykład po programie o syndromie poaborcyjnym dostałem sygnał, że ktoś się nawrócił. To mogę nazwać sukcesem - mówi Pospieszalski.
- Janek sam jest bardzo spontaniczny, ale w pracy nie lubi chaosu - mówi Maciej Pawlicki. - Bardzo dokładnie przygotowuje się do programu. Jeździ po całej Polsce, rozmawia z ludźmi, obkłada się mnóstwem lektur, które chciałby połknąć w tydzień. - Dopada mnie poczucie głębokiego zmęczenia. Nie fizycznego. Program ma formułę konfrontowania stron o odmiennych poglądach. Wiem, że przez to staje się bardziej wyrazisty. Ale dla mnie oznacza życie w permanentnym konflikcie - mówi Pospieszalski.

Święte godziny dla rodziny

Żonę Marię, córkę dr. Jana Bielunasa, poznał będąc w Liceum Plastycznym. Bielunasowie, spolonizowani Litwini, od 30 lat mieszkali w Częstochowie. Jan z Marią przeprowadzili się do Warszawy. - Jesteśmy małżeństwem od 27 lat. - Łączy nas głębokie uczucie. Mamy też za sobą trudne chwile - mówi Pospieszalski.
Do takich należy zapewne śmierć 4-letniego Antosia w wypadku na motorówce. Rodzice Maria i Janek trafili po wypadku do szpitala. - Byłem u niego pierwszy w szpitalu - mówi Michał Lorenc, kompozytor. - Z Jankiem znamy się od 30 lat. Nasze żony są kuzynkami. Kiedy dzieje się coś trudnego, dzwonimy do siebie. Wiem, że Janek jest i to mi wystarcza. To jest taka piękna obecność. Dziękuję Bogu, że go znam - mówi Lorenc.
W domu Pospieszalskich telefon rzadko milczy. Są jednak takie święte godziny, kiedy Jan Pospieszalski wyłącza komórkę. Z 7-letnią córeczką Basią zamykają drzwi pokoju i ćwiczą grę na skrzypcach. - Każdy dzień, kiedy nie ma takiej godziny, uważam za stracony - mówi Pospieszalski. Wcześniej lekcje gry miał indywidualnie 12-letni Franek. Od 4 lat gra na instrumencie samodzielnie.
Muzyczne pasje Janka przeniosły się także poza dom. W parafii św. Tomasza na warszawskim Ursynowie współpracuje ze scholą. - Jeszcze rok temu uczestniczyłem we wszystkich próbach. Teraz mam mniej czasu. Zaczęliśmy od starych pieśni wielkopostnych. Potem były wspólne Koncerty Papieskie i wyjazdy ewangelizacyjne na Białoruś - opowiada Pospieszalski.
- Od dwóch lat przyjeżdża do nas z 20-osobową grupą - mówi o. Lech Bachanek, franciszkanin z Iwieńca koło Mińska - na 5-6 dni na warsztaty. Janek ma talent. Potrafi gromadzić wokół siebie ludzi z taką wielką serdecznością. Kiedy praca zaczyna nieco nużyć, szybko to zauważa i stara się anegdotami rozruszać grupę. Robi taki muzyczny show, a jednocześnie jest to rodzaj rekolekcji. W tym roku też przyjadą - mówi o. Bachanek.
Janek Pospieszalski ciągle podkreśla swoje rodzinne korzenie. To właśnie w Częstochowie, w rodzinnym gronie, spędza święta. Swoim dzieciom czyta ostatnio do poduszki Z jasnogórskiej księgi cudów i łask, cykl świadectw zamieszczanych w Niedzieli. Niedawno zadzwonił do redakcji w Częstochowie i upomniał się o dalsze odcinki.

2005-12-31 00:00

Ocena: +3 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Francja: Zgromadzenie Narodowe zgodziło się na legalizację eutanazji

2025-05-27 21:04

[ TEMATY ]

Francja

eutanazja

Zgromadzenie Narodowe

Adobe Stock

Po dwóch tygodniach dyskusji francuskie Zgromadzenie Narodowe przyjęło w pierwszym czytaniu dwie ustawy: o opiece paliatywnej i prawie do pomocy w umieraniu, która oznacza legalizację wspomaganego samobójstwa i eutanazji. Pierwszy projekt uchwalono jednogłośnie, drugi stosunkiem głosów 305 za do 199 przeciw.

Katoliccy biskupi tego kraju od pewnego czasu wzywali do wyrażania sprzeciwu wobec tej drugiej propozycji. Jeszcze dziś biskupi regionu paryskiego (Ile-de-France) zwrócili się do parlamentarzystów z listem, w którym wskazali, że przyjęcie ustawy o pomocy w samobójstwie i eutanazji stanowiłoby „zbrodnię przeciwko godności, zbrodnię przeciwko braterstwu, zbrodnią przeciwko życiu”. Wskazali na konieczność rozróżnienia między śmiercią naturalną a świadomym spowodowaniem czyjejś śmierci. Wyrazili obawę, że prawo to mogłoby zostać w przyszłości wykorzystane wobec osób małoletnich, czy dotkniętych chorobą Alzheimera. Zaprosili parlamentarzystów do wsłuchania się w głos lekarzy, którzy mówią, że zadanie śmierci nie jest leczeniem, i w głos prawników, którzy przekonują, że ustawa taka naruszałaby równowagę prawną dotychczas obowiązujących przepisów.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego Karol Nawrocki nie składa pozwu w trybie wyborczym przeciwko Onetowi?

2025-05-26 21:23

[ TEMATY ]

wybory prezydenckie

Adobe Stock

„Wszystkie rozgrzane głowy, które domagają się trybu wyborczego w sprawie publikacji w Onet.pl powinny wiedzieć, że taki tryb jest praktycznie niemożliwy do zastosowania w tym przypadku. I sądzę, że doświadczony Onet.pl, obsługiwany przez całkiem niezłą kancelarię o tym wie, wiąże się jedynie z ryzykiem wieloletniego procesu o ochronę dóbr osobistych” - wskazał mecenas Bartosz Lewandowski we wpisie zamieszczonym w mediach społecznościowych.

Portal Onet.pl przypuścił kłamliwy atak na Karola Nawrockiego, w którym powołując się na „anonimowe źródła”, bez żadnych dowodów oskarżył obywatelskiego kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego o to, że miał on uczestniczyć „w procederze sprowadzania prostytutek dla gości Grand Hotelu w Sopocie, gdy pracował tam jako ochroniarz”.
CZYTAJ DALEJ

Ks. Tomasz Podlewski o „medialnym papiestwie", Leonie XIV i Watykańskiej Fundacji Jana Pawła II

Gościem majowego spotkania z cyklu „Życie na gigancie” w częstochowskim duszpasterstwie akademickim „Emaus” był ks. dr Tomasz Podlewski – kapłan archidiecezji częstochowskiej, który obecnie mieszka w Rzymie, pracując jako dyrektor biura prasowego Watykańskiej Fundacji Jana Pawła II. W poniedziałkowy wieczór 26 maja, licznie zebranym słuchaczom, na prośbę duszpasterza akademickiego ks. Michała Krawczyka, opowiedział on o swojej pracy i podzielił się rzymskim doświadczeniem czasu konklawe oraz wyboru i pierwszych celebracji Ojca Świętego Leona XIV. Poniżej przytaczamy fragmenty wypowiedzi ks. Podlewskiego.

W kontekście wyboru nowego papieża ks. Tomasz Podlewski mówił m. in.: „Dla mnie osobiście radość z wyboru nowego papieża to była radość podwójna. Najpierw bowiem, zanim na Placu Św. Piotra usłyszeliśmy konkretne nazwisko, wpierw w naszych uszach zabrzmiały znane wszystkim słowa Hamebus Papam. Dla mnie już same one były dostatecznym powodem wzruszenia, radości i wdzięczności wobec Boga. Przecież już sam fakt, że Kościół znowu ma papieża, jest w stanie napełnić serca katolików pokojem. I rzeczywiście tak było. Zdałem sobie sprawę, że ludzie wiwatują na cześć Ojca Świętego, nie wiedząc jeszcze, kto nim został. To była bardzo krótka i subtelna chwila, ale na mnie zrobiła wielkie wrażenie, dlatego starałem się ten moment jakoś uchwycić świadomością, objąć sercem i zachowuję go w pamięci bardzo żywo. Te słowa przyniosły nam wszystkim jasny przekaz: Łódź Piotrowa znowu ma kapitana! Na Watykanie znowu jest papież! Po czasie oczekiwania i sede vacante, nasz Kościół znów jest pod opieką Piotra! Dla mnie osobiście to był bardzo ważny moment i mimo że ten aplauz oddzielający słowa Hamebus Papam od konkretnych słów Cardinalem Prevost to była w sumie tylko chwila, dla mnie miała wielkie znaczenie. Ten ulotny moment, na który świadomie zwracam dziś uwagę, dla mojej duszy miał w sobie coś z radości dziecka, kiedy tata wraca do domu. Jeszcze nie wiedzieliśmy kim jest nowy papież, ale każdy zdał sobie sprawę, że Bóg po raz kolejny w dziejach Kościoła daje nam w prezencie przewodnika, którego sam dla nas zaplanował. Powiem szczerze, że ktokolwiek zostałby wówczas ogłoszony papieżem, przyjąłbym go z identyczną wdzięcznością i miłością, jako dar od samego Jezusa. Bo przecież tak jest”.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję