Z lat dziecinnych z gorącym sentymentem wspominam wszystkie poranki 6 grudnia, gdy jeszcze zaspany zauważałem na krześle koło łóżeczka coś kolorowo połyskującego: prezenty od św. Mikołaja! Jakaż radość, czasem niedowierzanie - czy ten srebrzysty pasek to naprawdę szabelka?... Skromne bywały te dary: jakaś książeczka, róg obfitości z cukierkami, złocista rózga „od diabełka” i piernikowy Święty, w biskupim odzieniu, z pastorałem w dłoni, ale dla mnie były i tak cudowne. Zresztą wiedziałem, że czasy są trudne i Święty też ma kłopoty. Niedawno w starych papierach odkryłem mój list, zaadresowany z błędem: „Wilebny święty Mikołaj w niebie”. Wewnątrz koperty takim samym dziecinnym pismem zwracałem się do Adresata tak: „Kochany św. Mikołaju! Bardzo ci dziękuję za to coś mi przyniósł tamtego roku 1944-go. Proszę Cie tego abyś nie zapomniał o mnie. Nie rządam od Ciebie wiele rzeczy, gdyż wiem że nie masz pieniędzy...”. Dalej wymieniłem dwa życzenia: „Bajki z 1001 nocy” oraz „latarkę z baterją do świecenia”; dziś już nie pamiętam, czy zostały spełnione... Ale na zawsze zapamiętałem przejęcie oczekiwania, a potem - wdzięczność.
Na pewno i dziś dzieci cieszą się z prezentów, nawet jeśli nie otrzymują ich 6 grudnia, lecz tylko w Wigilię. Czy cieszą się tak mocno jak ja wtedy? Nie wiem. Ale teraz prezenty „przynosi” im nie wiadomo kto: na reklamach, które widzą naokoło siebie, miejsce biskupa z Miry zajęły postacie ubranych w stereotypowe czerwone uniformy panów, a także pań, czasem roznegliżowanych, w których dopatrzyć się można wszystkiego prócz świętości. Zresztą już od dawna poprawność polityczna każe jej wyznawcom unikać ważnego słowa „święty” przed imieniem „Mikołaj”. Z reklamy jednej z sieci sklepów straszy ubrany w czerwoną czapkę z białym otokiem młody, groźnie zmarszczony człowiek, z kolczykami w powiece i nosie. Na reklamie Radia RMF napis: „Święty & Mikołaj” ilustruje śmiertelnie poważna twarz aktora z aureolą na głowie, a obok - „Mikołaj” z pijackim czerwonym nosem... Gazeta Wyborcza uczyniła dalszy krok w walce o poprawność: swą rekomendację prezentów zaopatrzyła tytułem: Książki na mikołaja. Tak! Przez małe „m”!...
A tymczasem idzie w kinach amerykański film pt. Zły Mikołaj; oto fragment recenzji z czujnej jak zawsze Wyborczej: ten film „... jest jak kolorowy cukierek zawieszony na bożonarodzeniowej choince, w którym zamiast słodkiej mazi znajduje się czysta whisky... Święty Mikołaj chleje do nieprzytomności, zarzyguje swoją watowaną brodę, zsikuje się w czerwone pantalony, spółkuje z klientkami supermarketu, a ufnym dzieciaczkom, siadającym mu na kolanach, sączy w uszka jad nienawiści...”. Autor recenzji, najwyraźniej upojony tymi treściami, dał filmowi bardzo wysoką ocenę pięciu gwiazdek, zapewniając, iż jest to rzecz „bardzo, ale naprawdę bardzo zabawna...”.
Film wszedł na ekrany w okresie przedświątecznym, no ale to, oczywiście, przypadek! I oczywistym przypadkiem jest, że tym razem poprawna Gazeta nie zawahała się użyć pełnego miana: „Święty Mikołaj”...
Biedne polskie dzieci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu