Zdaniem bp. Suchodolskiego młodzi Polacy odchodzą dziś z Kościoła z dwóch powodów: braku doświadczenia żywej wiary w rodzinie oraz moralnej słabości i niezdanego egzamin wizerunkowego instytucji Kościoła.
Biskup ocenia, że przeorganizowania wymaga sposób przygotowywania młodzieży do bierzmowania: nadszedł czas na zmianę jakościową i ilościową, na zejście z dużych liczb na rzecz małych grup, wspólnot.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wciąż jeszcze mamy w pamięci doświadczenie Kościoła masowego, Kościoła narodowego - uważa duchowny, dodając: „Powstaje pytanie, kto ma być tym pionierem, kto odważy się po prostu powiedzieć: nie tędy droga”.
W rozmowie z KAI bp Suchodolski zauważa też, że Polacy cenią sobie, kiedy Kościół idzie z Narodem, a niekoniecznie z władzą. „Kościół nie może być Kościołem jednej partii. A to było bardzo widoczne i za mocno obecne w naszej rzeczywistości” - dodaje.
Publikujemy treść rozmowy:
Tomasz Królak (KAI): Kolejne badania, krajowe i międzynarodowe, pokazują, że coraz więcej Polaków, zwłaszcza najmłodszych, deklaruje niewiarę i nie praktykuje. W ostatnich latach nastąpiło jakieś potężne tąpnięcie. Zastanawiam się, czy przygotowując ponad pięć lat temu Światowe Dni Młodzieży w Krakowie przypuszczał Ksiądz Biskup, że coś takiego wisi w powietrzu?
Reklama
Bp Grzegorz Suchodolski: - Dla mnie tamte Światowe Dni Młodzieży, jeśli chodzi o udział polskiej młodzieży, były już pierwszym, bardzo niepokojącym, by nie powiedzieć negatywnym sygnałem. Spodziewaliśmy się w Krakowie obecności dziesiątek, a nawet setek tysięcy młodych Polaków. Mam na myśli cały, bogaty, tygodniowy program ŚDM. Okazało się jednak, że nie było aż tak wielu chętnych do uczestniczenia w programie katechetycznym, w spotkaniach z biskupami.
Młodzi byli raczej zainteresowani wydarzeniami centralnymi i spotkaniem z papieżem. Co do programu na Campus Misericordiae pod Wieliczką to także okazało się, że zdecydowana większość tych, na których liczyliśmy została w domach. Czy to było wydarzenie dla nich za drogie, czy już mało znaczące? Ciągle zadaję sobie to pytanie. Nie udało nam się obniżyć ceny dla polskiej młodzieży i wydanie 200 euro za tygodniowy pobyt w Krakowie już wtedy uważałem za zbyt wygórowane, ale mimo podjętych starań i strona watykańska i Komitet krakowski nie obniżyli tej ceny. I tym bardziej żal, bo od strony merytorycznej i programowej krakowskie Światowe Dni Młodzieży uważam za jedne z najlepszych w historii.
Młodzież została w domu i wydaje mi się, że wtedy straciliśmy wielką szansę na to, żeby pokazać młodym Polakom Kościół powszechny, z papieżem i z młodymi z całego świata. Oczywiście nie dlatego później zrezygnowałem z funkcji dyrektora Krajowego Biura ŚDM, bo ta decyzja była podjęta już wcześniej, niemniej był to dla mnie bardzo trudny moment. Odczułem, że niestety ponieśliśmy duszpasterską porażkę.
KAI: Choć wtedy, a właściwie nigdy dotąd, nie mówiło się o tym tak, jak to teraz Ksiądz Biskup ujmuje…
Reklama
- Trudno mi wówczas było być, tak na żywo, recenzentem wydarzenia, które koordynowałem. Ale to, że w Krakowie było zdecydowanie mniej polskiej młodzieży niż spodziewałem się trzy lata wcześniej, gdy ogłaszano Polskę miejscem kolejnych ŚDM, było dla mnie czymś bardzo znaczącym.
Potem zobaczyliśmy, że “posypały” się także grupy, które przygotowywały „Dni w Diecezjach”, poszczególne sekcje w duszpasterstwach diecezjalnych, nawet te, które działały prężnie. To pokazuje, że młodzież lubi działać na projektach, eventowo. Projekt się kończy i młodzież go zostawia czekając na następne zaproszenie. A tych, swoją drogą, też zabrakło.
KAI: I coś zaczęło się właśnie, “sypać”. Z badań amerykańskiego instytutu Pew Research Center wynika, że Polska, przy najwyższym współczynniku zadeklarowanych katolików w Europie (87 proc.) zajmuje jednocześnie pierwsze miejsce w świecie, jeżeli chodzi o tempo sekularyzacji młodzieży i ludzi młodych (18-39 lat).
Reklama
- Przede wszystkim w młodym pokoleniu “sypnęła” się praktyka wiary. To widać wyraźnie gdy wychodzimy z czasu pandemii: nawet gdy wracają starsi, choć też nie wszyscy, to młodzież nie wraca. Najbardziej niewidocznymi dzisiaj grupami na niedzielnych Mszach są dzieci i młodzież. Tych grup po prostu nie mamy.
KAI: Co potwierdzają też najnowsze badania CBOS. W 2021 roku regularny kontakt z Kościołem ma zdecydowana mniejszość millenialsów (urodzeni 1980–1996) i najmłodszych (urodzeni w 1997 i później). Około jedna trzecia w tych grupach nie ma żadnego kontaktu z Kościołem.
- Badania CBOS pokazują prawdę. Nastąpiła bardzo wyraźna polaryzacja: na tych, którzy są wierzący, także głęboko, jak członkowie Ruchu Światło Życie czy KSM, ale w skali kraju mówimy zaledwie o dziesiątkach, a nie setkach tysięcy młodych, oraz na tych, którzy, zwłaszcza po bierzmowaniu, z Kościołem „zerwali”.
Załamały się także duszpasterstwa akademickie. Mamy do czynienia z nowym stylem studiowania: dziś młody człowiek nie ma czasu na coś, co kiedyś było istotną częścią całej jego drogi formacyjnej i intelektualnej. Niegdyś duszpasterstwa akademickie nobilitowały, podobnie, jak po okresie studiów, aktywność w Klubach Inteligencji Katolickiej czy Akcji Katolickiej. Obecnie duszpasterstwa akademickie są dla tych, którzy sobie życiowo „nie radzą”. To jest może trochę drastyczne i nieco krzywdzące dla osób, które tam są, bo ich motywy są różne, niemniej wielu studentów uważa, że w ogóle nie potrzebuje Kościoła, religii, wiary, że sobie sami „poradzą” w życiu.
Reklama
Chwytają jeden kierunek, potem drugi, korzystają z Erasmusa i innych zagranicznych wyjazdów. W międzyczasie łapią pracę, albo i dwie, i ustawiają sobie życie z kimś drugim, niekoniecznie sakramentalne.
Wszystko to pokazuje, że młody człowiek już nie potrzebuje dla swojego życia żadnych wartości religijnych, duchowych a przede wszystkim nie potrzebuje instytucji, która wskazywałaby mu drogę. Uważa, że jest wolny i sam chce być wyłącznym reżyserem swojego życia.
Ten nikły procent studentów, którzy korzystają z duszpasterstw akademickich, dzisiaj już ginie. To już nie jest nawet jakaś reprezentatywna cząstka społeczności akademickiej. Tak jak jeszcze 20 czy 30 lat temu spotkania duszpasterstw akademickich czy rekolekcje gromadziły po kilkaset osób, tak teraz są to bardziej rozmowy indywidualne, nie zawsze przy tym jest też spowiedź, bo często występuje jakaś przeszkoda do otrzymania rozgrzeszenia. Dziś to jest bardziej poradnictwo życiowe, w formule rozmowy twarzą w twarz, pojedynczo.
Duszpasterze studentów ciągle są mianowani, próbują robić tyle, ile się da, ale często jest to już praca “jeden na jeden”. Kiedy się ktoś pogubi, rozsypie, dopadnie go depresja czy jakieś inne trudności życiowe, wtedy odnajduje duszpasterza.
Przyzwyczailiśmy się do kościoła, parafii, gdzie mamy biura parafialne i kancelarie, a dziś trzeba by jeszcze w ten przyparafialny kompleks wpisać rozmównicę. Indywidualna rozmowa staje się nowym narzędziem duszpasterskim.
Reklama
KAI: Można by powiedzieć, że to dobrze, bo w Kościele w Polsce zbyt długo trwało myślenie o wiernych w kategoriach masy a nie liczby pojedynczej. Szkoda natomiast o tyle, że indywidualizacja duszpasterstwa nie jest efektem duszpasterskiej strategii lecz kryzysu wiary.
- I to nas boli i zastanawia. Wydaje mi się, że odpowiedzią na taką sytuację jest jednak przeorganizowanie całej struktury parafialnej. “Wyprowadzając” 30 lat temu katechezę do szkół zrezygnowaliśmy z posiadania tego zaplecza w postaci sal katechetycznych czy oratoriów przyparafialnych.
KAI: Powrócimy do kwestii katechezy i lekcji religii ale chciałbym teraz zapytać o przyczyny, dla których młodzi Polacy odchodzą od praktyk religijnych i deklarowania wiary. W analizie CBOS czytamy, że trudno jednoznacznie przypisywać to zjawisko określonym wydarzeniom, takim jak przystąpienie Polski do Unii Europejskiej (2004), śmierć Jana Pawła II (2005), gorąco dyskutowana kwestia dopuszczalności aborcji (od 2016 roku), czy skandale pedofilskie w Kościele. Być może zadecydował któryś z tych czynników, a może wszystkie razem, a może jeszcze jakiś inny. A zdaniem Księdza Biskupa?
- Według mnie są dwa czynniki, o kolejności można dyskutować: brak doświadczenia żywej wiary w najbliższej przestrzeni rodzinnej oraz moralna słabość i niezdany egzamin wizerunkowy instytucji Kościoła.
Reklama
A więc, po pierwsze: inaczej już funkcjonuje dom rodzinny. Dom jako duchowy fundament przekazu wiary dziś już po prostu nie istnieje. Dorosłe pokolenie nie “rodzi” młodego pokolenia do wiary. Najmłodsze pokolenie nie doświadczyło domowego Kościoła. Być może czynniki, o których pan wspomniał cytując CBOS oddziałały na rodziców i ich odmieniły, a młodzi weszli w tę przestrzeń duchowej pustki swoich rodziców, dziś czterdziesto- czy czterdziestokilkulatków?
Zmierzch chrześcijaństwa domowego to jedna z bardzo ważnych przyczyn obecnej sytuacji młodych. Jeszcze ich rodzice, wychowani w dawnej tradycji katolickiej nie wyobrażają sobie, by ich dzieci nie poszły do bierzmowania czy nie wzięły ślubu kościelnego. W rodzicach jest takie pragnienie, i gdy nadchodzą te ważne momenty w życiu ich dzieci, mocno je dopingują a niekiedy spierają z nimi przekonując, żeby do tych sakramentów przystąpiły. Ale ci młodzi są już wypłukani z wiary, tej naturalnej drogi do sakramentów.
Drugą przyczyną jest słabość moralna duchownych i świeckich członków Kościoła, a także negatywny obraz instytucji kościelnej, prezentowany zarówno w mediach i portalach społecznościowych, jak też w codziennym środowisku życia i starszych i młodszych Polaków: dziś mało gdzie mówi się o Kościele dobrze.
KAI: Z tym, że ten negatywny obraz w wielu przypadkach nie jest wymyślony.
- Oczywiście, podobnie jak nie jest wymysłem pęknięcie generacyjne, o którym wspomniałem. To są dwie realne przyczyny odchodzenia młodych od wiary i od Kościoła jako instytucji czyli także od praktykowania wiary, od udziału w niedzielnej eucharystii i od wspólnotowego udziału w życiu Kościoła.
Reklama
Badania CBOS pokazują, że bardziej nawet spada praktykowanie niż sama deklaracja wiary. O ile deklarowana wiara w najmłodszym przedziale wiekowym (18-24 lata) w ciągu minionych 30 lat spadła z 93 do 71 procent, to praktykowanie - z 69 do 23 procent. Tak więc ta druga przyczyna, a więc negatywny obraz Kościoła, w odczuciu młodych ludzi jest dużo silniejsza, bardziej sprawcza niż ta związana z pęknięciem generacyjnym.
KAI: Można też chyba mówić o utrwalaniu się myślenia typu: Chrystus tak, Kościół nie. A więc: jestem wierzący, ale bez Kościoła, nie chcę “pośrednika”, czy tak?
- Powiedziałbym, że dziś wygląda to: “Bóg tak, Chrystus i Kościół nie”. Bo często odrzuca się nie tylko Kościół, ale i samego Chrystusa, który przychodzi do nas w Eucharystii, w sakramencie pokuty i we wspólnocie modlitwy. Powiedzenie “Chrystus tak, Kościół nie” słychać było bardziej w moim pokoleniu; dziś mówi się: “Bóg tak, jestem wierzący, ale z Kościołem i życiem sakramentalnym nie chcę mieć nic wspólnego”. A przecież kto odrzuca sakramenty, odrzuca Chrystusa.
KAI: A może spadek praktyk to efekt nałożenia się dwóch czynników: utrwalenia się niepraktykowania w niedzielę z powodu pandemicznych ograniczeń w kościołach oraz kolejnych głośnych spraw związanych z pedofilią w Kościele?
Reklama
- Oczywiście. Tam, gdzie nie ma wiary, każdy dodatkowy argument działa za tym, by przestać praktykować. Dopóki nie zaczniemy odbudowywać wiarygodności, zawsze będzie wielu, którzy powiedzą: z taką instytucją nie chcę mieć nic wspólnego. Zresztą, taki obraz Kościoła jest obecny w myśleniu nie tylko tych najmłodszych, w wieku 18-24 lata, ale także u millenialsów, a więc, czterdziestokilkulatków. Odrzucenie Kościoła jako instytucji jest bardzo widoczne. Co prawda procent samych apostazji nie jest duży (choć już odczuwalny) ale widać praktyczne zaniechanie kontaktu z Kościołem: nie przychodzę na niedzielną eucharystię, nie spowiadam się, nie przyjmuję księdza “po kolędzie” i w ogóle tracę jakąkolwiek chęć bycia w Kościele.
Reklama
W oczach młodego człowieka, który przecież śledzi media i portale społecznościowe, Kościół jawi się jako instytucja zdemoralizowana, która nie potrafi w zdecydowany i jawny sposób rozliczyć się ze swojej przeszłości. Zastanawiam się, czy oczyszczenie wizerunku Kościoła sprawi, że oni powrócą.
KAI: Powrócą?
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że te 23 procent, które w najmłodszym pokoleniu wciąż wierzy i praktykuje, to ci, z którymi należy dalej pracować. A na czym w ogóle ma polegać dzisiaj praca z młodymi? Jeśli są zagrożeni w wierze, to należy ich prowadzić do osobistego poznania i odkrycia Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Dlatego ostatnio kilkakrotnie “burzyłem” się na tzw. indeksy do bierzmowania, bo to znaczy, że my chcemy sprawdzać praktykę, mieć władzę nad młodym pokoleniem, tymczasem nie dbamy wystarczająco o to, by w tym czasie następował w nim proces wzrostu wiary. Wiara zaś, to kontakt ze słowem Bożym, to mała grupa formacyjna. Przede wszystkim musimy więc przeorganizować pracę z młodymi na etapach przygotowania do życia sakramentalnego.
KAI: Bo sporo było w tych przygotowaniach i samym obrzędzie jakiegoś udawania, zarówno ze strony młodych, którzy sakrament chrześcijańskiej dojrzałości traktowali, łagodnie mówiąc, niedojrzale, jak i duszpasterzy, którzy zdawali się tego nie dostrzegać i masowo dopuszczali do bierzmowania.
Reklama
- Mam półtoraroczne doświadczenie duszpasterskie jako biskup. Jeżdżę do różnych miejscowości i bierzmuję. Rzeczywiście, jest tak, że idą do tego sakramentu jeśli nie wszyscy, to prawie. Idzie klasa, no to i ja idę, niezależnie od tego czy chodzę na Mszę św. czy też nie. Panowała fikcja: tam gdzie były indeksy, młodzi zawsze wiedzieli, jak zdobyć podpis, żeby później móc się wykazać, że są przygotowani, nawet jeśli nie praktykują codziennej modlitwy czy niedzielnej Mszy św.
KAI: No ale, powiedzmy to sobie, proboszczowie wiedzieli, że oni znają sposoby na zdobycie tego podpisu. Ale nie odmawiali, bo to popsułoby statystykę. Bywało tak?
- Myślę, że wszyscy o tym wiedzieliśmy. To jest pytanie o to, kiedy odejść od Kościoła masowego, na rzecz wspólnotowego. Jeśli jest jakaś duża, miejska parafia, która co roku ma do przygotowania 100-200 młodych ludzi, to dla mnie nie jest właściwym sposobem przygotowywanie całej tej rzeszy jako jednej grupy i traktowanie ich jako masy. Powinno się raczej ogłosić we wrześniu: zaczynamy przygotowanie do bierzmowania i zapraszamy 20 osób, które chcą w takim przygotowaniu uczestniczyć. Mamy dla tych osób duszpasterza, dwóch czy trzech animatorów i zaczynamy iść przez 2 czy 3 lata stylem dawnej formacji oazowej: mała grupa, spotkanie co tydzień itd. Widzimy wtedy, czy i jak wzrastają w wierze.
Tych, którzy nie chcą - zostawmy na boku. Sakramenty naprawdę są dla wierzących, a nie dla tych, którzy chcą je traktować jako nabyty wzorzec tradycji czy jakiś atrybut kulturowy. Nie po to Chrystus ustanawiał sakramenty. Bo sakrament chrześcijańskiej inicjacji jest wtajemniczeniem w życie Jezusa. Jeśli ktoś nie rozumie na czym “polega” śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, w co mnie to wszczepia i jak mam być świadkiem Ewangelii, to do bierzmowania jeszcze nie dojrzał.
Reklama
KAI: To, co ksiądz Biskup mówi, ujawnia nowe myślenie. Dotąd dominowała magia liczb, która, gdy zestawialiśmy je z Europą, wbijała nas w dumę. A zabrakło refleksji, czy za liczbami idzie jakość.
- Wciąż jeszcze mamy w pamięci doświadczenie Kościoła masowego, Kościoła narodowego.
KAI: Trudno się tego wyzbyć.
- Trudno. Powstaje pytanie, kto ma być tym pionierem, kto odważy się po prostu powiedzieć: nie tędy droga.
KAI: Właśnie mówi to Ksiądz Biskup, przewodniczący Rady Episkopatu ds. Duszpasterstwa Młodzieży.
- Tak, i mój głos nie jest odosobniony. Dla przykładu: ostatnio został powołany nowy dyrektor Krajowego Biura Światowych Dni Młodzieży, ks. Tomasz Koprianiuk. Obydwaj uważamy, że ŚDM nie może być eventem, wydarzeniem, na które znowu będziemy patrzyli pod kątem liczby uczestników, ale ma być raczej momentem, w którym doświadczymy powszechności Kościoła z tymi grupami młodych, które już mamy w parafiach. Mocno propagujemy dziś styl duszpasterstwa stawiającego na zawiązywanie przy średnich i większych parafiach grup formacyjnych młodych. I, tak naprawdę, to będzie nasz Kościół przyszłości. Nie będą stanowić go ci wszyscy wybierzmowani czy nawet wszyscy chodzący na religię w szkole, ale ci, którzy przy parafii, w grupie, odnajdą miejsce swojego duchowego wzrostu.
Ostatnio dojrzewa też we mnie myśl, że trzeba położyć mocniejszy akcent na te grupy, wspólnoty czy ruchy, które mają dobrą strukturę, jak KSM czy Ruch Światło-Życie. To jest istotne, a nie jakiś autorski program jednego czy drugiego księdza, który może być nawet zdolny ale co z tego, skoro po 2-3 latach energicznego nawet duszpasterstwa odchodzi gdzie indziej. Wtedy albo wszystko ginie albo ci młodzi idą za nim. Ale to nie jest Kościół. Dlatego niezbędna jest dziś odnowa parafii przez tworzenie silnych grup, które zapewnią w parafii ciągłość pracy duszpasterskiej. To jest czas na zmianę jakościową i ilościową, na zejście z dużych liczb na rzecz małych grup, wspólnot. I dopiero wtedy będziemy wiedzieć kim dysponujemy i na kogo możemy liczyć.
Tym młodym nie będzie łatwo się zgromadzić i zadeklarować, bo napór tego świata jest do nich w kontrze, ale oni muszą pójść pod prąd. Nie ma na dziś innego kierunku, zwłaszcza jeśli chodzi o przygotowanie do bierzmowania.