Zdecydowała się Pani na bankowanie krwi pępowinowej przy porodzie swojej córki. Dziewiętnaście lat temu usługa ta nie była tak popularna jak dzisiaj , a Pani była właściwie jedną z pierwszych osób, które zdecydowały się na takie rozwiązanie. Skąd wiedza na temat roli komórek macierzystych i potencjału bankowania krwi pępowinowej?
Agnieszka Wołczenko: Rzeczywiście można powiedzieć, że była to pewnego rodzaju decyzja eksperymentalna. Dowiedziałam się o takiej możliwości od lekarza, który zresztą po raz pierwszy brał udział w takim zabiegu. Uznałam, że nie mam kompletnie nic do stracenia, bo przecież pępowina to „odpad”. Skoro metoda jest kompletnie nieinwazyjna, a być może w przyszłości pozyskana krew i zawarte w niej komórki mogą uratować życie mojemu dziecku, to w zasadzie nie wymaga większego zastanowienia. Nie znam się na medycynie, ale jeśli słyszę od lekarza, że zawarte w krwi pępowinowej komórki macierzyste mają zdolność namnażania się i w pewnym sensie są „lepsze” niż komórki pozyskane od dorosłego dawcy, na przykład ze szpiku, to ten rachunek jest naprawdę prosty. Choć przy narodzinach mojej córki nie było jeszcze tak wielu badań nad tymi komórkami. Dzisiaj wiemy znacznie więcej niż wtedy. Przez te dziewiętnaście lat nigdy nie miałam wątpliwości, choć szczęśliwie nie było też potrzeby skorzystania z tej krwi. To jest najlepsza polisa na życie, jaką można komuś podarować i jest to warte każdych pieniędzy. Paradoksalnie to też tańsza metoda niż późniejsze potencjalne leczenie. Tutaj można tylko zyskać, dlatego gorąco zachęcam młode mamy do zastanowienia się nad taką możliwością. Szczególnie, że to jedyna w życiu taka szansa.
Czy dzięki temu dzisiaj czuje się Pani bezpieczniej lub ma poczucie, że Pani córka jest w pewien sposób zabezpieczona?
AW: Zdecydowanie tak. To daje ogromny spokój ducha i poczucie, że podarowało się dziecku szansę na życie, bo taka jest prawda. Nie ma lepszego prezentu.
Bankowanie krwi pępowinowej to aktualnie znacznie bardziej dostępna usługa, ale mimo tego wciąż wiele mam nie decyduje się na nią. Co Pani z perspektywy czasu może polecić osobom, które mają wątpliwości?
AW: Nie trzeba się interesować polityką zdrowotną aby wiedzieć, że stają przed nami coraz większe wyzwania. Zresztą pandemia COVID-19 to najlepszy na to przykład. I tak – mówiąc kolokwialnie – weźmy to na chłopski rozum. Jeśli mamy możliwość bankowania krwi pępowinowej, która już dzisiaj wykorzystywana jest w kilkudziesięciu chorobach, to naprawdę nie ma się nad czym zastanawiać. Szczególnie, że przecież medycyna stale się rozwija i w przyszłości pewnie zostaną odkryte kolejne zastosowania komórek macierzystych. Ja nie miałam wątpliwości 19 lat temu, dlatego czasem dziwi mnie, że dzisiaj mamy znacznie więcej dowodów na zastosowanie komórek macierzystych w różnych dziedzinach zresztą, a wiele osób wciąż nie jest tego świadomych. Druga rzecz jest taka, że nieświadomy pacjent sam sobie szkodzi, bo skazuje siebie czy w tym wypadku swoje dziecko na ograniczone możliwości leczenia. Wysoka świadomość społeczna w zakresie dostępnych metod leczenia, tym samym świadomość swoich praw i dążenie do ich egzekwowania powinno stać się normą. Inaczej będziemy stali w miejscu. Tak jak wspomniałam, pandemia pokazała, że przed nami wiele wyzwań. Z kolei leczenie komórkami macierzystymi to najlepszy dowód na to, że medycyna nadąża za rozwojem chorób. Musimy tylko sobie dać szansę. To prostsze niż się wydaje.
Prowadzi Pani organizację pacjencką, której celem jest poprawa jakości życia chorych kardiologicznych. Bierze Pani aktywny udział w różnych inicjatywach, począwszy od udziału w konferencjach, skończywszy na kampaniach edukacyjnych. Skąd takie zainteresowanie polityką zdrowotną?
AW: Kilka lat temu przeszłam poważny zawał serca, który w zasadzie przeżyłam cudem. I być może nie zainteresowałabym się na poważnie systemem ochrony zdrowia gdyby nie fakt, że niedługo po moim zawale zamknięto placówkę kardiologii inwazyjnej, której lekarze uratowali mi życie. Gdyby najpierw wydarzyły się te zmiany w służbie zdrowia, a potem miałabym zawał… Nie chcę myśleć, ale pewnie ten materiał nie powstałby. Jestem najlepszym dowodem na to, że świadomy pacjent to żywy pacjent. Działalność w ramach organizacji pacjenckiej codziennie pokazuje, że nawet z poziomu pacjenta wiele da się zrobić, choć jeszcze przed nami systemowe rozwiązania w zakresie prawnego umocowania pacjenta w procesie kształtowania polityki zdrowotnej. Niemniej gorąco zachęcam do aktywnego udziału w życiu społecznym i politycznym. Oczywiście najłatwiej jest siedzieć z założonymi rękami i narzekać, tylko że wtedy skazujemy sami siebie na ograniczone możliwości. Choćby w zakresie kardiologii, bo nawet nasi europejscy sąsiedzi mają dostęp do innowacyjnych metod leczenia, my niestety nie. Polak nie jest gorszym sortem pacjenta, ale jeśli nie pokażemy, że zasługujemy na leczenia na miarę obecnych wyzwań i światowych standardów… To w sumie dlaczego ktoś miałby nas uszczęśliwiać niejako na siłę?
Czego więc można życzyć Pani i polskiej kardiologii?
AW: Dostępu do nowoczesnych metod leczenia. I tego, aby odkryto takie zastosowanie komórek macierzystych, które pozwoli na odbudowanie mięśnia sercowego po poważnych uszkodzeniach. W pewnym sensie zazdroszczę tym pacjentom, którzy mają szansę na otrzymanie terapii komórkowej. W kardiologii byłoby to bardzo pożądane, bo przecież serce po każdym incydencie bezpowrotnie, po kawałku umiera. Gdyby więc udało się opracować terapię komórkową, która pozwoli sercu wrócić do formy – byłaby to realna pomoc największej grupie chorych, która aktualnie wiedzie prym w zakresie śmiertelności. A może nie musi tak być?
Pomóż w rozwoju naszego portalu