Reklama

Jedno takie Boże Narodzenie miałam w życiu

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Trzy razy zdarzyło mi się spędzać święta Bożego Narodzenia z dala od domu rodzinnego. Ze względu na dotkliwy brak najbliższych pamiętam je nadto dobrze. Wspomnieniami o jednych z nich pragnę podzielić się z Czytelnikami Niedzieli.
Był 1975 r., krótko po ukończeniu studiów. Otrzymałam stypendium i po raz pierwszy wyjechałam na Zachód - do Republiki Federalnej Niemiec. Zaplanowany na dwa miesiące (październik i listopad) pobyt został przedłużony o następne dwa. - Przyjdzie mi tu spędzić Boże Narodzenie - pomyślałam, bo choć stamtąd miałam bliżej do rodziny niż z Lublina, to ze względu na paszport z prawem jednokrotnego przekroczenia granicy Polski (tak było, kto to jeszcze pamięta?) musiałam zostać w Niemczech.
Patrzyłam z radością i jednocześnie ze smutkiem na pojawiające się bogate, różnokolorowe świąteczne dekoracje ulic, sklepów, domów, na czerwone i żółte gwiazdy betlejemskie w doniczkach w kwiaciarniach, na adwentowe wieńce zawieszone w kościołach, na które po każdej niedzieli Adwentu dokładano kolejną świecę, aż do czterech w ostatnią niedzielę Adwentu. Zwyczaj ten dotarł obecnie i do nas.
Kupiłam śliczne świąteczne kartki, pisałam życzenia do wszystkich bliskich mi osób z zapewnieniem, że pamiętam i z prośbą o pamięć o mnie i o opłatek, bym nie czuła się samotnie. Choć wiedziałam, że Niemcy nie pozwolą mi być samej w Wigilię i święta, to było mi smutno.
W ostatnim przedświątecznym tygodniu listonosz przynosił mi codziennie po kilka listów z życzeniami i opłatkiem. Cieszyłam się każdym z nich, czytałam po wielekroć, przyglądałam się kartkom... i płakałam. Pomimo kilku przeprowadzek ocaliłam całą tę korespondencję i ze wzruszeniem sięgnęłam po nią niedawno, po raz pierwszy od 25 lat.
Ileż radości sprawiło mi zaglądanie do tych pożółkłych kopert z drogocenną zawartością tylu serdecznych, dobrych słów życzeń i zapewnień o pamięci od rodziców, braci, koleżanek i kolegów z pracy z miłym dopiskiem od nieżyjącego już szefa, od przyjaciół ze studiów i od innych osób, z których wielu od lat świętuje już "po tamtej stronie".
Najmłodszy braciszek, 14-letni Krzyś, pisał w liście z 10 grudnia 1975 r.: "Trwają przygotowania do świąt i porządki. Mamy zabijać świniaka. Mamusia wysłałaby Ci paczkę, ale nie jesteś w kraju, więc wysyłamy tylko opłatek. Wszyscy serdecznie Cię pozdrawiamy, życzymy Ci dużo zdrowia. Wesołych Świąt!"
Siostra Janina życzyła gorąco, bym przeżyła te święta w radości i pokoju, mimo oddalenia od bliskich, oraz by Nowy Rok przyniósł mi wiele dobra; Halinka - by święta Bożego Narodzenia obdarzyły mnie dobrem, radością, pokojem i przyniosły wiele ludzkiej bezinteresownej miłości; Marylka - moc radości, mimo że będę daleko od najbliższych (" Niech Boża Dziecina przeleje swą dziecięcą radość na Twoje życie. Będę pamiętała o Tobie przez cały ten okres").
Najpiękniejszą kartkę przysłała druga Halinka. Jest na niej piękna ludowa szopka. Wtedy trudno było wypatrzeć takie kartki w kiosku. Na dostępnych w sprzedaży były przeważnie świerkowe gałązki z bombkami. Tych z tematyką religijną było niewiele. Kto to dziś pamięta?
Na kilka dni przed świętami katolicki ksiądz Niemiec dał mi adres jednej ze swoich parafianek, samotnej, starszej Polki, z prośbą, bym ją odwiedziła oraz powiedział mi, że będzie gościł polskiego zakonnika. Ucieszyłam się z tego bardzo, bo mogłam wyspowiadać się po polsku.
Nadszedł wreszcie ten jedyny dzień w roku - Wigilia. Lało strasznie od samego rana. Z wielu zaproszeń na ten szczególny wieczór wybrałam wizytę u poznanej wcześniej, znanej i bardzo szanowanej w tamtym środowisku, niemieckiej rodziny ewangelickiej. Pan domu - chirurg, urodzony na początku naszego, mijającego już stulecia w Poznaniu, latem 1975 r. po raz pierwszy od wojny odwiedził swoje (i moje) rodzinne strony. Jego ojciec był właścicielem dużego majątku ziemskiego w miejscowości oddalonej zaledwie o kilka kilometrów od mojego domu.
Wystrojona w białą bluzkę i granatową spódnicę, z bukietem pąsowych, holenderskich róż, zadzwoniłam punktualnie o godz. 19.00 do furtki pięknej willi w ogrodzie. Przywitana przez pana domu, weszłam do ogromnego salonu z wysoką do sufitu choinką. Tam czekały na mnie dwie damy, również ubrane w białe bluzki i granatowe spódnice. Przywitałyśmy się serdecznie, starszej z nich, mamie żony pana doktora, wręczyłam kwiaty. Po chwili dołączył do nas młody człowiek, student z Finlandii, podobnie jak ja spędzający wigilię poza domem.
Poproszono mnie, bym zapaliła świeczki na choince. Pan domu odczytał historię narodzenia Pana Jezusa po niemiecku, mnie podał Biblię w języku polskim i z radością przeczytałam w moim języku ten sam tekst, a Fin odczytał go po szwedzku.
Po modlitwie zasiedliśmy do stołu zastawionego przepiękną, słynną norymberską porcelaną. Były dwa rodzaje bezmięsnych sałatek, pieczywo, wino, owoce i słodycze. Podczas kolacji opowiadaliśmy o naszych zwyczajach wigilijnych. Później oglądaliśmy zdjęcia bardzo licznej rodziny gospodarzy - mieli siedmioro dzieci (po dwoje z pierwszych małżeństw, gdyż w czasie wojny potracili współmałżonków, i troje urodzonych po wojnie w obecnym, szczęśliwym, jak zapewniali, związku). Żadne z dzieci nie mogło przyjechać do nich na święta, więc, by nie spędzać ich samotnie, zaprosili nas. W prezencie dali nam kolorowe albumy miasta i słodycze.
Przed północą pojechaliśmy na Pasterkę. Zabrzmiała kolęda Stille Nacht, heilige Nacht (Cicha noc, święta noc) i wiele innych, pastor wygłosił podniosłą homilię. Po długim nabożeństwie, podczas którego moje myśli raz po raz wybiegały do mojej świątyni parafialnej i miałam ochotę zanucić kolędę Wśród nocnej ciszy, złożyliśmy sobie życzenia i odwieziono mnie do domu.
Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Rodzicach, o ich Wigiliach z lat wojny. Tatuś bowiem jako piętnastoletni chłopiec ze swoimi siostrami i rodzicami już w grudniu 1939 r. został wywieziony na roboty do Niemiec. Oddzielony od swoich bliskich spędził w niewoli w Prusach Wschodnich sześć kolejnych Wigilii i świąt, wśród obcych, bez słowa po polsku, bez opłatka. Do końca swojego życia (zmarł pięć lat temu) ze łzami wspominał tę bardzo mroźną Wigilię 1939 r., nie dość, że bez opłatka, choinki, kolęd, to i bez kawałka chleba. Mamusię jako siedemnastoletnią dziewczynę wywieziono też na roboty do Prus. Tam się poznali przed Bożym Narodzeniem 1944 r. Cóż, polskie losy... A ja na Wigilii u Niemców w 1975 r...
Oba świąteczne dni spędziłam u przezacnej, kochanej pani Wiśniewskiej, poznanej dzięki księdzu, wdowy po rybaku z Pucka, całkowicie samotnej, z życiorysem na książkę albo i serial telewizyjny. Każdą następną niedzielę, aż do końca mojego pobytu, spotykałyśmy się na Mszy św., a później szłyśmy do jej bardzo skromnego, ale schludnego mieszkanka, gdzie prowadziłyśmy rozmowy do późnego wieczoru.
31 stycznia 1976 r. opuściłam Niemcy. Bardzo serdecznie pożegnałam panią Wiśniewską i gościnne małżeństwo niemieckie. Rozpoczęła się wymiana korespondencji, szczególnie miła przy okazji świąt Bożego Narodzenia, z dobrymi i smutnymi wiadomościami, najpierw o śmierci mamy pani domu, później o śmierci jej męża. Przestały przychodzić listy od pani Wiśniewskiej.
Każdego roku otrzymuję jednak kilka miłych kartek od jedynej, żyjącej z tamtego grona - pani doktorowej, sędziwej już damy. Myślę, że i w tym roku nadejdą również świąteczne życzenia od niej i od jej najstarszej córki, poznanej podczas jej jednodniowego pobytu w Lublinie. Jak każdego roku, serdeczna pamięć pobiegnie do tamtego wigilijnego wieczoru 1975 r., do tamtego salonu, choinki, starej, siedemnastowiecznej polskiej Biblii i tych życzliwych ludzi, dla których - tak jak dla mnie - tamta Wigilia była jedyną i jak mi pisali (nigdy więcej nie spotkaliśmy się), chyba nie tylko z uprzejmości - niepowtarzalną. Wspólnie spędzonych z nimi chwil nigdy nie zapomnę, bo "jedną taką Wigilię miałam w życiu".

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2000-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Tatrzański PN idzie w zaparte i podtrzymuje mandaty za rozświetlenie krzyża na Giewoncie

2025-04-12 20:01

[ TEMATY ]

Giewont

mandaty

Agata Kowalska

Po nałożeniu mandatów na dwie osoby, które w 20. rocznicę śmierci Jana Pawła II rozświetliły krzyż na Giewoncie, na Tatrzański Park Narodowy spadła fala internetowego oburzenia i krytyki. Dyrektor TPN Szymon Ziobrowski podkreśla jednak, że ochrona przyrody musi pozostać priorytetem i zapowiada wzmocnienie nocnych patroli na szlakach.

"Nie planujemy zmian w regulaminie w odpowiedzi na presję medialną czy emocjonalne komentarze. Przepisy, które obowiązują na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN), służą ochronie przyrody i zapewnieniu bezpieczeństwa osób przebywających w górach. Przeciwnie – planujemy zwiększenie nocnego nadzoru, zwłaszcza w okresach, w których dochodziło w przeszłości do łamania przepisów. Zdajemy sobie sprawę z emocji, jakie towarzyszą sprawie, jednak naszym obowiązkiem jest konsekwentne przestrzeganie zasad, które chronią Tatry – miejsce ukochane także przez Jana Pawła II" - powiedział PAP dyrektor Ziobrowski.
CZYTAJ DALEJ

Przyjeżdżają turyści, wyjeżdżają pielgrzymi

2025-04-08 15:22

Niedziela Ogólnopolska 15/2025, str. 24-26

[ TEMATY ]

wiara

Kalwaria Zebrzydowska

Karol Porwich/Niedziela

Jeżeli człowiek naprawdę chce spotkać Boga i szuka ciszy w dzisiejszym świecie, to Kalwaria Zebrzydowska jest do tego idealnym miejscem – mówi Mateusz Wałach, który na własne oczy zobaczył tutaj cud uzdrowienia.

Kalwaria Zebrzydowska to nie tylko bazylika i Cudowny Obraz, ale również dróżki, na których są upamiętnione najważniejsze wydarzenia zbawcze. Sanktuarium należy dzisiaj do najciekawszych w Polsce założeń krajobrazowo-architektonicznych i jest zaraz po Częstochowie drugim najchętniej wybieranym kierunkiem pielgrzymkowym.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa w Jerozolimie: modlitwa o pokój, niepewny los chrześcijan

2025-04-13 18:47

[ TEMATY ]

Jerozolima

Niedziela Palmowa

chrześcijanie

modlitwa o pokój

Adobe Stock

Niedziela Palmowa w Jerozolimie

Niedziela Palmowa w Jerozolimie

W Jerozolimie uroczystej eucharystii Niedzieli Palmowej w bazylice Bożego Grobu oraz tradycyjnej procesji palmowej z Betfage na Górze Oliwnej przewodniczył łaciński patriarcha kard. Pierbattista Pizzaballa.

W koncelebrowanej Eucharystii wzięło udział 4 biskupów, 80 kapłanów oraz wierni lokalnego kościoła i pielgrzymi przybyli na Wielkanoc do Jerozolimy. Po poświęceniu palmowych liści i gałązek oliwnych procesja trzykrotnie okrążyła grób Zmartwychwstałego Pana.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję