Zostaną po nas tak samo bezużyteczne, jak głuchy telefon z wiersza
poety. Buty - codzienny towarzysz każdego kroku, para rzeczy nieodłączna
i nieodzowna w naszym dotykaniu ziemi. Gdy idziemy drogą, nawet ich
nie dostrzegamy. Jedynie biegnąc po schodach, zauważamy ich pokorną
służbę naszym stopom. Błyszczą wtedy noskami i wyginają się posłusznie,
byśmy się nie potknęli.
Buty jak ludzie - im bardziej są idealne w użyciu, tym mniejszą
zwracamy na nie uwagę. Dopiero gdy cisną, szurają podwiniętą podeszwą,
wloką się nostalgicznie sznurówkami, przemakają na deszczu - stają
się godne zauważenia, odkrycia ich pokory, cichości, całego służebnego
świata naszych butów, świata wyspecjalizowanych ochraniaczy naszych
stóp w kontakcie z naturą - od arystokratycznych wellingtonów, eleganckich
oficerek, przez odporne na wodę wadery, teatralne koturny, po siermiężne
walonki. Gdzieniegdzie pojawią się czasami futrzane berlacze, a tak
na co dzień starczyć nam muszą czółenka, mokasyny, pantofelki, czasami
adidasy, tenisówki lub trampki.
Biblia woli mówić o sandałach. To zrozumiałe w tamtym klimacie.
But pojawia się w tekście Pisma Świętego złowrogo jako atrybut wojny,
żołnierza; synonim pogardy i upokorzenia. Rzucić w kogoś butem to
tak, jakby go sponiewierać, uczynić swoim poddanym. W Psalmach Bóg
rzuca but na wrogi Izraelowi Edom (Ps 60, 10; 108, 10), a w prorockiej
przepowiedni Izajasza motyw niszczonego buta żołnierskiego tkwi jakoś
obco w zapowiedzi narodzenia Dziecięcia, na którego barkach spocznie
władza i wielkie będzie Jego panowanie (por. Iz 9, 4-6). Zwykle w
liturgii opuszcza się ten fragment o żołnierskim, skrwawionym bucie,
bo nie pasuje do lirycznego tonu całej prorockiej wypowiedzi. Tymczasem
poczciwy but tkwi tam i niesie sobie właściwą treść. Dla teologa
ów but i "płaszcz zbroczony krwią, idące na spalenie" - to cena,
jaką przyjdzie zapłacić za "panowanie w pokoju bez granic", to typ
szat, które trzeba będzie wybielić we krwi Baranka, o których mówi
Apokalipsa (por. Ap 7, 14). O butach już się w tej prorockiej Księdze
nie mówi. Po tamtej stronie buty nie będą potrzebne. Malarsko przedstawiane
sceny Sądu Ostatecznego pokazują sądzonych bez odzienia, a ich stopy
bez butów. Z butami nie wkracza się do raju, nie pasują do czyśćca,
pewnie kosztowałyby dodatkowe cierpienia w piekle. Buty zostają po
stronie ziemi.
Buty są miarą zamożności. Bosy, pozbawiony butów - to człowiek
biedny. Buty ozdobne, z wysokimi cholewami były namiętnie malowanym
atrybutem władzy cesarzy. Lśnią czernią na nogach, wykraczając daleko
poza kolana - niepotrzebne, zbytkowe, bogate, w swym bogactwie równie
trudne do założenia, jak do chodzenia i zdejmowania. Pomiędzy tymi "
butowymi ekstremami" są nasze codzienne, zindywidualizowane buty.
Tym lepsze, im bardziej przez nas rozchodzone - tylko nasze, nikt
w nie już nie wejdzie, bo tylko my mamy taką lewą i taką prawą stopę.
W starożytności mówiło się co prawda, że ktoś "nosi sandały Teramenesa",
ale znaczyło to tyle, że jest konformistą, że postępuje oportunistycznie,
jak ten nieszczęsny polityk, ostatecznie stracony. Jego sandały były
tak "oportunistyczne", że nawet nie zróżnicowane na lewy i prawy,
i do tego koniecznie wysokie, koturnowe. Dziś ich odpowiedniki mają
pewnie markę firmową z Włoch, Anglii czy Niemiec i odmierzają trasę
między sejmowymi czy biurokratycznymi kuluarami.
A może należy buty uczynić znakiem swej troski o codzienność?
Może zatrzymać się na chwilę w pogoni za wszystkim, czyli za niczym,
i ocalić przyjazny gest troski o buty, który w istocie jest gestem
troski o samego siebie? Tak zresztą jest zawsze - troska o jedne
sprawy owocuje i w innych. Troska o porządek bardziej pozostaje w
nas niż w przedmiocie naszej troski. To dlatego, gdy człowiek odchodzi,
buty mogą spokojnie pozostać. Para świadków znaczących miejsce, w
którym zabrakło już człowieka. O jedną parę butów za dużo - tych
naszych, własnych, zostawionych niepotrzebnie w spadku, po który
nikt nie będzie się spieszył. Zostaną one i telefon głuchy, jak teraz,
gdy nie dzwonią przyjaciele.
Był w Izraelu zwyczaj, że na znak zawartej transakcji zdejmowano
sandał i ofiarowywano go kontrahentowi. Nie był zapłatą, ale symbolem
spełnionej umowy. Swoisty znak przymierza. W jednym z wierszy Leśmian
dostrzegł, jak "Obłędny szewczyk (...)/ Szyje (...)/ Buty na miarę
stopy Boga,/ Co mu na imię - Nieobjęty!". Chyba każdy z nas, krocząc
w swych butach po ulicach, po posadzkach bazylik i wiejskich kościółków,
po dywanach i cierniach, stara się nadążyć za stopami Nieobjętego,
przechodzącego obok Boga - wkłada niejako swoje stopy w ślady stóp
Boga. Zawiera z Nim układ pieczętowany krokami, których rytm wystukują
nasze buty... Dokąd one nas prowadzą?... Jak szybko?... Jak daleko?
Pomóż w rozwoju naszego portalu