Reklama
W parafii Kargów był zwyczaj, że w Wielki Piątek i Wielką Sobotę dzieci ze szkoły podstawowej adorowały Pana Jezusa złożonego w grobie. Ona też należała do tej grupy dzieci, które w te dwa dni, przez kilka godzin dziennie, zmieniając się co kilka, kilkanaście minut klęczały przy grobie Jezusa. Pamięta te chwile doskonale. Podniosłość Wielkiego Tygodnia i grób Chrystusa, przy którym klęczały rozmodlone dzieci. Do kościoła zawsze przychodziła z potrzeby serca. Miała tyle do powiedzenia Jezusowi.
Urodziła się w 1943 r. w małej wiosce Bosowice ok. 20 km od Buska-Zdroju. Do kościoła w Kargowie było ponad 2 km. Już wtedy jako dziecko marzyła o tym, by mieszkać blisko kościoła. Niestety, na zamieszkanie bliżej świątyni wcale się nie zanosiło. Naukę w liceum pedagogicznym w Busku-Zdroju rozpoczęła w wieku 13 lat. Przez te kilka lat, często rano, przed lekcjami, a potem po lekcjach biegła do kościoła, aby chociaż parę minut pobyć z Jezusem i Jego Matką. Prosić i dziękować. To były najpiękniejsze chwile, które zapamiętała z tamtych lat. Być blisko Boga, to był cel życia, któremu pozostała wierna. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczęła pracę nauczycielki w podkieleckiej wsi Bęczków. Rozczarowanie było ogromne, gdy okazało się, ze do kościoła w Leszczynach jest ponad 4 km. W rodzinnej miejscowości przecież do kościoła było bliżej. Czuła się tak, jakby Pan Bóg wystawiał ją na próbę. Nie zraziła się odległością, ani wszystkimi trudnościami, chociaż nie było łatwo. Autobusy nie jeździły, samochodów nie było, czasami ktoś podwiózł ją trochę furmanką. Wytrwała, chodziła piechotą. Zima, wiosna, lato, jesień. Najgorsza była jesień i zima. Gdy zaczęły się chlapy i ulewne deszcze, droga do kościoła była koszmarem. Podobnie zimą. Brnęło się przez zaspy i kuliło przed wiejącym, mroźnym wiatrem. Byle szybciej dojść do kościoła, w którym było wprawdzie troszkę ciszej, ale wcale nie cieplej.
Proza życia
Do szkoły było blisko, ale warunki okropne. Musiała uczyć przez 45 godzin tygodniowo. - Dziś nauczyciele narzekają, jak mają 18 godzin tygodniowo - śmieje się. Wtedy to dopiero była harówka i to za jakie wynagrodzenie! W „szkole” było tylko sześciu nauczycieli na siedem klas. Placówka szkolna mieściła się w starym baraku, w którym były trzy sale. Uczono także w wiejskich izbach. W czasie przerwy lekcyjnej trzeba było przebyć kilkadziesiąt metrów z budynku do budynku. W takich warunkach przepracowała ponad 20 lat. Po wybudowaniu nowej szkoły i pięknego domu nauczyciela, w którym mieszka do dziś - poszła wkrótce na emeryturę. Wychowała cztery córki, które powychodziły za mąż i wyprowadziły się z domu, ale kontakt z nimi ciągle trwa. Babcia pomaga wychowywać wnuki, aby dzieci mogły pracować. W końcu od czego są babcie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pora odchodzić?
Reklama
Powoli żegnała się z życiem, a miała przecież dopiero 34 lata. Lekarze rozkładali ręce, nie mogli ustalić przyczyny dolegliwości. Przez pół roku starali się wykryć chorobę, a Zofia coraz bardziej słabła. Mimo młodego wieku, przejście ze szkoły do wiejskiej izby na lekcję wymagało od niesamowitego wysiłku. Dyrektor widząc jak cierpi, zarządził, aby dzieci przychodziły do niej na lekcje. Jednak ataki choroby nie ustępowały. W końcu lekarze stwierdzili, że musi się poddać ciężkiej operacji tarczycy. Była przerażona. Ukojenie znalazła w modlitwie. Poszła do spowiedzi, przyjęła Najświętszy Sakrament i poszła na operację. Operacja się udała, ale leczenie tarczycy trwa do dziś. Później przyszły inne choroby. Zaćma zaatakowała prawe oko, potem lewe. Kolejne udane operacje. Zofia uważa, że to dzięki jej modlitwie i wstawiennictwu Maryi operacje zakończyły się szczęśliwie. Widzi, czyta, modli się. Wkrótce lekarze wykryli u niej chorobę serca, a ostatnio cukrzycę. Chociaż cały czas bierze leki, i jest pod opieką lekarzy, cieszy się i dziękuje Niebiosom, że widzi, chodzi i może pracować dla dobra swojej rodziny i swojej parafii.
Dzielić się doświadczeniem
Reklama
W 1984 r. proboszcz parafii Leszczyny śp. ks. Sylwester Górzyński zaproponował jej pracę na rzecz parafii w poradnictwie rodzinnym. Była zaskoczona, zakłopotana - co odpowiedzieć? Była matką czwórki dzieci, ale czy podoła? Czy będzie umiała przekazać młodym parom, czym jest macierzyństwo i odpowiedzialność za rodzinę? Zgodziła się. Przez rok chodziła na specjalny kurs przygotowawczy. Do Skorzeszyc przyjeżdżali wybitni lekarze i specjaliści z wielu dziedzin. Przyswajała te wiadomości, które były jej tak potrzebne w pracy w poradnictwie. Po roku rozpoczęła spotkania z narzeczonymi jako doradca życia rodzinnego. Nie była to łatwa praca. Nawet mąż był z początku niezadowolony. - Po co ci to? Po co się tak męczyć? Nie masz swoich obowiązków, problemów? Z czasem zrozumiał, że ma w domu „działaczkę”, dla której w życiu nie jest wszystko jedno. Która nie ogląda się na innych, lecz stara się od siebie coś dać. Szybko przyzwyczaił się do nowej „pracy” żony. Jednak do dziś czasami zadaje jej pytanie: czy ty nie za dużo się męczysz? Nie za dużo się modlisz? Zofia twierdzi, że modlitwy nigdy nie jest za dużo.
Nie była to łatwa praca. Mieszkała przecież w Bęczkowie. Do Leszczyn dojeżdżała autobusem. Par przychodzących na spotkania było wiele, bo parafia była rozległa. Spotykała na swojej drodze różne pary narzeczonych. Jedni chodzili, aby się czegoś dowiedzieć, nauczyć, zrozumieć i to ją cieszyło, dawało motywację do dalszej pracy. Byli jednak i tacy, którzy przychodzili, bo musieli, zjawiali się tylko dlatego bo potrzebna im była „kartka do ślubu”. - Oj z tymi było bardzo trudno pracować - wspomina. Dla nich małżeństwo nie wiązało się z macierzyństwem. Nie rozumieli wielu rzeczy.
Praca w poradnictwie trwała ponad 20 lat. Najpierw w Leszczynach, a potem w nowej parafii Bęczków. Tu było łatwiej, bo pary przychodziły do niej do domu. Za tę pracę, 3 września 2011 r. na spotkaniu w Skorzeszycach, otrzymała od bp. Kazimierza Ryczana dyplom uznania oraz błogosławieństwo na dalsze lata życia. Czytamy w nim: „Wierni świeccy przez zaangażowanie w pomoc małżeństwu i rodzinie stają się uczestnikami duszpasterskiej troski Kościoła o życie wiary i miłości we współczesnym społeczeństwie. Pragnę z serca Pani podziękować za ponad 20 lat posługi w Parafialnej Poradni Rodzinnej. Niech dobry Bóg wynagrodzi Pani sumienność i zaangażowanie w przekazywaniu chrześcijańskiej wizji małżeństwa i rodziny”.
Nowa parafia
Reklama
14 lat temu w Bęczkowie powstała parafia, pw. św. Jana z Dukli. Nie zapomni swoich łez oraz łez wielu ludzi, gdy śp. bp Mieczysław Jaworski święcił kaplicę i plac pod budowę kościoła. Zofia była pierwszą osobą, która zbierała składki od mieszkańców Bęczkowa i prowadziła listy wpłat. Wszyscy się cieszyli, że będą mieli kościół u siebie.
Jej praca na rzecz parafii i kościoła nie zakończyła się, gdy ze względu na wiek i choroby zrezygnowała z pracy w poradnictwie rodzinnym. Nie poszła na „katolicką emeryturę”. Gdy 8 lat temu w ich parafii powstawał Apostolat Maryjny, została jego przewodniczącą. Nie odmówiła Maryi. Przecież tyle od niej otrzymała. Od 12 lat prowadzi czuwania fatimskie przy figurze Matki Bożej Fatimskiej w kaplicy. Czuwanie odbywa się 13. dnia każdego miesiąca od maja do października. Śpiewają pieśni maryjne, odmawiają Różaniec, koronki i litanie. Podczas tych spotkań stara się przybliżyć parafianom zebranym na czuwaniu przebieg objawień Maryi i ich orędzie. Bóg obdarzył ją mocnym głosem, dlatego w każdą niedzielę i święta przed Mszą św. przewodniczy w śpiewaniu Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP, a w każdą środę, Godzinek do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W Wielkim Poście prowadzi Drogę Krzyżową, a od kilku lat w Wielki Czwartek i Piątek przewodniczy modlitwom i śpiewom przy grobie Pana Jezusa. Wracają wspomnienia z lat dziecięcych, gdy jako mała dziewczynka modliła się przy grobie Jezusa. To z jej inicjatywy parafianie odprawili dwukrotnie zbiorowe nabożeństwo pierwszych pięciu sobót miesiąca. Była zaskoczona, gdy wzięło w nich udział ponad 100 osób.
Różańce
Gdy w świętokrzyskim Apostolacie Maryjnym, zrodziła się akcja zbierania plastikowych nakrętek i przerabiania ich na różańce, szybko zachęciła parafian do współpracy. Teraz mieszkańcy jej parafii należą do tych, którzy nakrętek dostarczają najwięcej. Nakrętki trafiają do pani Elżbiety Korczyńskiej z Kielc, ona przekazuje je kapelanowi aresztu w Kielcach. Później dostarczane są do Warszawy, a stamtąd po przerobieniu na paciorki wracają do aresztu. Z nich więźniowie wyrabiają różańce, które trafiają m.in. na Ukrainę. W zbieranie nakrętek zaangażowana jest cała parafia. Parafianie przynoszą je i gdy nie ma pani Zosi, zostawiają przy wejściu do kościoła, - ona je na pewno odbierze. - Od 14 lat spełniło się marzenie mojego życia, kościół mam kilkanaście metrów od domu, mogę prawie codziennie uczestniczyć we Mszy św. i brać czynny udział w życiu mojej parafii. Tak, marzenia się spełniają - podkreśla - chciałam mieszkać blisko kościoła i doczekałam tego. Pan Bóg dał mi okazję, aby mu podziękować za wszystko, czego dokonał w moim życiu. Teraz znajduję na to czas, czas na dziękowanie.
* * *
Nasza parafia św. Jana z Dukli w Bęczkowie powstała 14 lat temu. W tym czasie zbudowaliśmy kaplicę, plebanię, powstał cmentarz parafialny, a teraz budujemy kościół. Ale te 14 lat to również budowanie wspólnoty parafialnej. W tym budowaniu ma wielki udział pani Zofia Cichońska. Przez te wszystkie lata jestem pod ogromnym wrażeniem jej zaangażowania w sprawy parafialne i podziwiam jej niezwykłą aktywność apostolską przepełnioną głęboką wiarą. Z uczestnictwa w codziennej Mszy św. czerpie siłę do pokonywania wielu problemów. Jej cześć i miłość do Matki Bożej wyraża się w śpiewie Godzinek w każdą niedzielę i środę. Od 12 lat prowadzi czuwania fatimskie. Ostatnie 8 lat jako przewodnicząca Apostolatu Maryjnego z wielką troską gromadzi i kształtuje duchowo grupę Apostołek, które wnoszą przez swoje modlitwy i działalność wiele dobrego w życie naszej parafii. Jako doradca życia rodzinnego przez ponad 20 lat miała wielki wpływ na przygotowanie młodych ludzi do założenia rodziny i świadomego, odpowiedzialnego macierzyństwa. Dziękuję Bogu za dar Pani Zofii dla naszej parafii, jak również za pomoc pracy duszpasterskiej. Wierzę, że Pan Bóg za ten trud i świadectwo, obdarzy ją zdrowiem i wszelkimi łaskami, aby dalej mogła realizować swoje życiowe powołanie.
Ks. Stanisław Zieliński, proboszcz parafii św. Jana z Dukli w Bęczkowie
Kiedy w marcu 2003 r. dzięki życzliwości Księdza Proboszcza przybyłam do parafii w Bęczkowie z myślą, że uda się założyć maryjną grupę - zaproszenie przyjęło ponad 90 osób, a wśród nich p. Zosia. Na kolejnym spotkaniu formacyjnym z odwagą i bez wahania odpowiedziała” tak”- podejmując trud przewodniczącej nowej grupy parafialnej. Przewodniczy tej grupie ponad 8 lat. „Mandat zaufania otrzymała od swojego proboszcza i parafian. Zapewne, to sama Maryja ją wybrała, bo takich gorliwych i odpowiedzialnych uczniów chce mieć w swojej szkole.
Pani Zofia z zawodu pedagog, wie czego i w jaki sposób wymagać od siebie i innych, by stawali się lepsi, jeszcze bardziej kochali Boga i naśladowali Go w życiu codziennym. Muszę przyznać, że zawsze mogę liczyć na jej i grupy, której przewodniczy, obecność na różnych spotkaniach, zjazdach i pielgrzymkach. Kilkanaście osób” ze swojego Apostolatu Maryjnego” udało się jej zachęcić i przygotować do uczestnictwa w rekolekcjach pogłębiających duchowość maryjną prowadzonych przez ks. dr. Jana Jagiełkę i do złożenia oświadczenia o całkowitym poświęceniu się Jezusowi przez Maryję. Z inicjatywy p. Zosi powstała tzw. „Margaretka” - modlitwa za kapłana.
Bardzo się cieszę i Bogu dziękuję, że są w szkole Maryi tak wzorowi uczniowie i proszę Niepokalaną, by miała ją w swojej matczynej opiece. Życzyłabym sobie, aby Maryja w swoje dzieło - w Apostolat Maryjny przyprowadzała jak najwięcej takich gorliwych, pracowitych i oddanych ludzi na służbę Bogu i drugiemu człowiekowi.
Halina Pilewska, Diecezjalny Moderator Apostolatu Maryjnego
W następnym numerze sylwetka ks. prof. Jana Śledzianowskiego - pracownika Uniwersytetu Jana Kochanowskiego i autora ponad 40 książek