Mariusz Rzymek: - Co skłoniło Ojca do przyjazdu do Kęt?
O. Jonasz Madej: - Jestem w Polsce z powodu ojca, który się bardzo rozchorował. Przez miesiąc, jaki spędziłem w kraju, oprócz doglądania taty, znalazłem trochę czasu tylko na podróż do Kęt i do Krakowa. Do Kęt sprowadziła mnie wdzięczność za otrzymaną od mieszkańców pomoc na rzecz misji, a do Krakowa uroczystość przyjęcia ślubów wieczystych przez franciszkańskich kleryków.
- Co takiego niezwykłego robi dla misji katolicka wspólnota z Kęt?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- W każdy pierwszy piątek miesiąca są tu modlitwy w intencji misji i misjonarzy, jest tu też kilka rodzin, które podjęły się adopcji na odległość. Na dodatek dowiedziałem się, że są tu dzieci, które prowadzą kawiarenkę i pomagają w sprzedaży ciast, napojów, barszczy, krokietów, a następnie zgromadzony tą drogą przychód przekazują na misje. Stwierdziłem, że za ich wolontariat trzeba im osobiście podziękować i skosztować tych wypieków.
- Będąc w Togo ma Ojciec szansę internetowo korespondować z tymi uczniami lub ich opiekunami?
Reklama
- Nie mam takiej możliwości. Na mojej misji nie mam prądu, więc komputera nie ma gdzie podłączyć. Najbliższy Internet jest w kafejce internetowej w mieście Dapango, gdzie zjawiam się jakieś dwa razy w miesiącu. Również i tam są jednak problemy z przesłaniem maila, bo albo nie ma prądu, albo transferu.
- Od ilu lat jest Ojciec na misjach?
- Moja przygoda misyjna zaczęła się już od 1989 r. Na stałe to jednak od 1991 r., a więc od momentu święceń. Pierwszym afrykańskim krajem, do którego mnie skierowano było Wybrzeże Kości Słoniowej, skąd po dziesięciu latach zostałem przeniesiony do Togo. Jak widać, na misjach jestem już od 20 lat.
- Ilu chrześcijan liczy misja, w której Ojciec duszpasterzuje?
- Misja Nadjundi, w której pracuję, została założona w 1971 r. Znajduje się ona w północnym Togo i jest częścią diecezji Dapango. Od początku jej istnienia w księdze chrzcielnej doliczyłem się około 3, 5 tys. wpisów i tylu też jest tutejszych chrześcijan. Większość tamtejszej społeczności to animiści. Chrześcijanie są drugą pod względem liczebności wspólnotą religijną, a trzecią są muzułmanie. Tak jedni, jak i drudzy są w stosunku do animistów mniejszością.
- Jak scharakteryzowałby Ojciec chrześcijan z Nadjundi?
- W porównaniu z chrześcijanami z Wybrzeża Kości Słoniowej, gdzie chrześcijanie są samowystarczalni, wyznawcy z północy Togo wciąż potrzebują pomocy. To bardzo biedni ludzie i na dodatek tacy, którzy uczą się wzajemnej solidarności. Gdy jest mało jedzenia na przykład na tzw. przednówku, czasem ciężko jest im zrozumieć, że nawet niedostatek nie zwalnia ich z dzielenia się z innymi.
Reklama
- Dużo osób z Nadjundi objętych jest adopcją na odległość?
- Ponad 300 osób. Są to uczniowie szkoły podstawowej i gimnazjum. Na terenie naszej misji jest dziewięć szkół podstawowych katolickich, nie licząc placówek publicznych. Oprócz nich są też dwa gimnazja. To w nich uczą się młodzi chrześcijanie.
- Czy duszpasterska praca franciszkanów w Nadjundi zaowocowała już jakimś powołaniem zakonnym?
- Mamy diakona Leonarda, który jest synem naszego katechisty Józefa. Obecnie pomaga nam w pracy na misji w Nadjundi.