Tereny diecezji sandomierskiej uznano, w skali całego kraju, za najbardziej zniszczone podczas tegorocznej powodzi. Wcześniej klęska powodzi dotykała diecezję w 1997 r. i w 2001 r. Jednak rozmiar i skutki tegorocznego kataklizmu nie da się porównać ze stratami z lat poprzednich. Ponad 6 tys. zatopionych budynków mieszkalnych, 19 tys. ludzi dotkniętych powodzią, gdy doliczymy ofiary podtopień - liczba ta wzrasta do 23 tys. I przed tak trudnym zadaniem, jak niesienie pomocy tysiącom zrozpaczonych, stanęła diecezjalna Caritas. Warto pamiętać, że sandomierska Caritas, jako jedyna w Polsce, sama odczuła skutki żywiołu. Pierwsza fala zniszczyła jej magazyny.
- Przy pierwszej fazie - wyjaśnia „Niedzieli” dyrektor Caritas Diecezji Sandomierskiej ks. Bogusław Pitucha - zajęliśmy się tym, co wówczas było niezbędne. A najważniejsze było bezpieczeństwo ludzi. Uczestniczyliśmy więc w ewakuacji z zagrożonych terenów. Umieszczaliśmy powodzian w naszych punktach i w lokalach zastępczych. Trzeba było natychmiast dostarczyć im jedzenie i butelkowaną wodę. Zadbaliśmy także o regularne dostawy żywności trwałej. Gdy woda opadła, przyszła kolej na sprzątanie - usuwanie śmieci, zniszczonego sprzętu domowego, porządkowanie domów i obejść. I tu niezastąpieni okazali się wolontariusze. W szczytowym momencie pracowało dla Caritas 140 wolontariuszy. Wysyłaliśmy codziennie 40-50 ludzi pod wskazany adres. Wykonywali naprawdę ciężką pracę - podkreśla Ksiądz Dyrektor.
Przy sprzątaniu pracowali nie tylko wolontariusze caritasowscy, ale swoich ludzi wysyłały także inne organizacje katolickie, jak choćby diecezjalna Akcja Katolicka. Na długo wdzięczność powodzian zaskarbili sobie młodzi wolontariusze z odległego Białegostoku, Gdańska czy Szczecina, którzy poświęcili na pomoc pokrzywdzonym swój wolny czas.
Diecezji sandomierskiej w maju i czerwcu pomagała cała Polska. Wsparcie otrzymywano od diecezjalnych Caritas nie tylko w formie transportów humanitarnych, ale także np. w propozycjach kolonii dla dzieci powodzian, albo w ofertach odstąpienia siana, pasz dla zwierząt, czy ziarna dla rolników-powodzian.
- Wyszukiwaliśmy ludzi, którzy sami nie dawali sobie rady - wyjaśnia ks. Pitucha. - Do tej grupy zaliczamy osoby samotne, starsze, niepełnosprawne, niedołężne, ale też rolników, którym powódź zniszczyła pola - ich warsztat pracy.
Tak powstał program „Długiej fali”, którego etapy rozpisano aż na 2 lata - tyle ma trwać powrót do stanu sprzed powodzi, np. terenów sadowniczych Sandomierszczyzny.
Główna myśl programu obejmuje więc ludzi, którzy sami nie poradzą sobie w powrocie do normalnego życia. Ordynariusz sandomierski bp Krzysztof Nitkiewicz stworzył w tym celu specjalną Diecezjalną Radę, której odpowiednikiem w terenie są dekanalne rady i wreszcie rady parafialne. Zadaniem tych ostatnich jest szybkie stworzenie list z nazwiskami takich właśnie osób czy rodzin.
- Wtedy będziemy wiedzieli komu i jak pomagać - tłumaczy ks. Pitucha. - Należy unikać uogólnień - pomoc trzeba dostosowywać do konkretnych ludzi - wtedy jest najskuteczniejsza.
Przykładem takiego sposobu działania jest transport, jaki niedawno przywiozła do Sandomierza niemiecka organizacja charytatywna pani Wessel. Transport skierowano do parafii w Nadbrzeziu, gdzie na podstawie takich właśnie list pomoc p. Wessel trafiła do powodzian tej najbardziej zniszczonej sandomierskiej parafii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu