Reklama

Szczęśliwy w sporcie

Mieczysław Pikulski z Pińczowa w maratonach przebiegł już ponad 24,5 tys. kilometrów. Mówi półżartem, że nie spocznie, dopóki nie obiegnie całej kuli ziemskiej. Każdy bieg ma swoją historię, każdemu towarzyszy inne przesłanie. Kolekcja wyjątkowych, pamiątkowych medali powiększa się z roku na rok, ale nie one są najważniejsze

Niedziela kielecka 6/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mieczysław Pikulski nie wyobraża sobie miesiąca bez startu. Maraton poprzedzają systematyczne treningi, co w przypadku przedsiębiorcy i dyrektora dużej firmy, którą zarządza, nie jest tak łatwe do zorganizowania. Ale „kiedy już widzi się metę, to ogarnia człowieka trudna do wyrażenia radość! Jeszcze dwieście merów, sto…”.

„Kochasz ludzi, to Boga kochasz”

Reklama

- Człowiek biegnie, podziwia widoki, piękno przyrody i zawsze towarzyszą mu jakieś myśli. Często na trasie wracam do tych słów, które powiedział mi śp. ks. Józef Zdradzisz: „Kochasz ludzi, to Boga kochasz”.
W 2008 r. w maratonie w Blachowni niedaleko Częstochowy trasa wiodła przez tereny, gdzie kilka dni wcześniej przeszła trąba powietrzna. Kataklizm wyrządził tutaj niewyobrażalne straty.
- Biegłem i widziałem powalone domy, ogrodzenia, sterty blachy, dachówek, zniszczenia, które tworzyły obraz gruzowiska jak po wojnie. Na mecie chwyciliśmy się za ręce na znak solidarności z mieszkańcami, którzy stracili wszystko. Potem zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy, by pomóc poszkodowanym - wspomina.
Mieczysław Pikulski w ciągu roku uczestniczy w ponad dwudziestu maratonach, w biegach w Polsce i zagranicą. Jednak najbliższy sercu jest Bieg Papieski w Niegowici. Maraton pod patronatem kard. Dziwisza upamiętnia trasę, którą Karol Wojtyła jako świeżo upieczony neoprezbiter przebył do swojej pierwszej parafii. Dokładnie tę drogę pokonują biegacze, wśród dróżek polnych, po których błądził przyszły papież. Na mecie czekają z poczęstunkiem mieszkańcy. Rodzi się wspaniała atmosfera, wielkie święto. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie przed pomnikiem papieskim i pora się pożegnać… do następnego maratonu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Abyście byli dobrzy jak chleb”

Jak się zaczęła jego pasja? 21 czerwca 1989 r. uczestniczył w pierwszym maratonie w lesie w Skrzypiowie. - To był trucht - śmieje się teraz, porównując tempo. Od tej pory zaczął biegać regularnie. Na pierwsze maratony warszawskie jeździł po kryjomu, aby nie śmiali się z niego znajomi - tłumaczy. To były mordercze trasy. Jednak z czasem kondycja wzrosła. Zaczął wtedy myśleć, aby zorganizować takie imprezy w Pińczowie. Zrozumienie dla swojej idei znalazł u śp. ks. kan. Józefa Zdradzisza, proboszcza parafii św. Jana Ewangelisty i Apostoła. Dobrze pamięta ten pierwszy bieg w marcu 2004 r. Pobłogosławieni przez ks. Józefa on i jego przyjaciel Tadeusz Zając pobiegli 10 km, trasą z pola bitwy pod Grochowiskami na wzgórze przy kaplicy św. Anny, niosąc złote czterdziestogramowe relikwie św. Brata Alberta - uczestnika pamiętnej bitwy powstańczej. Na mecie były wielkie emocje, sportowców oczekiwały tłumy ludzi, księża, franciszkanie z klasztoru na Mirowie. - Tadeusz zdyszany głośno wypowiedział przesłanie do mieszkańców, słowa Brata Alberta: „Abyście byli dobrzy jak chleb”. Potem była Droga Krzyżowa, w której wszyscy uczestniczyli. - Widziałem łzy w oczach ks. Zdradzisza, który przecież tak dążył do pojednania środowiska pińczowskiego - wspomina Mieczysław.

Niedokończony maraton

Reklama

Latem 7 czerwca 2005 r. Mieczysław pobiegł znowu z Tadeuszem Zającem z Wiślicy do Pińczowa - dla uczczenia Roku Kardynała Oleśnickiego. Po błogosławieństwie w bazylice wiślickiej i modlitwie wybiegli na trasę. Mijali kolejne wioski, gdzie ludzie wyglądali, tworzyli szpalery, witali ich i pozdrawiali. W Pińczowie na maratończyków czekał bp Kazimierz Ryczan i księża, tłumy ludzi. Na ulice wyszło wielu mieszkańców. - Przekazaliśmy na ręce biskupa replikę krzyża pojednania (znajduje się on obecnie w kościele św. Jana Apostoła i Ewangelisty). Kolejne maratony organizowano podobnie. Zawsze z myślą przewodnią, z pewnym przesłaniem dla mieszkańców miasta. Logistyką zajmował się ks. Zdradzisz. Odwiedzał parafie, które biegacze mieli mijać na trasie, tłumaczył idee, spotykał się z mieszkańcami. 27 marca 2007 r. Mieczysław przebiegł z Tadeuszem z Jędrzejowa do Pińczowa, niosąc relikwie bł. Wincentego Kadłubka. Do dziś wspomina także bieg przed Kopią Obrazu Jasnogórskiego, wiezioną w samochodzie-kaplicy z Mierzwina do Pińczowa w 2007 r. Niczym eskorta z honorami doprowadzili Obraz do Pińczowa. Ludzie żegnali się, klękali na widok Obrazu, pozdrawiali biegaczy. Maratonu ze Starego Korczyna, gdzie znajdują się relikwie św. Kingi, nie zdołali urzeczywistnić. - Wszystko już było niemal gotowe, wtedy dowiedziałem się, że ks. kan. Zdradzisz jest ciężko chory - wspomina z bólem ostanie dni życia ks. Józefa, swojego serdecznego przyjaciela i wspaniałego człowieka. Może Mieczysław kiedyś wróci do tego pomysłu?

Lekkoatletyka to za mało

Mieszkał wraz z rodzicami tatą Stefanem, mamą Michaliną i rodzeństwem na wsi w miejscowości Charbinowice. Urodził się 12 września 1943 r., więc w czasach okupacji. Było biednie, zdążył odczuć na własnym żołądku znaczenie słowa „przednówek”. Legendą rodziny był wuj Jan Pszczoła, podpułkownik w Batalionach Chłopskich. Mieczysław sportem interesował się od dziecka. Pierwszy rower Zins - radzieckiej produkcji, jedyny jaki był w domu, dawał mu największą frajdę. Urządzał na nim wyścigi z kolegami. W Technikum Mechaniczno-Hutniczym w Sosnowcu należał do kilku klubów i sekcji sportowych, dając upust adrenalinie. Podnosił ciężary w HKS Szopienice i gdyby nie fatalna kontuzja mógłby zrobić niemałą karierę w tej dyscyplinie - przyznaje. Uprawiał lekkoatletykę w II lidze Włókniarza-Sosnowiec, grał w piłkę nożną w Stal-Sosnowiec, jak by było tego mało - w I lidze Stal-Sosnowiec trenował hokeja na trawie. Przyglądał się karierze i postawie wybitnych wówczas sportowców: ciężarowca Białasa, bramkarza Dziurowicza, Janusza Majewskiego. - Imponowała mi ich systematyczność, pracowitość - mówi. - Czasem padałem po tych wszystkich wyczynach wyczerpany, ale nie porzuciłem treningów, marząc o sukcesie - opowiada. Ostatecznie z kariery sportowej, jak i szkoły oficerskiej, w której uczył się dwa lata, musiał zrezygnować po kontuzji, w której doszło do wypadnięcia dysku. Razem z żoną Krystyną osiadł w Stalowej Woli - blisko rodzinnych stron, tutaj podjął studia w filii Politechniki Krakowskiej, potem Rzeszowskiej, kończąc uczelnię z tytułem inżyniera.

Przedsiębiorca z duszą społecznika

W 1972 r. osiadł z rodziną w Pińczowie, gdzie podjął się organizacji zakładu z branży elektromechanicznej. Od początku angażował się i inicjował różne przedsięwzięcia społeczne jako długoletni radny i przedsiębiorca. - Stał na czele Społecznego Komitetu Budowy Szpitala Miejskiego. Organizował mecze, które jednoczyły różne środowiska: księży, pielęgniarki, lekarzy, policjantów i inne wokół jednego celu - budowy przyszłego szpitala - mówi ks. kan. Stanisław Kudełka, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Pińczowie. Charytatywne inicjatywy skutkowały - za zbiórki pieniężne udało się kupić pierwszy ultrasonograf, to było już coś. W początku lat 90. został prezesem Parafialnego Klubu Sportowego „Ponidzie”. - Ks. Koza, ówczesny wikariusz, zaproponował mi utworzenie klubu sportowego dla młodego pokolenia. I tak się zaczęło… Powstał prężnie działający klub, który skupiał dzieci i młodzież w różnym wieku, a prezesem jego był Mieczysław. Trenowało w nim i na zawody jeździło ok. 150-200 osób. Młodych zawodników przygotowywał trener Janusz Świętoń i Jarek Kuza. Sportowcy osiągali wiele sukcesów, a w Parafiadzie - imprezie o zasięgu ogólnopolskim - zdobywali zawsze miejsca na podium w różnych dyscyplinach. Zawsze był przekonany, że sport ma wielką wartość wychowawczą. W ten sposób przekazuje się pewne ideały młodym ludziom. - To z tego właśnie Parafialnego Klubu 5 zawodniczek jest dziś w kadrze olimpijskiej - mówi z dumą.
Pińczowianie dobrze znają jego społeczne zaangażowanie. Mieczysław Pikulski stał na czele Społecznego Komitetu Budowy Szkoły w Pińczowie na osiedlu Grodzisko (dawna SP nr 3). Stara się pamiętać o wychowankach tej szkoły - ostatnio jego firma ufundowała paczki dla uczniów szkoły.
Zawsze miał duże zamiłowanie do awiacji. Od 1984 r. przez 14 lat był prezesem Aeroklubu w Pińczowie. Do tej pory stara wspierać się różne imprezy o charakterze lotniczym w mieście. Niemałe sukcesy odnotował kierowany przez niego Klub Sportowy Nida Pińczów, w sezonie 2007/2008 klub awansował do II ligi. Mieczysławowi Pikulskiemu daleko do statecznego emeryta. Aktywnością mógł obdarować parę osób. Biega - cztery razy w tygodniu, pływa i planuje kolejne maratony i osiągnięcia, po to, by pokazać ludziom młodym, którzy nie wierzą w siebie, nie mają celu „że można być człowiekiem szczęśliwym w sporcie” - mówi.
- Pan Mieczysław jako parafianin i przedsiębiorca od początku angażował się razem z panem Tadeuszem Zającem przy budowie kaplicy pw. Miłosierdzia Bożego w Pińczowie, potem w pomoc przy budowie kościoła. Ufundował krzyż na kościele, a ostatnio także nowy krzyż na dzwonnicy. - Właśnie za dyrekcję i za pracowników, którzy zamontowali go na dzwonnicy, w niedzielę 7 lutego będzie dziękczynna Msza św. - mówi ks. proboszcz Stanisław Kudełka.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Toruń/ Zawalił się podwieszany sufit w galerii handlowej

2025-09-15 21:38

[ TEMATY ]

Toruń

stock.adobe

Podwieszany sufit zawalił się w poniedziałek w galerii handlowej Toruń Plaza, w części zajmowanej przez kino Cinema City, ale nikomu nic się nie stało. Po wyjściu klientów i personelu obiekt zamknięto – poinformowała rzeczniczka KW PSP w Toruniu st. bryg. Małgorzata Jarocka-Krzemkowska.

Straż pożarna o zdarzeniu została poinformowana krótko przed godz. 18.00. Na miejsce skierowano cztery zastępy straży pożarnej. Okazało się, że oberwał się podwieszany sufit o powierzchni około 100 mkw. nad otwartą przestrzenią będącą holem kina z kasami. Spadający system uszkodził instalację zraszającą będącą częścią systemu przeciwpożarowego, polała się woda i uruchomił się alarm.
CZYTAJ DALEJ

Św. Katarzyna z Genui

Drodzy bracia i siostry! Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto. Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy. Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość. Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę. Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów. Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga. Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu. U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r). Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec. Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję. Tłum. st (KAI)/Watykan
CZYTAJ DALEJ

„Silni Polską!” – młodzież, historia i przyszłość Ojczyzny

2025-09-15 20:20

[ TEMATY ]

Instytut Pamięci Narodowej

Silni Polską!

Karol Darmoros / Family News Service

Silni Polską!

Silni Polską!

Historia to nie tylko nauka o przeszłości, ale drogowskaz dla przyszłych pokoleń. Udowodnili to młodzi uczestnicy pierwszej edycji ogólnopolskiego konkursu Instytutu Pamięci Narodowej „Silni Polską!”. Podczas gali finałowej tego projektu wyróżniono 30 najlepszych drużyn z całej Polski. Projekty, słowa i zaangażowanie pokazały, że miłość do Ojczyzny ma wymiar ponadczasowy.

Pamięć jako źródło siły
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję