Ludzie w pierwszej kolejności osiedlali się tam, gdzie zastali księdza katolickiego i czynny kościół. Były zatem wypadki opuszczania zajętego wcześniej gospodarstwa i przenoszenie się bliżej czynnego kościoła. Czasami ludzie umawiali się z kolejarzami, aby ci donosili im o jadącym księdzu w pociągu. Nierzadko napadano wtedy na pociągi i siłą zabierano księdza do siebie. Niekiedy osadnicy nie chcieli wychodzić z transportu, dopóki nie upewnili się, czy na miejscu jest ksiądz. W tym czasie obecność kapłana w danej miejscowości była gwarantem stabilności i najcenniejszym skarbem. Mieszkańcy zatem chętnie pomagali księdzu: przy odbudowie zniszczonych świątyń poprotestanckich i w ich adaptacji do celów kultowych, przy urządzaniu plebanii, nie szczędzili także pieniędzy przy zakupie sprzętu liturgicznego, mimo iż sami cierpieli biedę.
Dla nowych osadników wiara i świadomość obecności kapłana były gwarantem Bożego błogosławieństwa na każdym odcinku ich życia w nowej rzeczywistości. Obowiązkowo wszystkie uroczystości odbywały się przy udziale księdza.
Obok jednak ludzi gorliwych pod względem religijnym sporo znalazło się takich, którzy byli w konflikcie z wymaganiami Kościoła, czy nawet obojętnych religijnie. Zaciążyła tu przede wszystkim ostatnia wojna, a spotęgowała atmosfera chaosu i bezprawia panująca na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Duża część ludzi nie miała możliwości uczęszczać do kościoła podczas wojny, przez co nastąpiło odzwyczajenie od praktyk religijnych. Niektórzy wrócili z obozów niemieckich po tragicznych przeżyciach, a co za tym idzie, mocno zachwiani religijnie. Skutkiem wojny były również demoralizacja społeczeństwa, rozbite małżeństwa, rodziny, osoby niemające potwierdzonego stanu wolnego. Dotyczyło to szczególnie osadników wojskowych. Na Ziemie Zachodnie trafiały bardzo często osoby żyjące bez ślubu kościelnego, uciekające przed opinią środowiska. W tak skomplikowanych warunkach zorganizowanie normalnego życia religijnego było niesłychanie trudne.
(...) Administratorem apostolskim dla ziem Pomorza Zachodniego, ziemi lubuskiej i prałatury pilskiej został ks. dr Edmund Nowicki. Od tej chwili przez 10 lat jeden człowiek zarządzał 1/7 kraju. Siedzibą nowej administratury apostolskiej i jednocześnie stolicą administracji państwowej dla ziemi lubuskiej stało się miasto Gorzów Wlkp. Nie było jednak tam żadnych pomieszczeń będących własnością Kościoła, więc nie można było czegokolwiek rozpocząć. Pomoc okazały władze cywilne, które przekazały na potrzeby kościelne kilka obiektów, jednak w stanie zdewastowanym. Dzięki ogromnym wysiłkom rządcy, kapłanów, ofiarności ludności oraz przychylności ówczesnych władz państwowych udało się dokonać wielkiego dzieła organizacji siedziby administratury.
Fragment książki ks. Dariusza Śmierzchalskiego-Wachocza „Partia komunistyczna wobec Kościoła i przejawów wiary katolickiej w swoich szeregach na przykładzie Środkowego Nadodrza w latach 1945-1989”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu