Zaczęła się u Janka Czartoryskiego już od dzieciństwa. W pałacu
w Pełkiniach w dziecinnym pokoju stał w rogu stolik spełniający rolę
ołtarzyka. Same dzieci dyżurowały, aby jego wystrój dostosować do
okresu roku liturgicznego. Matka Boża, Serce Pana Jezusa, św. Józef,
św. Stanisław Kostka - kwiaty kolejno kwitnące w pałacowym ogrodzie,
bazie, kłosy zbóż, gałązka jedliny. Tam na klęczkach dumni potomkowie
Gedymina uczyli się pokory przed Bogiem, która jest fundamentem wszystkich
cnót.
Patriotyzmu natomiast uczyli się w salonie zwanym "dużym",
z pięknym sklepieniem krzyżowo-żebrowym oraz w bibliotece, zwanej "
czarną" od ciemnych regałów mieszczących księgozbiór stary (do poł.
XIX w). Portrety księcia Adama Jerzego, prezesa Rządu Narodowego
w powstaniu listopadowym, Konstantego, Izabeli z Flemingów, Marii
Wirtemberskiej, Joanny Aragońskiej, Włodzimierza Dzieduszyckiego,
przypominały historię ojczystą i powiązania familii nawet z koronowanymi
głowami Europy.
Ojciec Janka, książę Witold był posłem do sejmu Krajowego
we Lwowie, a w parlamencie austriackim w Wiedniu był członkiem Izby
Panów. W czasie I wojny światowej należał do Naczelnego Komitetu
Narodowego, który formował legiony, a potem po kryzysie przysięgowym
został członkiem NKN nr II, jaki powstał w Lozannie w 1917 r. Po
odzyskaniu niepodległości był kandydatem na premiera z Galicji. W
pewnym czasie sześciu jego synów walczyło na froncie, a najstarszy
zginął pod Końskimi zasieczony przez Kozaków.
Kiedy po pokoju ryskim umilkły działa, widzimy młodego
księcia wśród studentów Politechniki Lwowskiej. Naprzeciw zniszczeniom
wojennym była to rzeczywiście decyzja słuszna, aby twórczym wysiłkiem
architektów odbudować to, co zdewastowały wrogie armie. Pochylony
nad deską kreślarską nie widział jednak pełnej realizacji swej osobowości
w towarzystwie przykładnicy i grafionu. Królewski Kraków z 50 kościołami
dawał zgoła inne propozycje. Duch św. Jacka Odrowąża mimo upływu
siedmiu wieków, działał przyciągająco jak magnes.
Wraz z otrzymaniem białego habitu oswajał się z nowym
imieniem, pod jakim znamy go teraz wszyscy. Patronat św. Michała
zapewniał opiekę Wodza zastępów anielskich. Bożonarodzeniowe prymicje
świetnie korespondowały z chórami niebieskich duchów wyśpiewujących
Bogu chwałę na wysokościach za dar Wcielenia.
Tak jak Chrystusowe Hosanna przemieniło się w "Ibis ad
crucem" (pójdziesz na krzyż), tak i jarosławsko-pełkińska "Gloria"
znalazła swój finał w Kalwarii konającego miasta Warszawy. Powstanie
warszawskie zaskoczyło o. Michała w drodze do okulisty. Godzina "
W" była dla niego jeszcze jednym wyzwaniem. Nie brakło Czartoryskich
herbu "Pogoń" pod Grunwaldem, Wiedniem, Borodino i we wszystkich
insurekcjach - nie braknie i w Warszawie.
Jako kapelan VIII Zgrupowania AK "Krybar", broniącego
Powiśla, dał się poznać od strony ojcowskiej troski o walczących,
zwłaszcza rannych. Dwa pełne bataliony "Unia" i "Konrad" po 4 kompanie
licząc każdy i niedobitki "Roga" ze Starego Miasta podlegały duszpasterstwu
o. Michała. Sytuacja żołnierzy była trudna. Konserwy skończyły się
bardzo szybko. Musiała wystarczyć zupa "plujka" gotowana na jęczmiennym
ziarnie z magazynów Haberbuscha i Plutona. Od końca sierpnia brakowało
także wody.
Chłopcy, którzy przedtem eleganckim gestem zdejmowali
hełmy stojąc w równym szeregu na Mszy św., od początku września wyraźnie
stracili na fasonie. W niedzielę 3 września 1944 r. o świcie huraganowy
ogień granatników, moździerzy salwowych i dział ciężkiego kalibru
zasypał całą dzielnicę. Budynek firmy "Alfa-Laval", gdzie znajdował
się powstańczy szpital Powiśla, ledwie mógł pomieścić w piwnicach
rannych. Biały habit dominikanina pochylał się tego dnia wiele razy
nad podopiecznymi żołnierzami.
W poniedziałek ruszyło natarcie piechoty i dział szturmowych.
Powstańcy cofnęli się na linie ul. Radnej. We wtorek artyleria nękała
Powiśle z trzech stron równocześnie. Prawdziwe piekło rozpętało się
w środę 6 września. Bombowce Ju-87 i Stukasy zrzucając tonowe bomby
uniemożliwiły odprawienie Mszy św. Dowódca zgrupowania mjr Stanisław
Błaszczak ps. "Róg" wydał rozkaz wycofania się kanałami do Śródmieścia.
Rozkaz dotarł i na ul. Tamka 3. Zdrowsi opuszczali budynek schodząc
w kanały. Dr Skowrońska ponowiła wobec o. Michała prośbę o ewakuację.
O. Michał nie chciał jednak zdjąć habitu. Został z 17 rannymi.
Noc wlokła się straszliwie. Zbombardowana elektrownia
na Powiślu nie dawała światła. Umilkły szepty dziewcząt - wraz z
sanitariuszkami i łączniczkami uciekło życie z piwnicznego szpitalika.
17 nierównych oddechów, a czasem jęki rannych dopełniało grozy sytuacji.
O. Michał był jednak przygotowany na wszystko. Modlił się cicho na
dominikańskim różańcu.
Kalwarię przeżył dwie godziny wcześniej niż Zbawiciel.
Rozstrzelany około 13.00 wraz z chorymi, których nie opuścił do ostatka.
Ropiejące rany i krwawe plamy nie wzruszyły oprawców. Dokładni w
swej niemieckiej pedanterii kazali wyciągnąć ciała pomordowanych
z piwnicy i spalili na pobliskiej barykadzie przy ul. Konopczynskiego.
Bóg przyjął całopalną ofiarę swego sługi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu