Reklama
Trumny ze zmarłymi warszawiacy wrzucali do rowów przy ulicy.
Tak stolica protestowała przeciwko wprowadzeniu pochówku na cmentarzach
poza miastem. Opór przełamał biskup smoleński. Kazał się pochować
na cmentarzu polowym...
Pod stopami szeleszczą liście przeganiane listopadowym
wiatrem. Dym palonych zniczy miesza się z zapachem ostatnich jesiennych
kwiatów. Ulica Wolska przystrojona jest niczym aleja zasłużonych.
W sierpniu 1944 pod nr 29 oraz pod nr 4/6/8 hitlerowcy wymordowali
około 3200 osób - głosi tablica na ścianie budynku. Kilkadziesiąt
metrów dalej rozstrzelano tysiąc Polaków, na terenie dawnej fabryki
Ursus, na rogu Płockiej - siedem tysięcy. Wszystkie tablice noszą
ten sam napis "Miejsce uświęcone krwią Polaków, poległych za wolność
Ojczyzny", zmieniają się liczby: cztery tysiące, dwa i pół tysiąca,
dwudziestu...
Pozostały tablice kute w szarym piaskowcu, z wyrytym
maltańskim krzyżem. Ile ich umieszczono w stolicy? Do końca nie wiadomo.
Do niedawna liczba ich sięgała 200. Część odeszła w zapomnienie wraz
z wyburzanymi w latach 50. i 60. starymi budynkami. Władze miasta
w drugiej połowie lat 40. zaczęły oznaczać miejsca kaźni najpierw
blaszanymi tablicami w kolorze czarnym z białym krzyżem i napisem
informującym o upamiętnionym wydarzeniu. Tablice płaskorzeźby z maltańskim
krzyżem to projekt artysty rzeźbiarza Karola Tchorka z 1949 r.
Pierwszy cmentarz stolicy
Po najstarszym warszawskim cmentarzu zostały dziś tylko odremontowane nieliczne nagrobki. W miejscu cmentarnej kaplicy stoi konkatedra Matki Boskiej Zwycięskiej. Cmentarz kamionkowski powstał we wsi Kamion przy dawnym kościele św. Stanisława Biskupa. Parafię utworzono na przełomie XIII i XIV w. Cmentarz prawdopodobnie istniał od 1609 do 1887 r. Tablice upamiętniające pochowanych dawniej na cmentarzu bohaterów walk widnieją dziś na ścianie kościoła konkatedralnego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dla uczonych, złotników i zapowietrzonych
Reklama
Aż do drugiej połowy XVIII w. istniał zwyczaj pochówku zmarłych
przy kościołach parafialnych i klasztornych, a także pod posadzką
kościołów. Jedne z największych cmentarzy znajdowały się na obecnym
placu Kanonie - przy kościele św. Jana, przy wjeździe do starej
Warszawy - po obu stronach ul. Freta, przy obecnych klasztorach Dominikanów
i Paulinów. W tzw. nowej Warszawie cmentarz posiadała m.in. parafia
Najświętszej Maryi Panny przy klasztorze św. Benona. Istniały też
przy kościołach w Ujazdowie i na Solcu. Cmentarze powstawały też
przy klasztorach: Karmelitów na Lesznie, Reformatów przy ul. Senatorskiej,
Kapucynów przy ul. Miodowej oraz przy kaplicach szpitalnych m.in.
przy trzech kolejnych siedzibach Bonifratrów oraz przy szpitalu św.
Łazarza przy ul. Brzozowej.
Niektóre cmentarze przyparafialne wydzielono dla zmarłych
zależnie od wykonywanego zawodu czy sposobu śmierci. Za kościołem
św. Marcina przy ul. Piwnej mieściły się bogate nagrobki uczonych,
muzyków i złotników. Przy kościele św. Jerzego na ul. Świętojerskiej
chowano ciała straconych i samobójców, zaś przy kościele Świętego
Krzyża "w polu", na terenie późniejszej Cytadeli grzebano zapowietrzonych.
Cmentarze przykościelne zaczęto przenosić za miasto w 1782 r. ze
względów higienicznych. Taką decyzję wydał biskup poznański A. Okęcki.
Do dnia dzisiejszego zachowały się dwa cmentarze przykościelne: na
Wawrzyszewie oraz na Boernerowie, ostatni założony w czasie Powstania
Warszawskiego.
Pierwszy poza miastem
Reklama
Przy zbiegu ulic Emilii Plater i Wspólnej wyrasta pokryta zielonkawym
nalotem miedziana kopuła kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Przed 220 laty w miejscu świątyni założono pierwszy cmentarz polowy,
nazwany świętokrzyskim. Na gruntach własnego folwarku utworzyli go
misjonarze z kościoła Świętego Krzyża. Początkowo chowali tu zmarłych
z własnej parafii, potem ze Szpitala Dzieciątka Jezus, z parafii
ujazdowskiej, a podczas powstania listopadowego, poległych w walkach
i zmarłych na cholerę. Na cmentarzu istniały też katakumby. Dziś
przy kościele Świętych Apostołów stoi jeszcze przycupnięta murowana
kapliczka. Tu patronka dobrej śmierci św. Barbara żegnała odchodzących
na wieczne odpoczywanie. Cmentarz zamknięto w 1836 r. Na jego terenie
47 lat później rozpoczęła się budowa kościoła Apostołów Piotra i
Pawła.
Wprowadzenie zwyczaju grzebania zmarłych na tzw. cmentarzach
polowych, było rewolucyjnym posunięciem. Pochówek w miejscu oddalonym
od kościoła uważano za profanację. Warszawiacy stosowali drastyczne
formy protestu przeciwko nowemu zwyczajowi. Trumny zaczęto wrzucać
do rowów na ulicy. Opór 100-tysięcznego miasta przełamał w końcu
biskup smoleński Gabriel Wodzyński. W testamencie odczytanym z ambony
w 1788 biskup życzył sobie pochówku na polnym cmentarzu. Po jego
uroczystym pogrzebie na cmentarzu świętokrzyskim warszawiacy zaczęli
mówić: "Jak biskup kazał się pochować, to my też możemy".
Dawny choleryczny i raskolników
Reklama
U wylotu ulicy Namysłowskiej na ulicę Stefana Starzyńskiego
znajduje się teren dawnego cmentarza cholerycznego. Miejsce nie zachęca
do wycieczek. Wydeptana ścieżka prowadzi przez tory kolejowe, następne
200 metrów to zejście z wału kolejowego. Wspólną mogiłę okala ceglany
parkan ze znakami krzyża. Dawniej w środku niewielkiego kwadratowego
pola był kopiec i głaz z krzyżem. Zacierający się na bloku piaskowca
napis wyjaśnia: "Tu spoczywają szczątki 478 ofiar zarazy cholerycznej
z lat 1872-73 zebrane pod wspólną mogiłą po zniesieniu cmentarza
cholerycznego przy budowie węzła kolejowego w 1908 r."
Niemal sto lat przed epidemią cholery w 1794 r. ludność
Pragi zdziesiątkowała rzeź. Wojska pod wodzą Suworowa ruszyły na
Warszawę. Wisła spłynęła krwią, a ulice Pragi pokrywały ciała pomordowanych.
Jeszcze w czasie budowy fabryki "Wedla" odnajdowano przy kopaniu
fundamentów czaszki i piszczele. Te, które udało się zebrać zwieziono
do wspólnej mogiły przy kościele na Kamionku.
Wielkim cmentarzyskiem stał się Grochów i Kamionek w
czasie powstania listopadowego. Tylko część Polaków poległych w walkach
na pobrzeżu praskim udało się rodzinom przenieść na cmentarz kamionkowski.
Pozostałych chowano na granicy Kamionka i Grochowa pomiędzy rosnącymi
przy szosie brzeskiej drzewami.
Żołnierzy rosyjskich pochowano na Kamionku na placu przy
ul. Grochowskiej, pod obecnym numerem 307 tej ulicy. Cmentarz nazywany
był cmentarzem staroobrzędowców, starowierów czy raskolników. Od
lat 80. XIX stulecia stał się on miejscem grzebalnym dla rosyjskich
kupców zamieszkałych w Warszawie. Jako prześladowani w Rosji członkowie
sekty starowierów chronili się ucieczką do Polski. Fundacja kupca
Machokina w 1885 r. ogrodziła cmentarz, zaś pułk kirasjerów wzniósł
okazały krzyż prawosławny upamiętniający poległych w powstaniu listopadowym
żołnierzy rosyjskich. W końcu lat 40 minionego stulecia cmentarz
miał powierzchnię 0,4 ha. Decyzją władz miejskich zamknięto go w
1961 r. Szczątki zmarłych z cennymi nagrobkami przeniesiono na cmentarz
prawosławny przy ul. Wolskiej. Zaś na miejscu cmentarza starowierców
założono w 1970 r. skwer, pozostawiając drzewa z cmentarza.
Cytadela i arsenał
Teren dzisiejszego X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej to w czasach Jagiellonów miejsce pochówku niekatolików. Na Łysej Górze, nazywanej także Szubieniczną znajdowały się groby wyznawców Kościoła reformowanego i augsburskiego. Podobno w tym miejscu chowano także Szwedów za panowania Jana Kazimierza. Za Jagiellonów problememem było znalezienie miejsca na grzebanie niekatolików. Jak pisał król Stefan Batory do nuncjusza apostolskiego Bolognetta, protestanci uskarżali się, że po śmierci nie mają miejsca, gdzie by spokojnie mogli oddać ziemi prochy swoich zmarłych współwyznawców. Obok Cytadeli innym miejscem pochówku protestantów był teren poza budynkiem arsenału. Tam chowano zmarłych w czasie klęski morowego powietrza w 1624 r. i 1625 r. Teren grzebalny miał 140 łokci długości i 59 szerokości. Znajdował się pomiędzy cysternami miejskich wodociągów a arsenałem. Cmentarz należał do ewangelików wyznania augsburskiego, licznie skupionych pod opieką podskarbiego wielkiego koronnego Bogusława Leszczyńskiego.
Pomosty
Na miejscach dawnych cmentarzy i zbiorowych mogił znajdują
się budynki, place, ulice. I nie jest to profanacją, jak przed dwoma
wiekami wrzucanie trumien do rowów. Z uwagi na rozwój miasta nawet
dziś jedno miejsce grzebalne staje się miejscem pochówku kilku pokoleń.
Nie powinna umknąć nam świadomość, że dawne cmentarze
i miejsca pamięci są pomostem pomiędzy przeszłością i teraźniejszością.
I kiedy przychodzi 1 listopada winniśmy modlitwę tym, którym nikt
nie zapali nagrobnej lampki.