Minęło już 23 lata od czasu, gdy na Stolicy Piotrowej zasiadł
Jan Paweł II. Rówieśnicy pontyfikatu kończą już studia lub już od
kilku lat pracują. Wszyscy chyba przywykliśmy do tego, że Polak jest
Papieżem, tak jakby tak było od zawsze. Największy autorytet naszych
czasów - to przyznają praktycznie wszyscy, także ci, którzy nie zgadzają
się z jego nauką - jest równocześnie kimś bardzo bliskim, skromnym.
Przez wszystkie te lata dziesiątki tysięcy Polaków wzięło udział
w pielgrzymkach do Rzymu, uczestniczyło w spotkaniach z Papieżem
w Polsce. W tysiącach polskich domów wiszą fotografie, na których
członkowie rodziny pozują do zdjęcia razem z Ojcem Świętym.
Już niemal ćwierć wieku - to ogromny kawał czasu. Warto
sobie uświadomić, że zupełnie inaczej wyglądał świat, gdy młody i
silny Papież z Polski po raz pierwszy mówił "nie lękajcie się otworzyć
drzwi Chrystusowi". W czasie Dnia Papieskiego oglądałem telewizję
i uderzyło mnie, w jaki sposób przeciwstawiano obrazy symbolizujące
współczesność. Z jednej strony okopy I wojny światowej, obozy koncentracyjne
i holokaust, pochody z portretami Stalina i Bieruta, wreszcie samolot
wbijający się w nowojorskie wieżowce, z drugiej - modlący się Ojciec
Święty, tłumy spotykające się z nim na wszystkich kontynentach, brazylijski
górnik z płaczem opowiadający o losie tysięcy takich jak on.
Był taki czas, jeszcze kilka lat temu, kiedy o pontyfikacie
Jana Pawła II mówiło się przede wszystkim w kategoriach triumfu.
Oto Jan Paweł II, pogromca komunizmu! Przypominano ironię Stalina
pytającego o liczbę papieskich dywizji, pokazywano na tłumy witające
Papieża, gdy ze Związku Radzieckiego nie pozostało już niemal nic...
Niektórych nawet dziwiło, że Ojciec Święty nie przyłącza się do świętowania
tego triumfu, że nawet jakby pochmurnieje, traci ten uśmiech tak
charakterystyczny dla pierwszych lat pontyfikatu.
Myślę, że telewizyjne migawki wyjaśniają przyczynę: zło
nie jest pokonane, systemy totalitarne, choć mocno osłabione, jeszcze
panują nad milionami ludzi, a oto swoje przerażające oblicze pokazał
terroryzm. Okazało się, że wspaniałe wynalazki ostatniego stulecia
nawet w swojej najbardziej pokojowej wersji mogą być wykorzystane
przeciw człowiekowi. Papież rozumie to zapewne lepiej niż ktokolwiek
inny - przecież tylko cud, szczególna opieka Matki Bożej uratowała
go od śmierci z rąk terrorysty!
Piszę ten felieton w Dniu Papieskim, w czasie, gdy Polacy
starają się ze szczególnym wysiłkiem zgłębić treść i przesłanie Ojca
Świętego, gdy szczególnie intensywnie się za niego modlą, gdy chcą
czynem, ofiarą wesprzeć dobro, przekazując pieniądze na fundusz stypendialny.
Ale tekst ukaże się innego dnia: 28 października, dzień św. Judy
Tadeusza, nazywanego patronem spraw beznadziejnych. To dobry moment,
by powiedzieć, że ostatnie dziesięciolecia, epoka papieska, epoka
Jana Pawła II, to czas, kiedy żadna sprawa nie jest do końca beznadziejna,
że co prawda zło nie ustępuje, póki świat istnieje, ale ostatecznie
zawsze triumfuje dobro. Ojciec Święty nie lekceważy żadnego z przejawów
zła, może nikt lepiej niż on nie zna zła panoszącego się w świecie.
A równocześnie nie ma bardziej wyrazistego Świadka Nadziei. Epoka
Papieska to Epoka Nadziei.
Pomóż w rozwoju naszego portalu