"Quo vadis" w reżyserii Jerzego Kawalerowicza jest kolejną
superprodukcją polskiej kinematografii. Producenci liczą, że zainwestowane
fundusze zwrócą im się z nawiązką. Czy tak będzie? Wyświetlany od
6 tygodni film nie cieszy się tak dużym powodzeniem jak "Pan Tadeusz"
Wajdy czy "Ogniem i mieczem" Hoffmana. Widać to było już po premierze,
czyli w pierwszym tygodniu wyświetlania. Film w rekordowej jak na
polskie warunki ilości kopii (132 egzemplarze) zgromadził tylko nieco
powyżej 300 tysięcy widzów, podczas gdy na "Pana Tadeusza" (99 kopii)
poszło do kin niemal 425 tysięcy osób. Lepsze wejście miało już nawet
w "Pustyni i w puszczy".
Władysław Pilarz - właściciel kina "Muza" w Sosnowcu:
- Przez cztery tygodnie wyświetlania film zobaczyło zaledwie
28 tys. widzów. Frekwencja jest słaba. Porównując to z innymi polskimi
superprodukcjami, jest to liczba mniejsza o połowę. Trzeba jeszcze
wziąć pod uwagę fakt, że połowa widzów to uczniowie. A ci widzowie,
którzy widzieli film, odczuwają coś w rodzaju niedosytu. Starsi mają
w pamięci "Faraona" i spodziewali się lepszego filmu, albo co najmniej
porównywalnego. Szczególnie krytycznie podchodzą do filmu młodzi
ludzie. Te seanse są dla nas najtrudniejsze. Młodzież po prostu nudzi
się, bo trzeba przyznać pierwsze kilkadziesiąt minut filmu jest niemal
teatralne. Niemniej jednak jest zapotrzebowanie na tego typy filmy.
Niewskazane są natomiast eksperymenty. Przekonał się o tym Filip
Bajon - reżyser "Przedwiośnia", który wprowadził wiele zmian i film
nie spodobał się ani nauczycielom, ani uczniom. Nie wolno eksperymentować
z klasyką. Kawelerowicz mógł więcej wydobyć z książki i inaczej rozłożyć
akcenty. Ale zrobił, jak zrobił. Reżyserowi nie tyle brakło umiejętności,
bo przecież film jest nakręcony poprawnie warsztatowo, co energii
i siły. "Quo vadis" będzie wyświetlany w sosnowieckim kinie "Muza"
do 8 listopada.
Pomóż w rozwoju naszego portalu