Ukraść na budowę
Pierwszy etap rozwoju tego zjawiska rozpoczął się tuż po zjednoczeniu Niemiec, gdy nabrały tempa prace związane z odbudową i modernizacją całej infrastruktury technicznej oraz zabudowy w byłej NRD. Zwiększyło się wtedy znacznie zainteresowanie różnego rodzaju naturalnymi materiałami budowlanymi, a ich nielegalnym pozyskiwaniem na terenie Polski zajęły się nieformalne grupy polsko-niemieckie. Np.pozyskiwano przedwojenną kostkę granitową z polnych dróg na naszym terenie i następnie przemycano ją do Niemiec. W okolicach Ołoboku zniknęło w ten sposób kilkaset metrów dróg. Z czasem asortyment kradzionych przedmiotów możliwych do wykorzystania w budownictwie coraz bardziej się rozszerzał na zabytkowe elementy architektoniczne, kamieniarkę budowlaną czy detale związane z małą architekturą parkową. W szczególności najbardziej poszukiwanymi przedmiotami były wówczas: kamienne koryta, kwietniki z piaskowca, baseny, postumenty, kule, donice, rzeźby ogrodowe, węgary, imposty, stopnice, podstawy balustrad, tralki, trzony kolumn, a także metalowe bramy z ogrodzeń parków, dworów czy cmentarzy. Działalność ta trwała do 2001 r.
Co biorą dzisiaj
Drugi etap kradzieży przedmiotów zabytkowych, rozpoczęty pod koniec lat 90., okazał się dla nas znacznie groźniejszy. Złodzieje zainteresowali się obiektami wyższej klasy, jak: kościoły, kapliczki przydrożne, plebanie, cmentarze, zespoły parkowo-pałacowe, biblioteki, muzea czy zbiory prywatne. Oprócz tego „poszukiwacze skarbów” plądrują stanowiska archeologiczne, których na terenie naszego województwa nie brakuje. Przedmioty zdobyte w ten sposób trafiają na targi kolekcjonerskie w Polsce i prawdopodobnie w innych krajach Europy. Osobną jakby sprawą jest narastające lawinowo zjawisko rabunku elementów metalowych wycinanych ze wszystkich możliwych miejsc. Znikają w ten sposób nawet krzyże.
Musimy coś zrobić
Rzeczywiście, nasze zabytki i dzieła sztuki częstokroć są słabo zabezpieczone. Trudno jednak za to kogoś tak po prostu winić. Obiekty zabytkowe znajdują się najczęściej na terenie parafii wiejskich, mających kilka kościołów, z których niektóre są zabytkowe. Trudno więc mieć pretensje do proboszcza mającego pod swą opieką, dla przykładu, siedem kościołów, z których cztery są zabytkowe. Do tego wyobraźmy sobie, że jego parafia nie liczy nawet 2 tys. mieszkańców, a z niedzielnej tacy zbiera się ok. 500 zł. Założenie zwyczajnego alarmu średnio może kosztować ok. 5 tys. zł, ale zależy to, oczywiście, od wielkości kościoła. W takiej sytuacji nie sposób zabezpieczyć wszystkich zabytkowych obiektów własnymi siłami. Niewątpliwie wielkim plusem jest fakt, że począwszy od 2004 r. wszystkie kościoły w naszej diecezji są ubezpieczone.
Ustawowy obowiązek dbania o obiekty zabytkowe, nie tylko kościelne, na swoim terenie mają samorządy lokalne. Częściowo sprawują one swoją opiekę nad tymi obiektami poprzez różne instytucje im podległe, jak choćby policja czy straż pożarna. Z pewnością więc możemy i powinniśmy na szczeblu parafii zabiegać o to, by w budżecie gminy czy powiatu były przewidziane wydatki na zabezpieczenie naszych kościołów. Trudno oczekiwać cudów, ponieważ i samorządy nie są zbyt bogate, jednak biorąc pod uwagę narastający proces rozkradania naszego dziedzictwa religijnego i kulturowego, wydatki na zabezpieczenie świątyń są uzasadnione.
Pomóż w rozwoju naszego portalu