Liturgia
Kulminacją pielgrzymki była, z mojego punktu widzenia, Liturgia
Wielkiego Piątku. Był to dzień, na który oczekiwałem z niecierpliwością.
Zapewne nie tylko ja. Dwunastu z nas, kleryków, oraz dwóch diakonów
spotkało szczęście służenia w asyście Ojcu Świętemu podczas wielkopiątkowej
Liturgii.
Cały dzień przebiegał pod jej hasłem. O dziewiątej rano
przybyliśmy do Bazyliki św. Piotra, gdzie trwała już odprawa ceremoniarzy
papieskich. Po jej zakończeniu podszedł do nas jeden z nich - Polak,
ks. prał. Konrad Krajewski, pochodzący z diecezji łódzkiej - jak
się okazało nasz dobry duch i przewodnik, który umożliwił nam dostanie
się do tych miejsc, do których normalnie nie mielibyśmy szansy się
dostać. Podzielono nas na grupy, przydzielono funkcje, po czym zabraliśmy
się do pracy. Razem z moimi kolegami z roku: Tomkiem, Norbertem i
Łukaszem dostałem się do grupy będącej najbliżej Papieża. Nieśliśmy
mitrę, pastorał, Księgę - ja niosłem mikrofon. Każdą z grup zajmował
się jeden ceremoniarz. Nasz był bardzo dystyngowanym, pogodnym i
tryskającym humorem księdzem. Niestety, nie mówił w żadnym języku,
oprócz włoskiego. Na szczęście ks. Konrad, mimo że zajmował się swoją
grupą, starał się być obecny wszędzie tam, gdzie była potrzebna jego
pomoc. Atmosfera, mimo pozornego spokoju, była nieco napięta. Nie
wszystko szło gładko. Ja np. ciągle plątałem się w kablach mikrofonu.
Pomiędzy samymi ceremoniarzami dochodziło czasami do małych sprzeczek.
Na naszych oczach rodziła się cała liturgia, ścierały się pomysły,
ustalane były najmniejsze szczegóły. Zaglądano nawet do albumu ze
zdjęciami, aby sprawdzić, jak to wyglądało wcześniej. Wszystko po
to, aby liturgia wyglądała jak najpiękniej i naprawdę zbliżała do
Boga. "Szefowi" - bp. Pierro Mariniemu zależało jeszcze na tym, aby
tak skonstruować obrzędy, by jak najmniej męczyć Ojca Świętego i
pozwolić mu się spokojnie modlić.
Przećwiczyliśmy wszystkie elementy, ale tego co po czym
następuje, kiedy ruszamy a kiedy stajemy, na dobrą sprawę jeszcze
nie pamiętaliśmy. Kiedy kończyła się próba i żegnaliśmy się z bp.
Marinim, ludzie dotąd spokojnie zwiedzający Bazylikę zaczęli gromadzić
się gdzieś w bocznej nawie. Nagle rozbłysnęły flesze i podniosła
się wrzawa. "Ojciec Święty przyszedł spowiadać..." - powiedział ks.
Konrad.
Do Bazyliki wróciliśmy na godz. 16.00. Jakieś pół godziny
później, już przy niemal całkowicie wypełnionym ludźmi wnętrzu, odbyliśmy
ostatnią, generalną próbę. W zasadzie wszystko już było wiadome,
ale słowa, które skierował do nas na koniec ks. Konrad rozładowały
nieco nerwową atmosferę. "Wzbudźcie w sobie intencję i módlcie się.
Nie myślcie o tym, żeby dobrze wypaść, nie uśmiechajcie się do kamer,
ale módlcie się z Papieżem, a na pewno wszystko się uda". Dał jeszcze
kilka wskazówek, co robić, gdy się pomylimy: "Przede wszystkim zachować
spokój".
W prowizorycznej zakrystii, utworzonej w kaplicy Piety
Michała Anioła ubraliśmy się w komże i obserwowaliśmy coraz liczniej
gromadzących się księży i osobistości znane nam dotychczas tylko
z telewizji. W naszej zakrystii przygotowywał się także kard. Zenon
Grocholewski. Nawiązała się krótka rozmowa. Po Liturgii zaprosiliśmy
go do wspólnego zdjęcia. Gdy wszystko było już gotowe, podszedł do
nas ks. Krajewski i zaczął z nami rozmawiać. "Przyglądajcie się uważnie
liturgiom - powiedział. - To, za co ludzie będą was kochać, to pięknie
sprawowane liturgie; do tego jesteście powołani. Podczas takich uroczystości
jak ta jest nas tu siedmiu ceremoniarzy. Naszym zadaniem jest czuwać
nad tokiem liturgii, stworzyć odpowiednią atmosferę, sprawić, aby
Ojciec Święty, kardynałowie, czy biskupi mogli się spokojnie modlić.
Wy też macie swoich ceremoniarzy. Nie musicie się o nic martwić.
Robicie tylko to, co do was należy i modlicie się z Papieżem. O resztę
będzie się martwił wasz ceremoniarz". O bp. Marinim powiedział: "
To jest człowiek, który nie tylko jest z Papieżem, ale naprawdę kocha
Papieża i to widać. Przy nim można się naprawdę dużo nauczyć".
Tuż przed godz. 17.00 do małego pomieszczenia obok kaplicy
Piety wszedł Ojciec Święty. Wszyscy ukłoniliśmy się w jego kierunku.
Gdy Papież był już ubrany w ornat i mitrę, ruszyła procesja. Najpierw
szedł krzyż i akolici, potem długi szereg księży i dostojników kościelnych,
którzy wyłaniali się z głębi bocznej nawy oddzielonej od reszty Bazyliki
wysoką zasłoną. Nasza czwórka szła tuż za Papieżem jadącym ruchomymi
schodami. Gdy otworzyła się przed nami owa zasłona, naszym oczom
ukazał się niezwykły widok: ściany ludzi tłoczących się za barierkami
po obydwu naszych stronach. Szliśmy wzdłuż nawy głównej, przez sam
środek tego morza ludzi.
Byliśmy jak zaczarowani. Choć nie grały organy, które
tworzyłyby dodatkową barierę dźwiękową, nie przeszkadzały nam i tak
żadne szmery, żadne okrzyki, żadne światła fleszy pochodzące z setek
aparatów fotograficznych jednocześnie. Trwaliśmy w skupieniu, w jakim
się znaleźliśmy dzięki słowom ks. Konrada.
Liturgia papieska to coś naprawdę wyjątkowego. Zwłaszcza
gdy jest sprawowana we wnętrzach Bazylik - św. Piotra czy laterańskiej.
Wówczas wnętrza te nie tylko stanowią wspaniałą oprawę liturgii,
ale znakomicie z nią harmonizują. Stają się prawdziwym przedsionkiem
Nieba. Teologiczny charakter architektury Bazylik sprawia, że ona
sama podsuwa rozwiązania liturgiczne. Nic tu nie przeszkadza - przeciwnie,
wszystko służy chwaleniu Boga. Ogromne przestrzenie architektoniczne
nie przytłaczają, ale wypełnione modlitwą wiernych sprawiają, że
wnętrza na nowo ożywają i zyskują nowego blasku. Dbałość o każdy
detal liturgii sprawia, że wszystkie znaki, mimo że język w którym
liturgia jest sprawowana nie dociera do wszystkich, stają się jasne
i zrozumiałe.
Pomóż w rozwoju naszego portalu